Justyna Bazylak Justyna Bazylak
126
BLOG

Wojna nie jest romantyczna

Justyna Bazylak Justyna Bazylak Społeczeństwo Obserwuj notkę 5
Ostatni artykuł, który napisałam, „Nie ufam lewackiej filantropii”, w skrócie dotyczył faktu, że nie wszystko, co wygląda jak pomoc, naprawdę nią jest. Jeden z komentarzy pod artykułem uświadomił mi, jak niekompletny i zbyt romantyzowany obraz wojny prezentowany jest w mediach. Pokazuje, że niesienie pomocy nie musi być aktem filantropii – czasem jest dowodem naiwności. Chodzi tu o flotyllę, której rejs zakończył się niepowodzeniem. Czy, zbliżając się do obszaru objętego konfliktem zbrojnym, można oczekiwać respektowania zasad, które rządzą resztą świata?

Gaza. Zdjęcia totalnie zrujnowanych miast – tylko gruzy, śmieci, pogorzelisko. Wojska na ulicach, ludzie z bronią, sprzęt wojskowy, mury, zasieki. Ludzie wychudzeni, zmęczeni – w ich oczach można dostrzec ból, strach i wyczerpanie. Brud, nędza, głód, beznadzieja. To tyle, ile może dostrzec człowiek na ekranie.

Wojna brutalnie zmienia rzeczywistość, porządek, umowny stan rzeczy, a wraz z tym zmienia się człowiek. W rzeczywistości nieustannego zagrożenia człowiek musi przystosować się do panujących warunków. Poczucie ciągłego zagrożenia, w połączeniu często z brakiem wody czy pożywienia, uaktywnia tryb przetrwania. Owładnięty strachem, często wyłącza empatię. W instynktownej obawie przed śmiercią, w silnym pobudzeniu i wzmożonej czujności człowiek jest w stanie zrobić wszystko, by przetrwać.

Permanentny tryb zagrożenia paraliżuje, odbiera myślenie o przyszłości. Nie ma jutra – liczy się tylko tu, teraz i przetrwanie. Rzeczywistość wojenna rządzi się swoimi prawami i na pewno nie jest to środowisko bezpieczne. To rzeczywistość, w której tkwią obie strony konfliktu: cywile i żołnierze. Wojna nie oszczędza nikogo. Zabiera wszystko, co dla ludzi cenne, zabiera im człowieczeństwo. .

Słusznie zwrócił uwagę jeden z komentujących pod moim artykułem, nawiązując do akcji pomocowej flotylli – tylko ktoś bez wyobraźni mógł wierzyć, że ta akcja mogła zakończyć się sukcesem. Jak napisał uczestnik dyskusji o pseudonimie Korona „Nikt poważny by nawet tego nie chciał i być może w głębi duszy modlili się o to, żeby im na to nie pozwolono... o ile mieli odrobinę rozumu.”

Kontynuując myśl komentującego: gdyby nawet dopłynęli do brzegu, padliby ofiarą szabrowników, a w najczarniejszym ze scenariuszy mogli stać się ofiarami porwań. Nie trzeba być znawcą tematyki konfliktów zbrojnych, by wyobrazić sobie, że w rzeczywistości zagrożenia nie funkcjonują prawa, jakimi rządzi się świat „pokoju”, a panuje tam prawo siły. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by zdać sobie sprawę, że w tym niebezpiecznym świecie, gdzie nie funkcjonuje prawo, istnieje chęć przejęcia władzy przez różne grupy, niebędące pod żadną kontrolą.

Jednak w mediach widzieliśmy relację z dnia na dzień płynących statków, dokumentujących wydarzenia wyprawy aktywistów z opalonymi twarzami i rozwianymi przez wiatr włosami na tle lazurowej wody. Daleka jestem od przypisywania im złej woli, tylko czy aż tak niewiele w nich rozsądku? Czy ten rejs faktycznie miał nieść pomoc, kiedy zmierzali w kierunku oka cyklonu?

Jak napisał użytkownik o nicku Korona „Najpewniej przypłaciliby tę wycieczkę traumą, a ewentualny załadunek zostałby rozkradziony i trafił do bandytów. Nikt z Hamasu by na nich nie czekał, bo musieliby być idiotami, żeby wystawiać się na odstrzał Izraelowi. To strefa brutalnej wojny, chaosu, anarchii. Dlatego twierdzę, że uczestnicy tej wycieczki albo mieli tego wszystkiego pełną świadomość i chodziło im tylko o zrobienie przedstawienia, bo nie wierzyli, że uda im się tam dopłynąć, albo naprawdę w to wierzyli, przynajmniej niektórzy, co jednak nie świadczy zbyt dobrze o ich inteligencji. Tak naprawdę powinni podziękować tym, którzy ich przechwycili na morzu i zabrali w bezpieczne miejsce skąd ich wysłali z powrotem do domu.”

To głos rozsądku, którego próżno szukać w mediach. Zamiast tego otrzymaliśmy relacje o porwaniach i złym traktowaniu uczestników flotylli. Czego mogli spodziewać się ci ludzie, gdy stawiali czoła osobom, dla których codziennością jest śmierć, krew i beznadzieja wojny?

Pomoc? Tak — ale rozsądna i racjonalna, zdająca sobie sprawę z ludzkiej katastrofy oraz z możliwości zetknięcia się z najciemniejszą stroną człowieka dotkniętego bezlitosną wojną. Pomoc, w której minimalizuje się ryzyko utraty własnego życia.

Dziś, mieszkając w bezpiecznym kraju, nie sposób wyobrazić sobie życie w czasie konfliktu zbrojnego, mimo że taki ma miejsce tuż obok nas, na Ukrainie, mimo że wielu dysydentów, uznających się za Polaków, tak śmiało nawołuje do gotowości bojowej i stanięcia do walki. O co? W imię czego? To już inny temat.

Polacy, jako naród, który tak dotkliwie doświadczył agresji militarnej, mimo ustania walk zbrojnych dekady temu, kolejne pokolenie nosi w duszy echa traum. Mimo upływu czasu i odbudowy tego, co nas otacza, horror tych czarnych dni nadal tkwi w sercach.

Mimo że bomby na Gazę przestały spadać — oby na zawsze — wojna nie skończyła się; ona trwa i trwać będzie w ludziach.

Wojna nie ma w sobie nic z romantyzmu.


Bacznie obserwuje świat...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo