Ciekawostka z Rp.pl:
Nasuwa się jedno pytanie: skoro w danym przedsiębiorstwie trudno o pracowników, to dlaczego ci, mając świadomość, jak cennym są „nabytkiem”, pozwalają na takie traktowanie?
I od razu odpowiadam: Japończycy mają dusze niewolników. Tak, wiem, to prostacka i być może niesprawiedliwa ocena. Ale wszystko, co o nich czytałam czy widziałam w programach poświęconych Japonii, przemawia właśnie za tą wersją. Jednostka ma służyć społeczeństwu, a nie „realizować siebie”. Ma być karna, posłuszna, nastawiona na dobro kolektywu, uznająca hierarchię społeczną. Z opowieści ojca znajomego, który (znajomy, nie ojciec) bawił w tym kraju przez dłuższy czas, przeciętny mieszkaniec Nipponu jest istotą wysoko wyspecjalizowaną, za to kompletnie niesamodzielną w starciu z problemami dnia codziennego; do wszelkich napraw wzywa się fachowców, którzy zresztą są na zawołanie. Rodzi to w mojej głowie skojarzenie z mrowiskiem: pojedyncza mrówka nic nie znaczy, za to tysiące potrafią zbudować prężnie działającą metropolię.
Japonia jest dla mnie krajem paradoksów. Państwo zamożne, ze wspaniałą kulturą i tradycjami, o niskim wskaźniku przestępczości, będące wzorem zaawansowania technicznego – a przy tym podszyte patologicznymi stosunkami społecznymi, unikalnym zjawiskiem karoshi czy wciąż wysoką (choć obniżającą się) liczbą aborcji. I jak tu nie wierzyć, że rasy różnią się między sobą? My, białasy, potrafimy ze sobą współpracować, mamy jednak w sobie zakodowany swoisty indywidualizm i niepokorność, które pozwalają nam odrzucić daną społeczność i iść własną, choćby najbardziej krętą drogą.
Są to, oczywiście, duże uproszczenia; pewnie zaraz ktoś mi wypomni brak gruntowej wiedzy, zarozumiałość i płytki osąd. Ale cóż, tak właśnie postrzegam Japończyków (i poniekąd Azjatów w ogóle). Nie odmawiam im posiadania wielu zalet, nie twierdzę też, że nie mają w sobie krzty oryginalności czy buntu, niemniej w porównaniu z nami, rozbisurmanionymi białasami, wypadają dość blado. A ich mrowisko może się w niedługim czasie zawalić.
Komentarze