Karolina Nowicka Karolina Nowicka
934
BLOG

Nie lubię świąt

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Święta, rocznice Obserwuj temat Obserwuj notkę 146


Zbliża się ten szczególny czas. Czas, kiedy to wszyscy mamy psi obowiązek kochać się, przebaczać sobie nawzajem i dawać świadectwo obecności Boga na Ziemi. Czas wspólnoty rodzinnej, rachunku sumienia, zadośćuczynienia krzywd oraz wszechogarniającej dobroci. Zwierzęta przemówią ludzkim głosem, no, może poza zarzynanym karpiem, któremu odmówimy prawa do wypowiedzi. Zabłysną ozdoby na świeżo ściętej choince, zapachnie makowiec na zdobionym reniferkami obrusie, rozśpiewają się w radiu chóry męskie, żeńskie i dziecięce, a umęczony dźwiganiem prezentów św. Mikołaj wprosi się na flaszkę. Nie zapominajmy o nieśmiertelnym Kevinie, który po raz kolejny spuści łomot głupim włamywaczom, a następnego dnia będzie szukać rodziców w Nowym Yorku. Tak, Święta Bożego Narodzenia to cudowny czas...

Ale – czy na pewno?

Mnie się te święta kojarzą już niemal wyłącznie z umordowaną sprzątaniem sporego domu matką, która nie za bardzo daje sobie pomóc (prawdopodobnie dlatego, że nie sprzątam zbyt dokładnie :)). Oczywiście i tak jej pomożemy, ale gros pracy wykona ona sama. Dochodzi do tego przygotowanie wystawnej wigilijnej kolacji podanej na specjalnym zielono-żółtym zestawie. Do kolacji zasiadamy już tylko w szóstkę ósemkę: moi rodzice, brat z żoną i córką, mój partner, nasze dzieciątko i ja. Jemy, potem sprzątamy po sobie i krótko odpoczywamy, następnego dnia spotykamy się na równie elegancko przygotowanym „śniadaniu”, znowu sprzątamy i chwilkę odpoczywamy, a potem wszystko wraca do stanu przedświątecznego. „Święta, święta i po świętach”, skwituje pewnie moja mama, składając świąteczny zestaw stołowy z powrotem na jego miejsce. A może tym razem rozłoży coś innego, nie ten zielono-żółty? W końcu pasuje bardziej do Świąt Wielkiej Nocy.

Choinki nie będzie – ani u nas, ani u rodziców. Nas za bardzo nie stać (mój Luby optuje – całkiem rozsądnie – za żywym drzewkiem w donicy), a rodzicom wystarczą stare girlandy zawieszone pod sufitem, okraszone kilkoma bombkami, gwiazdkami i światełkami. Zakładam, że prezenty wręczymy sobie na samym początku. Kolęd na pewno nie zaśpiewamy, może ewentualnie tata puści jakąś płytę. Ktoś zorganizuje opłatek i raczej na pewno nie będziemy to my. :) Naturalnie powinniśmy jeszcze odwiedzić babcię, która już nie opuszcza mieszkania ze względu na sędziwy wiek. Wszystko przebiegnie według uświęconego przyzwyczajeniem rytmu, pilnowanego przez moją umęczoną do niemożliwości mamę, nie dającą się przekonać, że można to wszystko zrobić inaczej.

Znajomy konserwatysta nie widzi niczego niestosownego w świętowaniu „narodzin Chrystusa” przez niewierzących. W końcu „to takie polskie święto”. Co mnie to jednak obchodzi? To jest obyczaj stricte chrześcijański, który bez należytej religijnej oprawy sprowadza się do wymuszonego rodzinnego spędu, lśniących ozdóbek, podarunków tudzież wielkiego żarcia. Oczywiście jest to znakomita okazja, żeby spotkać się z bliskimi, zakopać topór wojenny z wrogiem, odetchnąć od rutyny dnia powszedniego. Tylko że ja rodziców i brata widuję dość często; dalszych krewnych nie zapraszamy, ani oni nie zapraszają nas. Pomijając już całą tę paskudną komercyjną otoczkę wokół tych dwóch dni w roku, cały ten żenujący korowód ckliwości i tandety, mający na celu wycisnąć jak najwięcej forsy z wędrującego po galerii handlowej konsumenta, to czy naprawdę jest to czas przebaczenia? Czy właśnie w Boże Narodzenie powinniśmy okazywać sobie najwięcej miłości, godzić się i jednoczyć? A co potem, kiedy już się wszyscy rozejdziemy do swoich chatynek? Czy takie specjalnie skrojone pod te dwa dni pojednanie jest coś warte?

Mam nadzieję, że spędzicie ten czas dokładnie tak, jak chcecie. Nie kierowani przymusem wykazania się, zaprezentowania swojego wypucowanego domostwa, trzymania się ściśle tradycyjnej listy dań. Obyście nie doświadczyli tej paskudnej pustki, jaką jest bezmyślne powtarzanie rytuału, którego sensu nie czujecie. Może kiedyś niewierzący i „nie czujący” zostaną zwolnieni z przestrzegania tej obcej im tradycji. Wszystko bowiem ma swój kres i z pewnych rzeczy po prostu się wyrasta. Dla nas są to po prostu dni wolne, za które serdecznie chrześcijanom dziękujemy, ale wolimy je spędzić po swojemu.

A przynajmniej ja bym wolała.

Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura