Ernest Skalski Ernest Skalski
2473
BLOG

Bluzg, dlaczego

Ernest Skalski Ernest Skalski Polityka Obserwuj notkę 51

 
”….rządzą nami żałosne kreatury bez zasad, kręgosłupa i ambicji…” – pisał nie tak dawno Łukasz Warzecha. A tak pisał Rafał A. Ziemkiewicz: ”…przejawów zbydlęcenia tzw. Elit , a potem przyjdzie uczyć zdesperowanych, bezsilnych ludzi, jak ”kulturalnie” przypomnieć rządzącym mętom, że są mętami
 
To śmieszne, ale oba cytaty wyglądające na zgodny dwugłos to elementy polemiki Warzechy z Ziemkiewiczem, w której Łukasz Warzecha przekonuje, że nie należy buczeć na cmentarzu, co aprobował Rafał Ziemkiewicz.
 
Wyzwiska przekreślają dyskusję. Owszem, Warzecha i Ziemkiewicz jeszcze pisują w sposób, nadający się od polemiki, ale nie może być partnerem polemiki facet, który na argument odpowie bluzgiem. Nie siada się do oczka i do pokera z kimś, kto sięgnie po majcher kiedy mu karta nie idzie.
 
A przecież chyba sześć lat temu, tu w Salonie, całkiem poważnie pisałem:” … jestem pełen uznania dla zawodowej pozycji Rafała Ziemkiewicza. W kapitule Nagrody Kisiela głosowałem za przyznaniem mu jej. Uważam, że dobrze pisze, … Reprezentuje on opcję polityczną, z którą się na ogół nie zgadzam, ale w wielu sprawach myślę tak samo jak on. Czasem myślę z pewną dozą zazdrości dlaczego ja tego nie napisałem co on. A to u mnie najwyższy stopień uznania dla kolegów po komputerze.
 
Myślałbym tak częściej o pana tekstach, panie Rafale, gdyby pisał pan nieco spokojniej, ale co człowiek to styl, a takie pisanie z biglem ma wzięcie. I radził bym panu, aby pan sobie nieco pofolgował z tą michnikowo-gazetową monotematycznością….. Jemu, zresztą, pan nie zaszkodzi...
 
To przywilej późnego urodzenia ( ?) nie pozwolił panu się zmierzyć z Michnikiem tam gdzie osiągał on swoją wielkość. Jak się Napoleona nie pobiło pod Austerlitz, Jeną czy Wagram, to jeszcze można go było dopaść pod Waterloo. A z linią Gazety i poglądami jej szefa można błyskotliwie polemizować, ale się na tym nie zbuduje swojej pozycji, bo nic nie można poradzić na to co Michnik mówił, pisał, a zwłaszcza robił, walcząc z komuną.
 
Są ludzie, którzy mogą zwrócić na siebie uwagę jedynie atakując Iwaszkiewicza, Miłosza, czy Wajdę. Teraz masa gryzipiórków żyje z Michnika. Ale pan ma przecież wiele do powiedzenia od siebie. Bez odbijania się od kogokolwiek. Tylu ludzi to panu mówi...’’
 
Pisałem to za Tysiącletniej IV RP, kiedy Rafał Ziemkiewicz mógł mieć poczucie, że dobrze postawił i że jego na wierzchu. Że słusznie uczynił, nie pojawiając się wiosną 1989 roku w powstającej ”Gazecie Wyborczej”. Młody, wykształcony, inteligentny, umiejący pisać, z jakimś dorobkiem. Przyjąłem paru takich i na pewno przyjąłbym jego. Byłby ozdobą Salonu, Warszawki, Krakówka, mainstream’u, - strach pomyśleć – michnikoidem. Nie musiałby wybrzydzać jak lis na kwaśne winogrona. Ale postawił jak postawił, a karta nie poszła całej formacji. Może stąd się bierze ta frustracja i bezsilna złość, przechodząca w nienawiść. A ta raczej rzadko ma elegancki wyraz. 
 
Ten, który w przekonaniu, że jest anonimowy i bezkarny, buczał na cmentarzu pierwszego sierpnia – stare, acz aktualne -niekoniecznie jest takim typem co to ma frajdę gdy komuś nawali kupę pod drzwiami. Zakładam, że buczą przede wszystkim ideowi. Oddani swej idei tak bardzo, że nic innego się dla nich nie liczy. W każdym razie nie w momencie wzmożenia ideowego. A idea jest rzeczą piękną i straszną. Nie piękną lub straszną, lecz właśnie piękną I straszną ! Przy czym im piękniejsza tym bardziej straszna, przeważnie. To idea pozwala nienawidzić, albo i użyć przemocy, bez poczucia grzechu, w przekonaniu, że słuszne to i sprawiedliwe.
 
Piękno idei, wyrażone słowami ”Bóg tak chce !” kazało tysiącom pobożnych mężów podjąć straszliwe trudy i wyrzeczenia wyprawy krzyżowej, by wyrżnąć ludność Jerozolimy. Żarliwa wiara kazała rzesze ludzi karać ”bez przelewania krwi’’, czyli na stosie, by uchronić przed ogniem piekielnych tych, których tam mogli byli spaleni sprowadzić. Piękna idea, wyrażona hasłami ”wolność, równość, braterstwo”, a także ”pokój chatom, wojna pałacom” była potrzebna by bestialsko spacyfikować Wandeę i pogrążyć w krwawych, acz malowniczych, wojnach Europę od Malagi do Moskwy. O XX wieku i jego wspaniałych ideach – ”Wsia włast’ sowietam” oraz ’’Ein Volk, ein Reich, ein fuehrer” nie ma co nawet wspominać.
 
To prawda, że w płomieniach wielkich idei zawsze grzali swą pieczeń przywódcy i pomagierzy. Nie wszyscy, przy czym nieprzekupni ideowcy są zawsze straszniejsi. Z tymi co kombinują udaje się czasem coś utargować. To prawda, że idea była, albo stawała się również, czy przede wszystkim biznesem. Ale to nie przekreśla niezbędnej roli autentycznych ideowców. Przynajmniej na wstępnym, decydującym etapie. Takich, którzy w porywie nie kalkulują i zdolni są do czynów wielkich w dobrym i złym. I jak sobie pomyślę o tej, przeważnie złowrogiej, wielkości, choćby wysadzających się zamachowców, to bez szacunku odnoszę do tych których dla przemożnej idei stać na buczenie jedynie. Przyznaję, że Pan nie uchronił mnie od pogardy, tak jak ich nie uchronił od nienawiści.
 
Skrzywdzeni i poniżeni
 
Pogarda i nienawiść różnej są wagi, przy czym dziś, w Polsce, znienawidzony czuje się znacznie lepiej od wzgardzonego. Platformers, normals, leming, wykształciuch, młody wykształcony w wielkiego miasta cechuje się raczej w miarę dobrym samopoczuciem. Oskarżenie o zdradę i zaprzaństwo jest dlań tak abstrakcyjne, że aż śmieszne. Nie przejmuje się więc nienawiścią tych, którymi pogardza i którzy niewiele mu mogą zrobić.
 
Oskarżenie o bycie ciemniakiem, nieudacznikiem niby nie ma tej wagi co oskarżenie o zdradę i zaprzaństwo, lecz boli bardziej tych których dotyka. Zdradę trzeba udowodnić, lub przynajmniej w bardzo wysokim stopniu uprawdopodobnić. Wiadomo, że to tylko inwektywa. Zaś gdy kogoś się nazwie nieudacznikiem to raczej on czuje że musi udowadniać, że nim nie jest. Udowadniać niekiedy i sobie. To trudne gdy ktoś nie czuje się człowiekiem sukcesu i nie jest tak odbieranym.
 
Sukces to może nawet nieco na wyrost. Normalsi, tworzący większość głosujacych na PO, niekoniecznie uważają się za ludzi sukcesu, ale na pewno nie czują się skrzywdzeni i poniżeni przez rzeczywistość III RP. A tak czują się w większości wyborcy Prawa i Sprawiedliwości, admiratorzy Jarosława Kaczyńskiego, wyznawcy religii smoleńskiej, dodatkowo ugodzeni przez ”ich” człowieka w Kościele, arcybiskupa Michalika. Znowu ”zdradzeni o świcie” ?
 
Wiem, że zaraz się może odezwać jakiś doktor habilitowany, niewiele po trzydziestce, z wielkiego miasta, znający pięć języków, bywały w świecie i prosperujący biznesmen, a przy tym zdecydowany zwolennik PIS i Prezesa. Nie zmienia to jednak faktu stwierdzanego przez kolejne wybory i kolejne sondaże, że oparciem tej partii są przeważnie wyborcy z mniejszych miejscowości, raczej starsi niż młodsi, a wykształceni i majętni raczej poniżej przeciętnej, tacy którym w większości się wiedzie gorzej niż większości platformersów. A przy tym ”gorzej – lepiej” to nie tylko stan, który się daje ściśle określić materialnie; taki dochód, taka konsumpcja, takie perspektywy. To również samopoczucie. Przy czym minęły czasy kiedy można było uważać, że ma się dobrze na właściwym dla siebie stopniu stratyfikacji społecznej. Mówiąc prosto; chłop mógł mieć lepiej czy gorzej, ale się nie porównywał z dziedzicem, referent rozumiał, że minister funkcjonuje na nieporównywalnym wyższym poziomie. A dziś tabloid judzi kierowcę i ekspedientkę, pokazując jak ten minister się pasie ”za nasze”.
 
Dawna stratyfikacja formowała się i trwała wiekami. Zburzyła ją wojna, a potem nowy ład, który tworzyła nowa władza. Realny socjalizm ze swoją hierarchią nie zyskał powszechnej akceptacji. Nawet beneficjenci systemu wstydzili się swego stanu posiadania. Przy czym beneficjantami byli i prominenci władzy i sprzedawczynie w sklepie mięsnym i taksówkarze. Obecny ład trwa już prawie pokolenie, ale dla świadomości społecznej to krótki okres. Ci, którzy mają gorzej od tych którzy maja lepiej, są przeświadczeni, że źle wyszli na historycznym rozdaniu jakim była transformacja. Nawet jeśli ich poziom życia jest wyższy niż był w PRL.
 
A do tego, od drugiej wojny światowej Zachód, a za nim pozostały świat, bogacił się i demokratyzował. Kilka ostatnich trudniejszych lat nie przekreśliło jak dotąd tego trendu. Towarzyszyły temu zmiany świadomościowe i powszechne przekonanie, że ”się należy”.
 
Klasyczna amerykańska reakcja na niezadowolenie z własnej kondycji to było branie swoich spraw w swoje ręce. Go West ! Robotnik z wschodniego wybrzeża harował na zakup konia, wozu i strzelby, poczym ruszał by znaleźć swoje miejsce na ziemi. W nowszych czasach były inne sposoby by wkroczyć na drogę mającą wieść od pucybuta do milionera. Zaś niedawny ruch ”occupy”, czyli de facto skarga, to nowość za oceanem, lecz w Europie roszczeniowość to powszechna postawa społeczna. Leszek Kołakowski mówił: ”agresywne żebractwo”. Może to reminiscencje feudalizmu kiedy się pracowało na seniora i oczekiwało odeń opieki, a na pewno to skutek kilku dekad państwa opiekuńczego. W Polsce też, gdzie opieka państwa nie była tak hojna, lecz zdecydowanie bardziej wszechogarniająca.
 
Wiele jest zatem powodów, aby istniała duża część społeczeństwa niezadowolona ze swojego w nim położenia. Byłoby dużym uproszczeniem uważać i uspokajać się tym, że należą do niej ludzie leniwi, niezdolni, niezaradni. Owszem, tacy też, ale ogromną i często decydującą rolę odgrywa to czy ktoś się urodził na wsi czy w dużym mieście, kim są jego rodzice, jak wielkiego wysiłku i jakich zdolności już na starcie wymaga od niego awans społeczny. Nie ma co dodawać, że wadliwa polityka społeczna i niewydajny system oświatowy nie ułatwiają wyrównywania szans.
 
Bieda żywi politykę
 
Problemy te, w większym czy mniejszym stopniu, mają wszystkie kraje, łącznie z najbogatszymi. Stosunkowo najsprawniej radzi sobie z nimi Skandynawia. Wszędzie stanowią one pole działania dla opozycji. Z tym, że na Zachodzie, w miarę wzrostu zamożności i rosnącego spokoju społecznego, prawica i lewica zbliżają się do siebie i stosunkowo łatwo wymieniają się rolami; rząd – opozycja. W obliczu pogorszenia się sytuacji, partie te nieraz dogadują się ze sobą i niezadowolenie społeczne szuka wtedy wyładowywania w niezorganizowanym ruchu wszelakich ”oburzonych”. W Polsce, po różnych przejściowych formacjach, choćby Samoobronie, tę niezadowoloną i w miarę aktywną część społeczeństwa zagospodarował Jarosław Kaczyński ze swoją partią.
 
Samoobrona prezentowała radykalne postulaty ekonomiczne i jakoś nie zadomowiła się na dłużej. Teraz związek zawodowy Solidarność pod kierownictwem Piotra Dudy zamierza oprzeć się na roszczeniach społecznych i gospodarczych. Ale jak dotąd w opozycji dominuje PIS i nie gospodarka i nie warunki życiowe są głównym sztandarem tej partii, lecz Wartości przez wielkie W. Kolejna wolta Kaczyńskiego, mówiącego ostatnio akurat o polityce społecznej i gospodarczej raczej tego nie zmieni. Prezes ma już za sobą kilka wolt i nie bardzo jest wiarygodny. A przede wszystkim jego elektorat dowartościowuje się tym, że nie walczy o kilka groszy, ale o Prawdę, Godność i wszelkie inne imponderabilia. I PIS będzie musiał o tym pamiętać, by nie zniechęcić swych ideowych wyznawców.
 
Ludzie szukający pociechy w wierze, przekonani o swojej wyższości, mogą długo trwać w takim stanie. Dzięki temu Jarosław Kaczyński, podtrzymując ten nastrój, ma zapewnione stałe poparcie. Jego przyboczni mogą liczyć na miejsca parlamencie i pewną pulę miejsc w samorządach. Lecz jednocześnie PIS jest normalną partią polityczną, podporządkowaną ogólnym zasadom polityki. Aktywne jednostki wśród działaczy i popieraczy źle znoszą długie trwanie na stopniowo kurczących się pozycjach, na malejące szanse awansu, na braku perspektyw na zwycięstwo wyborcze, o czym sa przekonani nawet blogerzy Salonu. Partie źle znoszą zbyt długie przebywanie przy władzy i zbyt długie przebywanie w opozycji. Stąd mamy przejściowy bunt Ludwika Dorna, secesję wpierw Joanny Kluzik – Rostkowskiej (teraz robiącej karierę w PO), Elżbiety Jakubiak i Pawła Kowala, a później Zbigniewa Ziobry i Jacka Kurskiego.
 
Jak dotąd nikomu z odszczepieńców, którzy nie chcieli pozostawać w obozie nieudaczników, nie udało się stworzyć lepszego PIS-u. Wyznawcom w jego elektoracie nie mają do zaproponowanie niczego co by mogło skłonić do odstąpienia od ich guru, od przekonania o swojej szlachetności, do poparcia tych, których uważają za zdrajców. Bo Wartości nie poddają się kalkulacji i kompromisom. A z drugiej strony takim ludziom jak Ziobro i Kurski pamięta się kim byli i co robili w PIS, więc nie bardzo mogą oni liczyć na przyciągnięcie nowych zwolenników.
 
Inteligentni ludzie słowa mówionego i pisanego, którzy postawili na PIS i na zwiane z tym frukty, maja podstawy by odczuwać rozczarowanie. Niektórzy z nich nie uchylają się już od krytyki Kaczyńskiego, za jego taktykę, lecz go nie odstępują. Czują, ze nie bardzo maja dokąd pójść, by zachować wiarygodność. Stąd może bierze się ich frustracja i zaciętość, wyrażająca się w brutalnym języku, przekreślającym rzeczową polemikę. Zobaczymy jak im pójdzie dyskusja ekonomiczna, którą usiłuje zainicjować Prezes. Czy długo wytrwają bez ”zdrady okrągłostołowej”, bez ”brzozy smoleńskiej”, bez ”prowadzonej na kolanach polityki białej flagi”.
 
Jeśli chodzi o ”brzozę”, to ułatwia im sytuację sam Macierewicz, który się nie pozwala choć na chwilę uciszyć. Już nie ”brzoza” lecz eksplozje w powietrzu…
 
 

 

”...Skalski to mistrz syntezy ”sprzedawanej”... atrakcyjnie” (Stefan Kisielewski)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka