Nosiłam się z notką o tym od jakiegoś już czasu, z lekka zdziwiona, jak to ostatnio TVN24 podejmuje tematy "gorące", acz mało dla rządzących sympatyczne. Rzeczywistość skrzeczy postępującą nieudolnością rządu tak głośno, że da rady dłużej zaklinać w poduszkę: "Tego nie ma! Tego nie ma!".
Kiedy M.O. zdaje niewygodne pytania tzw. politykom zaprzyjaźnionym, są do nich starannie przygotowani i w odpowiedzi puszczają słowotok ogólników, doskonale znanych z ich innych wystąpień. Przypominają i u t r w a l a j a je wyborcy.
Co prawda M.O. r a z wrzuca swoje nieśmiertelne "No tak, ale..." , robiąc wrażenie "dociskania", ale kiedy polityk nadal gładko wymiguje się od merytorycznego zaadresowania problemu, Olejnik już nie naciska. Jest miło i sympatycznie, jakkolwiek zdarzają się niekiedy wpadki.
Np. taka, jak w ostatniej rozmowie z Kaliszem, kiedy ten się autentycznie wnerwił i nieco pannie nawtykał. Dziwnym zbiegiem okoliczności, Olejnik zbyła te, niezbyt grzeczne, acz personalne, uwagi milczeniem.
Od jakiegoś czasu odnoszę więc wrażenie, że takie wywiady służą wyłącznie udzielaniu korepetycji słuchaczom, jak mają odpowiadać, kiedy w rozmowach prywatnych poruszany jest omawiany temat. Są g o t o w c a m i wodolejskiej argumentacji, sprytnie uciekającej z tematu. Olejnik nieco p o n o t o c a, ale łagodnie, bez przekonania, spokojnie dając się rozmówcy od odpowiedzi wymigać.
Oczywiście, inaczej wyglądają rozmowy z politykami zaprzyjaźnionymi znacznie mniej. Policzcie choćby same "notaki" i decybele ich artykułowania. Tu nie ma "przebacz", tu leci seria z karabinu maszynowego. Monisia ma na podorędziu kilka mniej udanych wypowiedzi jakiegokolwiek polityka PiS (bo o nich mówię), którymi chlasta dowolnie, bez względu na to, czy dotyczą zasadniczej rozmowy, czy nie. Kiedy tylko czuje, że merytorycznie przegrywa - natychmiast wyciąga jakąś taką "perłkę" w celu wytrącenia rozmówcy z ciągu myślowego. "A u was to biją Murzynów".
Nie ma sily - każdemu zdarza się powiedzieć cos głupiego, jednak Olejnik politykom zaprzyjaźnionym nie tylko oszczędza klapsów, ale spokojnie słucha, jak w odpowiedzi praktycznie wypierają się tego, co powiedzieli, produkując różne pokrętne "interpretacje" i "wyjaśnienia". Tak wyglądają stokrociowe "rozprawy" z mniej udanymi tekstami polityków spoza obozu PiS, które opinia publiczna intensywnie wałkuje w internecie i domach, że nie sposób udawać, iż nie miały miejsca. Trzeba ludziom podpowiedzieć jak sobie z tym radzić, ratować ich k o r e p y t o t k a m i !
Tylko w przypadku konfrontacji z PiS, Olejnik - o dziwo! - potrafi drapieżnie dobijać się swego, rzucać ocenne uwagi na poziomie dysput w licealnej ubikacji, ( "Wciskacie ludziom kit"), dociskać przepytywanego niczym śledczy oskarżonego na przesłuchaniu.
Owszem, tak było zawsze, niemniej zauważam istotną zmiane w sytuacji, kiedy coraz trudniej jest bronić opcji pozaPiSowskich, zwłaszcza rządzącego PO. Wcześniej, po prostu wyciszano. Dziś, w dobie intensywnych dyskusji na internecie, nie da rady już trzymać głowy w piasku, skonstruowano więc Korepytotki u Stokrotki: "Jak reagować, kiedy nasi dają ciała".
Dziś, kiedy nie poradziła sobie z Kempą, Olejnik wykonała takie salto, że aż pokazała majtki. Z czółkiem niezroszonym choćby odrobiną opamiętania, orzekła, że nie ma sensu zapraszać Kempy, bo ta monologuje.
Nie zdarzyło się, aby dziennikarz TVN24 oprotestował nieustające monologowanie Niesiołowskiego: " A PiS to", które uruchomia bez względu na to o czym się mówi. Nie pamiętam, aby to namolne, obsesyjne mędzenie kiedykolwiek zniesmaczyło Stokrotkę w Kropce. W chwilę później radośnie prezentował je u Rymanowskiego - i co? I nic.
Kiedy rasowy doświadczony dziennikarz daje się zagadać ( a każdy polityk próbuje), pretensje ma do siebie, nie rozmówcy, a już w żadnym wypadku nie będzie beztrosko ujawniał swojej klęski ( sic!) na antenie. Przypuszczam, że Olejnik wypaliła ten tekst, aby - w oczach widzów- uwolnić się od zapraszania Kempy - której po prostu nie daje rady. Niezależnie od tego, co jej przyświecało: zwykłe zniecierpliwienie czy z góry założony plan, ujawniła się jako osoba niezdolna do realizowania najnormalniejszych dziennikarskich wyzwań, na drobne kawałki roztrzaskała ten odcinek korepytotek.
To było do przewidzenia, bo publicystyka, to nie lekcje wychowania obywatelskiego , a publicysta - nie belfer.
........................................................................................................................................................................
A propos tych namolnych, prostackich, "No tak, ale"...
Ponieważ z natury jestem osoba łagodną i ludziom przyjazną;), podpowiem Monisi jak to się robi w publicystyce w Kanadzie, bądź USA. Rozmówca nie praktykuje "notaków", ale przywołuje konkretne polemiczne opinie ( często z nazwiskiem polityka czy eksperta w danej sprawie) i spokojnie słucha odpowiedzi. W ten sposób widz informowany jest zarówno o postawie X, jak i Y oraz jak polemizują ze sobą.
Prowadzący wywiad nigdy, NIGDY nie artykułuje swoich własnych ocennych opinii wobec tego co powiedzieli rozmówcy.
Daruję Monice Olejnik naukę dobrego rzemiosła na przykładzie wywiadów Charlie Rose z amerykańskiego PBS. Zmuszanie jej do słuchania dysput tak wyrafinowanych intelektualnie, byłoby wobec niej okrucieństwem, a tego nie chciałabym się dopuszczać wobec kogokolwiek. Wystarczy, że policzy sobie "notaki" np. u Barbary Walters, czy Christiane Amanpour i posłucha, jak one praktykują nawracanie rozmówcy do tematu.
Maniera "notaków" zaczyna przybierać postać epidemii i udziela się także publicystom z kręgów znacznie , od monisiowego, mi bliższych. Bardzo mnie martwi. Wskazuje na wyjątkową toksyczność monisiowego stylu. Trzeba się przed tym bronić.
Kaśka
Panie, daj mi odwagę, aby zmienić to, co zmienić mogę, pokorę, aby w pokoju pogodzić się z tym, czego zmienić nie mogę, i daj mi mądrość, aby odróżnić jedno od drugiego.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka