Karolina Nowicka Karolina Nowicka
831
BLOG

Dzieci vs rodzice

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Rodzina Obserwuj temat Obserwuj notkę 110


Po raz setny chyba wlazłam na forum dotyczące adopcji. Trochę się boję zamieszczać tam kolejne wątki czy choćby komentować, gdyż swoim emocjonalnym zaangażowaniem nie wyrobiłam sobie najlepszej reputacji (a nie należę do adopcyjnej triady, co by mnie do takiego zaangażowania uprawniało). No ale taka właśnie jestem: jeśli coś wywołuje we mnie silne uczucia, to wypowiadam swoje zdanie. I śmiem twierdzić, że nie muszę doświadczać czegoś osobiście, by owo zdanie miało sens.


Ale do rzeczy: po raz kolejny natrafiłam na pytania i żale ludzi, którzy mają trudności z ujawnieniem adopcyjnym rodzicom swojego pragnienia odnalezienia rodziców biologicznych. Czaicie, o co chodzi? Dorośli (zazwyczaj) adoptowani chcieliby rozpocząć poszukiwania bio mamy i/lub bio taty, ale boją się reakcji swoich (prawnych) opiekunów. Bo ci mogliby się poczuć urażeni, odrzuceni, gorsi. I dlatego tyle poszukiwań odbywa się w tajemnicy.


Czy nie jest to pokłosie – myślę sobie – mentalności, iż dziecko należy do rodziców? Że jest im winne posłuszeństwo i troskę o ich uczucia, nawet jeśli oznacza to gwałt na jego własnych zasadach i uczuciach? Dodajmy do tego (kretyńskie) przekonanie, że adopcyjni rodzice wyświadczają dziecku przysługę przyjmując je pod swój dach. No i powtarzająca się fraza: „Blood doesn't make family. Love does.”


Tylko co to za miłość, jeśli naturalne pragnienie poznania swoich korzeni jest przyjmowane negatywnie?



Dzieci nie należą do rodziców. Są jedynie pod ich tymczasową opieką. Dlatego podstawowym zadaniem rodzica jest poprowadzenie dziecka ku – zwłaszcza mentalnej – samodzielności.


Dzieci nie są zobowiązane do „szanowania” rodziców. Czy dorosłych w ogóle. Na szacunek trzeba zasłużyć. Jeśli spieprzysz relacje z własnym dzieckiem, nie powołuj się na czwarte przykazanie.


Dzieci nie są rodzicom tak naprawdę nic winne. Nie prosiły się na ten świat. Jeśli wyrobisz sobie z dzieckiem prawidłowe relacje, to na starość może tę szklankę wody otrzymasz. Jeśli nie, to możesz obwiniać wyłącznie siebie. Że co? Że niektóre dzieci są same z siebie podłe, fałszywe, podstępne? Ano są. Tworząc je przyjąłeś odpowiedzialność za KAŻDĄ wersję wydarzeń. (Info dla tłumoków: odpowiedzialność nie oznacza zawsze winy! Jeśli twój syn pójdzie do więzienia lub córka będzie miała pięć skrobanek, to niekoniecznie oznacza, że coś spieprzyłeś/aś. Oznacza to po prostu, że musisz się do tego ustosunkować i z tym żyć.)


Chcesz posłuszeństwa? Wymuś je lub – lepiej – wyjaśnij, dlaczego należy postępować tak, a nie inaczej. Jasne, że czasami trzeba dać klapsa, jeśli bachor fika. Jeśli jednak zrobisz z tego regułę, to kilkanaście lat później sam możesz dostać po pysku. Albo zostaniesz opisany w blogu, ha ha.


Nie trzeba mieć dzieci, żeby to wszystko wiedzieć. Wystarczy obserwować, czytać o tym, wreszcie – pamiętać swoje własne dzieciństwo.



Moje relacje z rodzicami są – chyba – całkiem poprawne. Jestem im wdzięczna za pomoc i wsparcie, choć jednocześnie nie ma mowy, bym raczyła naśladować ich wychowanie. Przynajmniej świadomie, bo podświadomie... niestety, bardzo to możliwe.


Przypuszczam, że sporo spieprzę. I moje dziecko będzie mnie nienawidzić, ha ha. Szczerze powiedziawszy, niespecjalnie się tym przejmuję. Rodzicielstwo nie było nigdy moim powołaniem. Cieszę się tym nieznośnym dzieciakiem, naprawdę, dobrze, że jest, ale... męczy mnie. No ale mnie wszystko męczy, więc w zasadzie – co za różnica? Dziecko jest urocze, bystre i kochające, a także namolne, złośliwe i nieposłuszne. Przypominają mi się czasy, kiedy nie mogłam sobie poradzić z bachorami w szkole. Brrrr.


Swoją drogą, to znakomita okazja, bym powtórzyła swoją nadzwyczaj rozsądną i wyważoną opinię, iż każdy, kto narzeka na bezdzietnych z wyboru i oskarża ich o egoizm, powinien zostać aresztowany i bez zbędnych procedur rozstrzelany, zaś jego mięso rzucone na pożarcie szczurom. Wszelkie bowiem sugestie, że posiadanie dzieci jest moralnym obowiązkiem porządnego obywatela, świadczą o odrażającej głupocie i/lub skurwieniu sugerującego.


Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo