Jerzy George Jerzy George
481
BLOG

Wywiad z siostrą Ratched: Lincolnowi już dziękujemy

Jerzy George Jerzy George USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Podobno siostra Ratched, czarny charakter książki „Lot nad kukułczym gniazdem” i filmu o tym samym tytule, jest postacią wziętą z życia. Wywiadu z nią nikt nie przeprowadzał, ani w filmie, ani w życiu, ale gdy czyta się wywiad z Gabrielą López, szefową Rady Edukacyjnej w San Francisco, trudno się obronić przed myślą, że udziela go ktoś właśnie taki jak pielęgniarka z arcydzieła Miloša Formana.

Na stronie internetowej Rady można znaleźć zdjęcie bohaterki wywiadu. Gabriela López nie jest ładna jak filmowa siostra Ratched i nie ma jej lodowatych oczu, ani fryzury z lat czterdziestych świadczącej - zdaniem aktorki odtwarzającej tę postać - że życie siostry Ratched zatrzymało się wiele lat temu. Ze zdjęcia Gabrieli López patrzy miła, uśmiechnięta twarz trzydziestoletniej kobiety, której życie dopiero nabiera rozpędu. Gdyby to zdjęcie zamieszczono w New Yorkerze, gdzie ukazał się wywiad, być może do skojarzeń z siostrą Ratched w ogóle by nie doszło.

Wywiad przeprowadził Isaac Chotiner, o którym w różnych kręgach mówi się różne rzeczy. W kręgach progresywnych panuje opinia, że ludzie boją się Isaaca Chotinera, choć nie powinni się bać, chyba że mają coś do ukrycia. Z kolei w konserwatywnych kręgach Chotiner uważany jest za twardego zawodnika, którego pytania stają się tym łagodniejsze, im bardziej lewicowy jest jego rozmówca. W wywiadzie z Gabrielą López jego pytania złagodniały do tego stopnia, że chwilami nie sposób zrozumieć, po co on w ogóle przeprowadził tę rozmowę.

Rada Edukacyjna miasta San Francisco zmieniła większością głosów 6 do 1 nazwy 44 szkół noszących imiona między innymi Lincolna i Washingtona. Z tytułu wywiadu - „How San Francisco renamed its schools” („Jak San Francisco zmieniło nazwy swoich szkół”) - wynikałoby, że czytelnicy się dowiedzą, dlaczego nazwy szkół zostały zmienione, kto rzucił ten pomysł, jaki był odzew uczniów i rodziców, kto zatwierdził zmiany, kto wprowadził je w życie, słowem jak wyglądał cały proces pozbawiania szkół ich dotychczasowych patronów. Tymczasem są tam same ogólniki. W dodatku prócz wzniosłych ogólników nie ma nic o nowych patronach. Nie pada ani jedno nazwisko, jakby to było nieistotne.

W jednej z kluczowych scen filmu „Lot nad kukułczym gniazdem” Randle McMurphy, postać grana przez Jacka Nicholsona, chce z grupą pacjentów szpitala dla umysłowo chorych obejrzeć mecz baseballowy w ramach World Series. Siostra Ratched odmawia, tłumacząc łagodnym głosem, że McMurphy prosi ją o zmianę czegoś, co jest bardzo troskliwie wypracowanym programem zajęć i że pacjentom zajęło dużo, dużo czasu, by przywyknąć do tego programu, tak że zmienienie go teraz może być dla nich bardzo przykre.

W taki sam łagodny sposób Gabriela López, szefowa Rady Edukacyjnej, tłumaczy Isaacowi Chotinerowi, dlaczego rozpatrując zmianę patronów szkół powołany do tego komitet nie zapytał o zdanie historyków. Gdy siostra Rachet tłumaczyła, dlaczego nie chce zmieniać programu zajęć, McMurphy, który od początku był nastawiony konfrontacyjnie, wybucha gniewem. Od tej chwili zaczyna się między nimi wojna zakończona poddaniem McMurhy’ego najpierw lobotomii, a później eutanazji z rąk solidaryzującego się z nim Indianina. Isaac Chotiner słuchając Gabrieli López nie wybucha gniewem, chociaż chodzi o pozbawienie szkół patronatu takich postaci jak Lincoln czy Washington. Wprost przeciwnie, zdaje się aprobować szokującą decyzję komitetu. Aprobata jest już zawarta w samym sposobie, w jaki formułuje jedno z pytań:

„Czy pani mówi, że w zasadzie niekoniecznie chcemy wywyższać powiedzmy Lincolna, ale to nie znaczy, że nie będziemy uczyć o Wojnie Secesyjnej i Proklamacji Emancypacji?”

Chotiner używając pierwszej osoby liczby mnogiej zapisuje się tym pytaniem do obozu tych, co nie chcą, by szkoły w Ameryce nosiły imiona amerykańskich bohaterów.

„Absolutnie – odpowiada mu López. – Ale, nawet z tym, brutalność i prawda często nie są omawiane w naszych szkołach. I myślę, że nawet przy moim doświadczeniu życiowym i przy mojej edukacji to wszystko, czego doświadczyłam w college’u, co zyskujemy przez studiowanie etyki, nie jest procesem, który zazwyczaj obserwujemy pracując w szkołach. Tak samo jest z omawianiem historii. Oczywiście prowadzi to do nikąd.”

Trudno z tej odpowiedzi cokolwiek zrozumieć, jest tak zagmatwana, że nie sposób jej rozplątać. Po angielsku wygląda to jeszcze gorzej.

Chotinerowi nie chciało się niechlujnych wypowiedzi Gabrieli López nawet porządnie zredagować. Po cóż miałby to robić, przecież ludzie nie muszą tego bełkotu rozumieć, wystarczy, że bezkrytycznie poprą wielką sprawę.

W powyższym fragmencie wywiadu nie było jeszcze dużo podobieństwa do zagrywek siostry Ratched. Gabriela López zaczęła coraz bardziej mówić siostrą Ratched, dopiero gdy Chotiner zapytał ją o historyków:

„Mówiła pani o nauczaniu historii i jego znaczeniu. Czy komitet chciał zapytać o zdanie historyków? I dlaczego chciał lub nie chciał?”

„Cóż – zaczyna López – trudno mi odpowiedzieć na to pytanie bez wskazania na to, że komitet nie chciał, by włączyli się historycy. Myślę, że komitet nie taki proces uruchamiał. W jego skład wchodzili różnorodni członkowie społeczności, ludzie z określonym zapasem doświadczeń życiowych, wnoszący swój wkład do dyskusji, ludzie z różnych środowisk, którzy sami są wykształceni. Taki więc, myślę, był skład komitetu.”

Chotiner czuje się zmuszony pogłębić swoje pytanie:

„Jeden z członków komitetu powiedział o rozmowach z historykami: ‘Co by one dały? Historia została napisana i udokumentowana całkiem dobrze w każdym kierunku. Tak więc nie musimy w tym względzie zajmować się historią. Nie nad tym dyskutujemy. Nie ma potrzeby dyskutować w tym względzie o historii. Coś albo się stało, albo nie.’ Co pani o tym sądzi?”

Siostra Ratched ustami Gabrieli López zaczyna odwracać kota ogonem:

„Próbuję zrozumieć pana pytanie. Uważa pan, że taki proces jest niedopuszczalny?”

„Mówiła pani wcześniej – wyjaśnia cierpliwie Chotiner – jak, bez względu na to, kogo wywyższymy, historii należy uczyć. Ponieważ podkreśliła pani znaczenie historii, byłem ciekaw, czy historycy byli pytani o zdanie. I wygląda na to, że nie byli.”

López kwestię „kogo wywyższymy” rozumie po swojemu. Lincoln i Washington nie mają u niej najmniejszych szans:

„Dobrze. Moja praca polega na dzieleniu się takim pojmowaniem historii ze studentami. Myślę, że dla mnie wywyższanie jest ważne. To nie anuluje historii. To jest chwila i okazja, by wywyższyć rzeczy, które zazwyczaj nie są wywyższane w naszym systemie szkół publicznych, w naszym społeczeństwie. A to oznacza inne głosy, inne doświadczenia życiowe członków zróżnicowanego społeczeństwa, które przyniosą dumę naszym uczniom i to pozwoli im dowiedzieć się więcej o sobie. To naprawdę wyszło z tej idei, że w jakiś sposób przez usunięcie tych nazwisk, usuwamy też te historie, i usuwamy to, co się stało. Bez zrozumienia tego nie możemy posuwać się naprzód. Bez zrozumienia tego nie możemy wyleczyć społeczeństwa.”

 Przeprowadzający wywiad dziennikarz pogłębiał pytania, ale niemal w każdym z nich zawarty był element usprawiedliwienia. Jakby mówił: Pytam o to, z pewną nawet nachalnością, nie dlatego, że nie jestem po pani stronie, ale ludzie mniej oświeceni ciągle wysuwają takie zastrzeżenia, więc musimy im pokazać, że my, ludzie światli, nie boimy się głośno mówić o tych sprawach. I w tym duchu kontynuuje wywiad:

„Powodem, dla którego podnoszę te sprawy jest to, że zakwestionowano niektóre historyczne argumenty stojące za tymi decyzjami – nie tyle dotyczące tego, jak powinniśmy postrzegać fakt, że George Washington był założycielem kraju i posiadaczem niewolników, co raczej faktycznych rzeczy.”

W tym miejscu Chotiner wymienia konkretne przypadki znacznie mniej prominentnych postaci, co do których pojawiło się pytanie, dlaczego historycy nie mieliby sprawdzać, jak się sprawy miały. Czyli furda Washington i to, że był współzałożycielem kraju, mówmy o faktycznych sprawach.

„Rozumiem, co pan mówi” – odpowiada López. – „Jeśli chodzi o mnie – kontynuuje, jakby nie miała żadnego udziału w podjęciu decyzji o zabraniu szkołom ich patronów - to myślę, że po prostu zostały stworzone kryteria, by pokazać, czy istnieją powiązania z tymi konkretnie tematami. Z supremacją białych, rasizmem, kolonizacją, niewolnictwem, zabijaniem rdzennych mieszkańców, czy też innymi symbolami, które to uosabiały. A komisja przyznała, że są to nazwiska, które mają te powiązania. Dlatego w moim rozumieniu musimy uczyć historii, ale jednocześnie zgadzam się, że nie powinniśmy takich powiązań mieć, a to jest sposób na pokazanie tego.”

To - czyli pozbawienie szkół ich patronów. Gabriela López woli nie mówić tego zbyt wyraźnie. Ale już następna uwaga dziennikarza da jej sposobność wygłoszenia własnej wersji przytoczonej na wstępie kluczowej wypowiedzi siostry Ratched.

Chotiner: „Myślę, że część problemu polega na tym, że powiązania mogą nie być takie, jak powiedziała komisja. Dlatego o tym wspomniałem.”

Jak widzimy, nie obyło się bez kolejnego usprawiedliwienia.

Gabriela Lopez: „Więc wtedy dyskredytuje pan pracę, którą oni wykonują, i proces, który wypracowali, aby stworzyć tę listę. Toteż gdy zaczynamy prowadzić te rozmowy, i wskazujemy na te sprawy, i otrzymujemy uzasadnienie, a oni wyjaśniają, dlaczego dokonali takiego wyboru i dlaczego to ogłaszają, wtedy nie chcę wdawać się w proces, w którym dyskredytujemy pracę wykonaną przez tę grupę.”

Chotiner kierując do rozmówczyni powyższą uwagę był po trochu McMurphym, ale daleko mu do niego, w każdym razie lobotomia i eutanazja na pewno mu nie grożą. Za to López była już stuprocentowym wcieleniem siostry Ratched. Ich rozmowa w tym miejscu dobiegła dopiero połowy. Dalej omawiane są przypadki postaci znacznie mniejszego kalibru i rozmowa zatacza kolejne kręgi, wciąż dochodząc do wyjściowego punktu – historia swoją drogą, a faktyczne sprawy swoją.

Prawdopodobnie co druga osoba, która trafiła w internecie na ten wywiad, czytała go z uczuciem rosnącego zdumienia: Jak to możliwe, że kilku ludzi i jedna trzydziestolatka mogło zadecydować o wyrzuceniu ze świadomości amerykańskich uczniów największych postaci w historii ich kraju. Gabriela López zaledwie od dwóch lat pełni funkcję szefowej Rady Edukacyjnej w San Francisco, ale zdążyła ją zdominować, zupełnie jak siostra Ratched, która zdominowała szpital dla umysłowo chorych. Połowa Ameryki patrzy na to ze zgrozą i nic nie może zrobić. Druga połowa czeka, co będzie dalej. Ale gdzie były władze stanowe i federalne, że dopuściły do czegoś takiego? Kto, jeśli nie one i prezydent, ma zapobiegać takim wybrykom?

Ludzie spod Kapitolu?


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka