Jerzy George Jerzy George
1194
BLOG

Nurowska bawi się w Rakowskiego

Jerzy George Jerzy George Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

Mieczysław Rakowski uchodzi za najbardziej niejednoznaczną postać PRL. Dla mnie jednak jest postacią całkowicie jednoznaczną. To on w latach 1980-1981 pierwszy zaczął wieszczyć wojnę domową. Zwykli ludzie słuchając wtedy jego wystąpień potrząsali ze zdumieniem głową i pytali: O czym on gada, jaka wojna domowa? W grudniu 1981 roku już nie musieli pytać, Jaruzelski wyłożył karty na stół. Rakowski stał wówczas niezłomnie u jego boku.

A Nurowska? - Nurowska przeciwnie. W mojej świadomości była do niedawna wręcz modelowo niejednoznaczną postacią. W sensie, że zawsze myliłem ją z Koftą, Gretkowską, czy inną Tokarczuk. Ta ostatnia kojarzy mi się przynajmniej z nagrodą Nobla. Którą prędzej czy później dostanie. Tak samo jak Masłowska. W swoim czasie. O ile, rzecz jasna, lewica nadal będzie na topie. Niemniej obudzony o trzeciej w nocy za Chiny nie byłbym w stanie powiedzieć, czy Nurowska to ta od „Biegunów”, czy ta od „Suk”.

Przy całej niejednoznaczności Nurowskiej, z jednoznacznym Rakowskim łączyła ją do niedawna jedna tylko rzecz - że oboje byli intelektualistami. Rakowski już nie jest, bo umarł, ale nie o to do jasnej Anielki chodzi. Zawsze, kurde, jakieś detaliki się wciskają. A Nurowska nie jest intelektualistą, tylko intelektualistką, tak? Szlaken mnie trafen od tego dzielenia włosa na czworo.

Tu chodzi wyłącznie o łączność duchową, łączność ponad podziałami, której nawet grób nie przekreśla. Nurowską i Rakowskiego dotychczas łączył jedynie wpojony im od dziecka intelektualizm. Teraz dodatkowo połączyła ich wojna domowa. Pora oddać głos Nurowskiej:

"Kaczyński tak napiął strunę, że jeśli nasza strona nie wygra wyborów, może dojść do rozlewu krwi! On nie ma nic do stracenia, to człowiek obłąkany, pozostała mu tylko władza, ale my mamy rodziny, dzieci i wnuki!"

Znowu jest sierpień i znowu komuś marzy się rozlew krwi. Obsesja jakaś czy co? Lewicowi intelektualiści nie próbują nawet zachować choćby śladowej spójności swoich narracji. Nurowska o chęć rozpętania wojny domowej oskarża Kaczyńskiego, który jest bezdzietnym kawalerem, więc niby nie ma nic do stracenia. Rakowski o to samo oskarżał Wałęsę, który miał żonę i siedmioro dzieci, czyli w sumie do stracenia też właściwie nic. To się nazywa zjeść ciastko i nadal je mieć! Nasycona niezjedzonym ciastkiem wieszczka Nurowska nie raczy przy tym pamiętać, że „obłąkany” Kaczyński jakąś tam rodzinę jednak ma i pewnie troszczy się o dobro wnuków swego tragicznie zmarłego brata. Ma również koty, którym rozlew krwi niekoniecznie by się przysłużył. W trakcie działań wojennych mogłyby pomrzeć z głodu. Nie robi się takich rzeczy kotom.

A w ogóle to w tej notce wcale nie miało być o tym, co powyżej. Miało być o mieszaniu się artystów do polityki, z którym zupełnie im nie do twarzy. Co Krystynie Jandzie na przykład szkodziło, że wszyscy w Polsce ją kochali i podziwiali? „Guma do żucia” i pocałunek przesłany pięścią komunie wzbudziły powszechny zachwyt polskiej publiczności? Ale Krystyna Janda któregoś dnia postanowiła, że w zupełności wystarczy, jeśli będzie ją wielbić tylko połowa Polaków. Życzeniu Jandy stało się zadość. W rezultacie jej politycznych wybryków pół Polski nadal ją lubi, może nawet jeszcze bardziej, ale drugie pół nie może patrzeć na nią.

Po co Robert De Niro zwierzał się całej Ameryce ze swej chęci obicia mordy Trumpowi? Wychodzi na to, że tylko po to, by teraz jemu chciała obić mordę połowa Amerykanów. I to połowa, która naprawdę potrafi w pysk dać, w przeciwieństwie do wielbicieli postępu wyjących po słowach De Niro z zachwytu.

I tak można wyliczać do rana. Nurowska bredząca o rozlewie krwi, Gretkowska marząca skrycie o śmierci Kaczyńskiego, Tokarczuk majacząca o polskim kolonializmie i polskim udziale w misji Hitlera, Masłowska nagrywająca piosenkę-manifest o kiczowatej tęczy z placu Zbawiciela, Chwin obarczający zwykłych żołnierzy winą za stan wojenny, Zagajewski ubliżający byłej premier, młody Stuhr rżący z katastrofy smoleńskiej, Głowacki zachęcający do głosowania na Komorowskiego.

Z kim oni chcieli konkurować? Z komuchem Rakowskim? Z pajacowatym Palikotem? Z Michnikiem, Całą i Grossem? Ze Szczuką i Biedroniem? Z prawdomówcą Urbanem? Z mężem swojej żony Sikorskim? Z wszechpolskim Giertychem? Z Lisem i Żakowskim? Jeśli tak, to tylko pogratulować zaspokojonych ambicji.

Wiem, wiem, artyści są takimi samymi obywatelami jak wszyscy inni i mają prawo do głoszenia swoich przekonań politycznych. Tyle że w ten sposób rozmieniają swoją twórczość na drobne. A to jest moim zdaniem argument rozstrzygający, jeśli chodzi o niemieszanie kultury z polityką. Artyści są dla całych społeczeństw, a nie dla ich „lepszych" połów.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo