julian olech julian olech
783
BLOG

Jak ratować świat i Polskę?

julian olech julian olech Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 62

Wczoraj była Środa Popielcowa, pierwszy dzień Wielkiego Postu. Kościoły w ten dzień, a obserwuję to od lat, są wyraźnie przepełnione. Nie inaczej było i w moim kościele. Duże, wojewódzkie miasto, które gościło Euro 2012, było Europejską Stolicą Kultury, które zamieszkuje ubiegłoroczna noblistka i którym włada prezydent na wskroś przesiąknięty nowoczesnym liberalizmem, ma jednak wielu mieszkańców, którzy do Kościoła się przyznają. W pobliskich miejscowościach jest podobnie, kościoły w Środę Popielcową są bardziej przepełnione, niż w zwykłą niedzielę. Wiem, wiem, że są tacy, którzy do kościoła przychodzą na te najważniejsze święta i właśnie w Środę Popielcową. Dlaczego akurat ta Środa jest taka ważna? Przecież wygłaszane w ten dzień homilie nawołują do postu i pokuty, przypominają, że "prochem jesteś i w proch się obrócisz", wzywają do nawrócenia i wiary w Ewangelię, a dzisiejszy świat takich wezwań nie lubi. Teraz wszystko jest dozwolone, wszystko jest normą, łamane są wszelkie reguły, które przez lata i wieki były przestrzegane, a jeżeli je łamano, to nikt się tym nie chwalił i nie czynił jawnie z tego swojego życiowego motta. Teraz jest inaczej, a wszystko dla rzekomej wolności i dobra człowieka. Po co zatem tak licznie chodzimy do kościoła w Środę Popielcową?
   
Dzisiejszy świat niesie nam wiele nowości, które znacznie przyspieszyły tempo naszego życia. Nie tak dawno pojawiły się w naszym codziennym życiu komputery, telefony komórkowe, telewizja satelitarna, internet i tanie linie lotnicze, w wszystko to razem wzięte spowodowało, że świat bardzo się skurczył. Wielu z nas jeszcze pamięta pierwsze telefony komórkowe, które były wielkości cegły, komputery wielkości szafy, czarno-białe telewizory i te kolorowe typu Rubin, które od czasu do czasu wybuchały. Młodzież, ta już trochę starsza, jeszcze nie tak dawno urządzała potańcówki przy muzyce odtwarzanej z dużego, szpulowego magnetofonu. Pamiętamy, jak długo kiedyś czekało się na założenie domowego telefonu i ile czekało się na rozmowy międzymiastowe. Wszystko się zmieniło, ale, czy tylko na lepsze?

Kiedy pojawiły się pierwsze komputery, te "normalne", bo mieszczące się na zwykłych biurkach, wydawało się, że wreszcie zaczniemy oszczędzać czas i papier. Jeno i drugie w moim życiu zawodowym miało ogromne znaczenie. Wywodzę się z branży projektanckiej, a tu projektowanie bez komputerów trwało znacznie, wręcz nieporównywalnie dłużej, niż teraz, i zużywało się do tego, tak przynajmniej nam się wydawało, ogromne ilości papieru. Czas projektowania, czego by to projektowanie nie dotyczyło, zdecydowanie się skrócił, ale zastosowanie komputerów wcale nie przyniosło oszczędności papieru, wręcz przeciwnie, zużywa się go znacznie więcej. To tylko drobny, ale jakże namacalny przykład. Coś za coś, ktoś powie, ale, czy tak musi być, że dobro zawsze łączy się ze złem?

Telewizja satelitarna, internet, telefonia komórkowa i łatwość podróżowania przybliżyły nam świat na odległość ekranu telewizora, albo komputera od naszych oczu, a smarfon pozwala nam ten świat zabierać ze sobą wszędzie tam, gdzie jesteśmy, jeżeli tylko jesteśmy "w zasięgu". Jeżeli gdzieś na świecie coś istotnego się wydarzy, to zaraz o tym się dowiemy. Niestety, tak się składa, że z reguły dowiadujemy się przede wszystkim o tym, co w świecie złego się dzieje, bo ponoć "zło lepiej się sprzedaje". Czy "zło" naprawdę ma lepsze "branie" wśród ludzi? Czy wolimy oglądać ekrany epatujące okrucieństwem, albo wulgaryzmem, słuchać "ciężkiego metalu" często pachnącego satanizmem, bo to lepiej się sprzedaje? Czy człowiek z natury jest zły i do zła go bardziej ciągnie, niż do dobra? A może tym zachęcaniem do takiego, a nie innego wyszukiwania informacji, ktoś steruje, a my w swej nieświadomości biernie się tym manipulacjom poddajemy?

Wielu nam współczesnych wieszczy całkowity upadek naszego świata, twierdząc, że człowiek sam się do tego przyczyni. Tyle pisze się teraz o ekologii, o zmianach klimatycznych, twierdząc, że wszystkiemu, co złego w tych obszarach się dzieje winni są wyłącznie ludzie. Niektórzy nawet uznali, że dla ratowania naszej planety powinniśmy przestać się rozmnażać. Bo za dużo jemy, a produkcja żywności zatruwa Ziemię. Czy taki sposób rozumowania ma naszemu światu pomóc, czy zaszkodzić? Czy w ogóle rozważamy, jakie zagrożenie dla istnienia życia na Ziemi generuje gonitwa za wszelką nowością, bez uwzględniania kosztów jej wytworzenia? Czy swobodne i słabo kontrolowane przemieszczanie się ludzi na pewno jest dla ludzi dobre i bezpieczne? Czy wszelkie eksperymentowanie z poszerzaniem szeroko rozumianej wolności jest dla społeczeństwa korzystne, czy raczej niesie trudne do oceny zagrożenia, których skutków nie będziemy umieli naprawić? Trudno na takie pytania odpowiadać, ale, czy w ogóle zastanawiamy się nad tym, jakie koszty swojej nowoczesności niesie nam współczesny świat?

Dzisiaj wiele "światłych", "europejskich" i "światowych" osobistości, a także pomniejszych głosicieli prawd o naszym świecie, z nieukrywaną satysfakcją spostrzega, że ludzie od Kościoła odchodzą. Są tacy, którzy na taki stan rzeczy mocno się napracowali. Jeszcze inni twierdzą, że to odchodzenie od Kościoła niekoniecznie znaczy, że ludzie odstępują od wiary, im tylko Kościół nie jest potrzebny, z wielu zresztą powodów. Ale, czy można wierzyć i nie uczestniczyć w życiu Kościoła?
Po co zatem tak licznie chodzimy do kościoła w Środę Popielcową? Może  właśnie po to, by nawet ci, którzy do kościoła rzadko zaglądają przypominali sobie, że zasady, jakie Kościół głosi, są im bardzo potrzebne, by wiedzieli, jak żyć.

"Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię", czyż nie w tym jest ratunek dla naszego świata, który, jak wielu twierdzi, właśnie ginie?

to tylko moje opinie, nie oceniam ludzi, opisuję ich publiczne zachowania _ komentarze: pisz co chcesz, ale bez inwektyw i wulgaryzmów, za to zalicza się wypady

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo