Karolina Nowicka Karolina Nowicka
4515
BLOG

Dlaczego ludzie masowo odchodzą z Kościoła?

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 422


Jako głęboko wierzący i wierzący łącznie określiło się w 2018 r. 63 proc. uczniów ostatnich klas szkół ponadgimnazjalnych, podczas gdy w 2008 r. było ich 81 proc. Coraz mniej młodych chodzi też na religię – w 2018 r. zadeklarowało to 70 proc., a jeszcze w 2010 r. – 93 proc. – wynika z badania CBOS zrealizowanego w ramach projektu „Młodzież”. Z kolei nie uczestniczy w ogóle w praktykach religijnych 35 proc. 18-, 19-latków w porównaniu z 11 proc. ogółu Polaków.

Religijność młodych polaryzuje się – komentuje ks. Wojciech Sadłoń z Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego – zmniejsza się grupa osób o średnich wskaźnikach religijności, rośnie zaś grupa osób niereligijnych przy utrzymywaniu się grupy o najwyższej religijności. Z kolei socjolog z UKSW ks. Sławomir Zaręba mówi o zjawisku „odkościelnienia” młodzieży, czyli odchodzeniu od masowej religijności tradycyjnej, kształtowanej przez Kościół instytucjonalny, i przechodzeniu do religijności zindywidualizowanej.

Ciekawić mogą powody, dla których ludzie rezygnują z aktywnego uczestnictwa w obrzędach. Kiedy ktoś nas pyta, dlaczego postępujemy tak, a nie inaczej, nasz rozum stara się sprokurować jak najbardziej logiczną odpowiedź, w którą zresztą zaczynamy natychmiast wierzyć. Nie mam powodu sądzić, że byli wierzący kłamią, po prostu czasami chcemy sobie (tudzież innym) wytłumaczyć za pomocą racjonalnych argumentów coś, co opiera się głównie na uczuciach, emocjach, wrażeniach, sympatiach i antypatiach.

Jak więc ludzie tłumaczą, dlaczego porzucili Kościół?

„Zbyt wielu chrześcijan postępuje w sposób niechrześcijański”
„Religia to opium dla ludu”
„Racjonalne myślenie dyskwalifikuje religię”
„Brak jakichkolwiek dowodów naukowych na istnienie jakiegoś stwórcy”
„W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie wierzę”
„Raczej dużo bardziej sam się uczę, badam i podejmuję decyzje, niż słucham kogoś innego”
„Widzę, że zorganizowane grupy religijne bardziej dzielą niż łączą”
„Myślę, że najwięcej zła popełniono z powodu religii”
„Nie wierzę już w religię zinstytucjonalizowaną. Nie chodzę na nabożeństwa. Uważam, że religia jest bardzo osobistą rozmową między mną i moim stworzycielem”
„Religia nie jest już religią. To biznes – chodzi tylko o pieniądze”
„Skandale seksualne duchowieństwa”
„Nauczanie Kościoła o homoseksualności”
„Nie mam konkretnej religii, bo jestem otwarty i uważam, że nie ma jednej dobrej czy złej religii”
„Myślę, że coś tam istnieje, ale nie umiem wskazać jednej religii”
„Obecnie skłaniam się ku duchowości, ale nie jestem pewien. Wiem, że wszędzie mogę modlić się do mojego Boga. Wierzę w siłę wyższą, ale do tego nie jest mi potrzebny Kościół”
„W zasadzie przestałem chodzić do kościoła kiedy poszedłem do college’u i tak już zostało. Nigdy nie byłem superreligijny”
„Nie praktykuję żadnej religii i nie chodzę do kościoła ani nie uczestniczę w żadnych obrzędach kościelnych”
„Nie mam czasu chodzić do kościoła”

Badania zostały przeprowadzone na Amerykanach, ale mogłyby pasować i do Europejczyków. Jak widać o odejściu od praktyk religijnych decyduje ciekawsza oferta światopoglądowa, niedostateczne przywiązanie emocjonalne do wyznawanych wcześniej zasad i przekonań, negatywna ocena poczynań instytucji, która miała być przewodnikiem duchowym. To samonapędzająca się machina: młodzi odchodzą od Kościoła, to w znacznym stopniu wpływa na kulturę, kultura wpływa na kolejne roczniki, te jeszcze szybciej się laicyzują, i nagle widzimy, że tego procesu nie da się już zatrzymać samą perswazją czy frazesami o tym, na jakich to podwalinach wyrosła nasza cywilizacja. Kto nie chce zauważyć zmian, jakie zachodzą w otaczającym go świecie lub na te zmiany pomstuje, wychwalając przeszłość i dawne obyczaje, ten skazuje się na mentalny skansen. Nie chodzi o to, żeby podążać za tłumem, ale żeby nie tupać nóżką i nie wydziwiać na to, że tłum nie podąża za nami.

Z takim podejściem nie zgadza się pewien młody wierzący człowiek, który mocno krytykuje mentalność swoich rówieśników:

Chrześcijaństwo zawsze było ofertą wyłącznie dla głodnych i nieusatysfakcjonowanych. Jeżeli nowy iPad i kolejny sezon Sherlocka stanowią najwyższe szczyty marzeń, to ktoś, kto zatknie na nich flagę wciąż będzie niżej niż najgłębsze katakumby chrześcijaństwa. Wielki Bóg nie zaspokaja małych oczekiwań. Młodzi ludzie nie odchodzą dziś z kościołów dlatego, że chrześcijaństwo przestało być wielkie. Odchodzą dlatego, że chrześcijaństwo pozostało wielkie. To ludzie stali się mniejsi, w oparach popkultury i ekonomicznego dobrobytu tracąc zmysł zdolny do posmakowania Boga.

Po części ma rację, opisując powszechne zaganianie i wszechogarniający konsumpcjonizm, odrzucenie sacrum i komercjalizację uczuć, nie dostrzega jednak, że owa domniemana wielkość chrześcijaństwa to tylko jego emocjonalny odbiór. Tu nie chodzi jedynie o zanik potrzeby rozwoju duchowego, tylko o porzucenie bardzo konkretnej i wymagającej doktryny. Zarówno wierzący w Boga, jak i świeżo upieczeni ateiści i agnostycy odtrącają Kościół, gdyż ten w zamian za przestrzeganie określonych nakazów i zakazów niczego już nie oferuje. Ani nie sprawdza się ani jako przewodnik na drodze do poznania Istoty Wyższej, ani jako wyznacznik dobra i zła.

Tu musimy zadać sobie pytanie, czy naszych przodków cechowała bardziej rozwinięta potrzeba obcowania z Absolutem niż dzisiejszą młodzież, czy może byli po prostu inaczej wychowani, ukierunkowani na bezkrytyczną wiarę w naukę Kościoła poprzez socjalizację i wpływ otoczenia, a nie osobiste wewnętrzne dążenia? I czy dzisiejsza kultura (wraz z jej bękartem – popkulturą) sprowadzają mieszkańców krajów pierwszego świata do roli bezmyślnych pochłaniaczy dóbr materialnych i odbiorców niekończących się wirtualnych bodźców? Wydaje mi się, że jest wciąż mnóstwo piękna i wspaniałości do podziwiania, wciąż wiele szlachetnych idei do wspierania, wciąż sporo wartościowych rzeczy do przeczytania, obejrzenia czy wysłuchania. Podobnie jednak jak przejście z niezdrowej diety na zdrową, zamiana estetycznej papki na poruszającą duchową strawę wymagałaby kilku wywierających wpływ na jednostkę czynników: świadomości szkodliwości danego produktu, możliwości znalezienia lepszego oraz ambicji, żeby ten lepszy produkt nie tylko regularnie spożywać, ale i rozsmakować się w nim. A wszyscy wiemy, jak to jest: zazwyczaj sięgamy po to, co łatwo dostępne, tanie, smaczne i... popularne.

Jeśli już jednak mowa o lepszym zamienniku czy wręcz leku na degrengoladę, bylejakość i prymitywizm świata, to czy na pewno miałby nim być Kościół? Warto na spokojnie rozważyć, co się dzieje z młodym pokoleniem, zrobić rachunek sumienia, a potem przyjąć konkretną strategię działania.

Dlaczego młodzi ludzie odchodzą od Kościoła? Z badań i obserwacji wyniknęły dwie odpowiedzi, które powinniśmy sobie wziąć do serca wszyscy. Pierwsza odpowiedź brzmi: Bóg jest dla nich pojęciem i ideą, nie osobą. Jak zatem mają kochać ideę? Jak wejść z ideą w osobistą relację? Druga odpowiedź pochodzi z badań amerykańskich, ale nie należy jej zbyt łatwo odrzucać: 80% tych, co odchodzą mówi, że nie znalazło w Kościele żadnej duchowości (!). To znaczy, że nie mieli doświadczenia Boga.

Wniosek jest dość podstawowy: brakuje inicjacji. Wejścia w doświadczenie wiary. Nie daje go już dom, często nie daje go także otoczenie. Stwierdzenie bpa Dajczaka, że młodzi ludzie często żyją w domach pogańskich, nie wydaje się przesadzone. Jeśli nie wprowadzimy człowieka w wiarę, jak ma być jej świadkiem?

Naiwnością jest sądzić, że Kościół wygra z kulturą, zwłaszcza oferującą tyle ścieżek, stylów życia, możliwości samorealizacji. Czasy świetności tej instytucji już minęły, straciła bowiem swoją najważniejszą kartę przetargową: zbawienie. W dobie dostępu do mediów, kiedy wszyscy już wiemy, że przeciętny ksiądz nie musi górować nad przeciętnym świeckim ani moralnością, ani mądrością, a bywa, że i arcybiskup walnie taką durnotę, że można się tylko skrzywić z niesmakiem, nie ma mowy o powrocie do dawnego modelu „zarządzania” duszami. Jeśli Kościół chce przetrwać, musi porzucić marzenia o roli niekwestionowanego autorytetu moralnego, za jaki przez tysiąclecia uchodził, i stać się raczej pokornym wsparciem dla potrzebujących, czy to w kwestii materialnej, czy emocjonalnej, czy duchowej. Z pewnością wielu księży, zakonników i zakonnic wywiązałoby się z tego zadania znakomicie.

A co Was trzyma przy Kościele lub od niego odrzuciło?


Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo