Muszę szczerze przyznać, że komentarze pod moimi ostatnimi notkami zaskoczyły mnie. Większość z nich odnosiła się do jednego, z pozoru prostego pytania: Dlaczego Niemcy wypłaciły odszkodowania Izraelowi?
W moim kręgu kulturowym, gdzie każdy dorosły kończył przynajmniej szkołę powszechną, tego typu pytanie uchodziłoby za prowokację. I przyznam — w pierwszym odruchu miałem ochotę odpowiedzieć ostro: „Jeśli już masz pustą głowę, to przynajmniej spróbuj ocalić resztki duszy.”
Na szczęście mój wewnętrzny algorytm mnie powstrzymał. Pojawiła się refleksja. Szepnęła: „Zamknij oczy.” Zamknąłem.
I zobaczyłem przed sobą przepiękną dziewczynę zsiadającą z konia. Zwiewnym krokiem podeszła do trójki maluchów – Karzo, Amsterna i maleńkiej Kulki. I wtedy... poszła w ruch szpicruta. Raz po raz bat smagał dzieci, aż zaczęły wierzyć, że ta stara... (nazwijmy ją jak chcemy) ich zabatoży na śmierć.
Nagle – z oddali – rozległ się dźwięk trąb, tętent koni i łopot proporczyków.
To międzynarodowa konnica nadciągała.
Groźne Halt!, Стой!, Stój! powstrzymało rękę z batem. Załzawione oczka maluchów spojrzały z nadzieją na wyzwolicieli.
Z koni zsiadła międzynarodowa brygada. I... poszły w ruch baty. Nie przestały smagać i tak długo smagały, aż maluchy zupełnie znieruchomiały.
Macie szczęście, że wtedy otworzyłem oczy – bo inaczej nie przeczytalibyście tego tekstu. I nie padłaby odpowiedź na to – wydawałoby się – proste pytanie.
By zrozumieć, dlaczego Niemcy wypłaciły odszkodowania Izraelowi, trzeba cofnąć się nieco w czasie. Do klasztoru Benedyktynów w austriackim Lambach. Tam pewien mały chłopiec, Adolf, służył do mszy jako ministrant. W wolnych chwilach wpatrywał się z zachwytem w złocony herb biskupi. Ten obrazek został w jego głowie na długo — być może na całe życie.

Dzieciństwo minęło, chłopiec dorósł, a herb pozostał. I tak kombinował, aż uformował własną wersję symbolu. Niedługo później ten „herb” stał się znakiem nowej ideologii — nie tylko narodowej, ale i śmiercionośnej.
Wspomnienie o ofiarach Holokaustu przechowuje wiele pamiątek — jedną z najbardziej symbolicznych jest mała, mosiężna moneta o średnicy zaledwie 3,5 cm. Z jednej strony Gwiazda Dawida i niemiecki napis. Z drugiej – swastyka.
To nie jest ponury żart ani fałszywka z pchlego targu. To prawdziwy artefakt z początków lat 30., czasów, kiedy historia jeszcze nie zdecydowała, czy losy Żydów i nazistów będą splecione we wspólnym marszu ku otchłani.
Zanim ktokolwiek przewidział, czym stanie się III Rzesza, byli syjonistyczni Żydzi, którzy widzieli w narodowym socjalizmie — paradoksalnie — możliwość. Niemcy chcieli się pozbyć Żydów. Syjoniści chcieli, by Żydzi opuścili Europę.
Jednym z nich był dr Kurt Tuchler — żydowski sędzia, aktywista syjonistyczny. Wiosną 1933 roku wybrał się w podróż do Palestyny z... Leopoldem von Mildensteinem, nazistą i dziennikarzem, który w SS kierował „żydowskim biurem informacyjnym”. Mildenstein wrócił z tej wyprawy zachwycony. Pisał o tym, jak Żydzi osuszają bagna, budują miasta, uprawiają ziemię — i jak spełniają syjonistyczny sen. Goebbels był oczarowany tym materiałem propagandowym.
W 1934 roku w jego gazecie „Der Angriff” (Atak) ukazała się seria artykułów zatytułowana „Nazista podróżuje do Palestyny”. Aby zachęcić do czytania, do każdej prenumeraty dodawano pamiątkową monetę — ze swastyką i Gwiazdą Dawida. Ironia historii. Brutalna. Dziś trudno uwierzyć, że takie epizody miały miejsce. Ale to one właśnie budują tło odpowiedzi na pytanie, które wielu tak zadziwia: Dlaczego Niemcy wypłaciły odszkodowania Izraelowi?
Bo istniała nić. Bo byli ludzie. Bo były momenty, w których historia mogła potoczyć się inaczej.
Czy ta dziwna, dramatyczna, a momentami wzruszająca historia — o przyjaźni syjonisty i nazisty, o monetach, o gazetach, o propagandzie i nadziei — nie zasługuje, by ją ocalić? Nawet jeśli kosztuje kilka wagonów pieniędzy?
Może właśnie dlatego te pieniądze się pojawiły. Nie tylko jako rachunek sumienia. Ale jako świadectwo, że człowiek — nawet ten, który idzie w ciemność — czasem patrzy jeszcze w stronę światła.
Jaką wartość ma człowiek, który nauczył się czytać i pisać, myślenie pozostawiając innym? (Ernst Hauschka)
Uwaga! Wszystkie ilustracje na blogu – niezależnie od sposobu ich powstania (fotografie, grafiki komputerowe, obrazy generowane sztucznie) – mają charakter wyłącznie ilustracyjny i nie przedstawiają rzeczywistych osób. Wszelkie podobieństwa do osób istniejących są przypadkowe. Autor nie przetwarza danych osobowych i nie wykorzystuje wizerunku żadnej osoby bez jej zgody. W razie wątpliwości proszę o kontakt – sporne materiały zostaną usunięte.
Osoby urażone treścią moich notek lub komentarzy proszę o kontakt karzo@mail.de Prawnicy osób urażonych po przedłożeniu pełnomocnictwa (Polska) lub Vollmacht (BRD) otrzymają wszystkie moje dane potrzebne do prowadzenia sprawy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka