Karolina Nowicka Karolina Nowicka
516
BLOG

Jak długo jeszcze potrwa agonia Kościoła?

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Kościół Obserwuj temat Obserwuj notkę 84


Należę do pokolenia, które pierwsze lekcje religii odbębniało jeszcze w salkach przy kościele. Uczęszczanie na nie stanowiło swojego rodzaju misterium, którego zdecydowanie zabrakło, kiedy religia została wepchnięta do programu szkolnego i stała się jednym z wielu – w domyśle: okropnych – przedmiotów. Ba, owe lekcje szybko spadły w naszym dziecięcym rankingu na niemal najniższe miejsce, tak mało je szanowaliśmy. Kto wie, czy to nie upaństwowienie katechezy w latach 90-tych zeszłego stulecia przyczyniło się do tego, że obecne pokolenie 40-parolatków z taką lekkością wypisuje swoją progeniturę z tych zajęć. Zupełnie jakbyśmy chcieli oszczędzić dzieciom naszych doświadczeń z nawiedzonymi księżulkami i siostrzyczkami.

Czy nie było to jednak do przewidzenia? To, co masowe, często się degeneruje, wpada w bylejakość i pospolitość. Ciekawie mówi o tym pewien socjolog:

- Przewidywałem od dłuższego czasu klęskę projektu „katecheza w szkole”. Entuzjaści poglądu, że Polska jest tak naprawdę ostatnim chrześcijańskim krajem w Europie nie bardzo dawali mi wiary – stwierdza Jarema Piekutowski. - Wielu osobom - przynajmniej krótkoterminowo - katecheza w szkole była na rękę, a ja uważałem, że nie będzie to prowadziło do poszerzenia obszaru wiary. To nie działało i nie działa - przekonuje Piekutowski.

Podobnie jest zapewne z „naszym wielkim papieżem-Polakiem”, który przez cały okres swojego pontyfikatu był nieomal poza krytyką, czczony i ukochany przez rzesze bezkrytycznych kremówkowych katolików. Może dlatego niektórzy obrzucają teraz świętego rozmaitymi zarzutami, np. o braku reakcji na doniesienia o pedofilii w Kościele – odreagowują czas bezmyślnej miłości tłumów, które nie pozwalały „kalać” imienia papieża. Obecnie pamięć o panu Wojtyle blednie, a resztki uwielbienia roztapiają się w morzu memów i dowcipów.

Sekularyzacja rodzi sporo problemów dla obecnego porządku moralnego, jaki wciąż wyznaje większość Polaków. Powoli będą rozpadać się filary etycznych fundamentów, na jakich zostało ukształtowane nasze państwo, a to, co dzisiaj niewyobrażalne, np. śluby homoseksualistów czy aborcja na życzenie, stanie się wkrótce tak banalne jak kanalizacja w każdym domu.

Polacy wierzą coraz słabiej, coraz rzadziej chodzą do kościoła. Dzisiejsza młodzież jest w przytłaczającej większości niezainteresowana praktyką wiary katolickiej. Stwarza to bardzo poważne wyzwanie, bo w przyszłości Polska może zacząć przeradzać się z kraju cywilizowanego w kraj barbarzyństwa, podobny do krajów zachodnich. Musimy podjąć wysiłek stworzenia takich zabezpieczeń, które nawet w sytuacji sprawdzenia się najczarniejszego scenariusza sekularyzacyjnego pozwolą zachować rdzeń podstawowych praw i wolności, jak prawo do życia czy wyznawania prawdziwej wiary.

Prawicowy portal, z którego wzięłam powyższy artykuł, biadoli nad potencjalną niemożnością wyznawania „prawdziwej wiary”. Tylko co jest tą prawdziwą wiarą? Oczywiście to, w co MY wierzymy. Hipokryzja i fałsz bije z tego fragmentu na kilometr. Na miejscu konserwatystów nie martwiłabym się jednak teoretycznymi prześladowaniami, są one raczej mało prawdopodobne. Bardzo możliwe natomiast, że Polacy zmodyfikują swoje moralne przekonania na zdecydowanie bardziej liberalne, a za tym pójdzie nie tylko obyczaj, ale i prawo. Tak to już jest, że większość, nawet jeśli nie ma racji, wpływa znacząco na kształt przepisów i bieżącą politykę. Można więc sobie wyobrazić, co będzie za 20-30 lat, kiedy laicyzacja osiągnie swoje apogeum: niech no tylko dopuści się referendum w sprawie związków partnerskich czy lekcji religii w szkole, a wyniki uderzą w Kościół jak obuch.

Czy należy się tego obawiać? Cóż, prawdziwych chrześcijan jest w naszym kraju niewielu, przypuszczam więc, iż poza niszowymi portalami, gazetami i stacjami nikt szczególnego rabanu nie podniesie. Ot, wejdziemy spokojnie w erę postchrześcijaństwa, które otuli nasz błogo niczym kołderka małe dziecko. Tyle, że my już nie jesteśmy małymi dziećmi. Doroślejemy i dlatego odrzucamy zbędny balast kłamstw i urojeń, jakimi przez wieki nas karmiono.


Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo