Takie oto kwiatki znalazłam w jednym blogu:
Ktoś, kto uważa, że lepiej całe życie tkwić w klatce lub przechadzać się po niewielkim wybiegu, zamiast żyć zgodnie ze swoją naturą, przemierzać setki kilometrów, szukać sobie swobodnie partnera i rozmnażać się w swoim rytmie, powinien zrezygnować z własnej wolności i sprzedać się jako niewolnik jakimś bogatym Saudyjczykom. Będzie miał żarcie, mieszkanie i bezpieczeństwo, w zamian zaś odda tę nic nie wartą z jego punktu widzenia swobodę. Powinien również optować za podobnym rozwiązaniem dla ostatnich dzikich ludów żyjących w Ameryce Południowej czy Afryce. W końcu bezpieczeństwo i wygoda to podstawa.
A tak na poważnie – oczywistym jest, że życie dzikiego zwierzęcia to w znacznej mierze (może nawet przede wszystkim) stres i walka o przetrwanie, niezależnie od tego, czy jest drapieżnikiem, czy roślinożercą. Ale czy innym było nasze własne bytowanie tysiące lat temu? Czy gdyby wówczas pojawili się kosmici i porwali część z nas, żeby trzymać dla rozrywki w superwygodnych i superbezpiecznych domach, to z perspektywy czasu uznalibyśmy to za dobre? Wyobrażenie sobie czegoś takiego przekracza zapewne wasze możliwości, wydaje mi się to jednak całkiem dobrym porównaniem. Każde rozwinięte zwierzę, łącznie z człowiekiem, ma potrzeby nie tylko fizyczne, ale i psychiczne. Niemożność prowadzenia życia zgodnego z własną naturą prowadzi do cierpienia, apatii, smutku. Wolność to nie tylko hasło bez pokrycia, to rzecz podstawowa, żeby zwierzę wyrosło na samodzielnego, pewnego siebie osobnika. I tego akurat nie zapewni żaden ogród zoologiczny. Mógłby to zapewnić rezerwat, do którego regularnie wpuszczalibyśmy weterynarzy i karmicieli, żeby uczynić życie zwierząt znośnym. Tyle, że wówczas całkowicie uzależnilibyśmy je od siebie i musielibyśmy przejąć odpowiedzialność za cały gatunek.
Nie ma więc idealnej opcji. Ani życie na swobodzie, ani niewola nie są stuprocentowo satysfakcjonujące i przyjemne. Zawsze czegoś będzie brakować. Jednak wolę oglądać zwierzęta w ich naturalnym środowisku, zmagające się z trudnościami i podejmujące własne decyzje, niż zamknięte na niewielkiej przestrzeni i niezdolne do samodzielnego życia. Z tego samego powodu jestem dość sceptycznie nastawiona do przygarniania dzikich stworzeń, chyba, że nie ma dla nich lepszej alternatywy. Czasami uratuje się jakieś z cyrku, nielegalnej hodowli czy przemytu, czasami jakieś zostaje ranne i przez dłuższy czas wymaga hospitalizacji – takie przypadki usprawiedliwiają wzięcie delikwenta pod swój dach. Jednak z zasady dzikie zwierzę „należy” do natury i nie wmawiajmy sobie, że powinniśmy wszystkie te biedne, żyjące w ciągłym stresie stworzonka ratować poprzez wyłapanie i zamknięcie w bezpiecznych pudełkach. Mamy problem z zapewnieniem właściwych warunków naszym psom i kotom, nie mówiąc o zwierzętach hodowlanych, cóż dopiero mówić o tych z „braci mniejszych”, którzy potrzebują naprawdę ogromnych przestrzeni, żeby czuć się dobrze.
Komentarze