Polscy Zieloni dokonali ogromnego jakościowego skoku. Weszli do Sejmu. Co prawda mają tylko trójkę posłów, ale stanowią część silnego bloku politycznego.
To, że będą mieli ciężkie życie było już wiadome od momentu, gdy ogłosili start w ramach Koalicji Obywatelskiej. Wtedy posypały się na nich gromy o „zdradę ideałów”, o to, że „zawiedli nadzieje”…
Nie jest to jednak żadne zaskoczenie. Startowali już w ramach Koalicji Europejskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Sami Zieloni nie ukrywali, że toczy się u nich debata polityczna o strategię przed wyborami krajowymi. Znane były wówczas trzy scenariusze: pójście samodzielnie, start w koalicji lewicowej, start w ramach Koalicji Obywatelskiej. Ostatecznie wybrali wariant ostatni. Który zresztą spotkał się ze wściekłą reakcją tych, którzy uznali, że „prawdziwi Zieloni” powinni iść z lewicą. Ci sami też wykrzykiwali o „zawiedzionych nadziejach”. Myślę, że to problem tych, którzy ukształtowali swoje nadzieje według własnych oczekiwań, a potem okrzyknęli, że zostali oszukani.
Nie trzeba było miesiąca, by czarne chmury z błyskawicami nad Zielonymi pojawiły się ponownie. Tym razem z powodu wyboru na przewodniczącą sejmowej komisji ochrony środowiska polityczki PSL, która okazała się zawziętą zwolenniczką myślistwa.
W internecie zawrzało, komentatorzy popadli w jakąś zbiorową histerię zarzucając trójce Zielonych najgorsze intencje, już nie tylko zdradę, ale i sprzedasz swoich ideałów, utratę twarzy, „zgniliznę koalicji z PO”, farsę, skok na kasę i stanowiska, drwinę z wyborców, a nawet sprzedanie się „za posadę przewodniczącej komisji rodziny dla Biejat”, co już jest w ogóle kuriozum, skoro posłanka Biejat jest z Lewicy, a więc nie ma żadnych związków z Zielonymi. Pomieszanie z poplątaniem, ale to nieważne, ludzie swoje wiedzą i ferują stanowcze wyroki.
Doprawdy, reakcja godna sytuacji, w której Zieloni zgodzili by się na elektrownię atomową lub nową odkrywkę węgla brunatnego…
Mówiąc poważniej, nie uważam, by trójka poselska musiała ponosić jakieś polityczne konsekwencje swojego głosowania, choć sam uważam myślistwo za jedną z najgorszych polskich „tradycji” – do natychmiastowego uregulowania na nowo i radykalnego ograniczenia. I choć uważam to za wizerunkowy i ideowy błąd, tłumaczę to sobie ich brakiem doświadczenia i ewidentnym pośpiechem, jaki towarzyszy pierwszym tygodniom każdej nowej kadencji każdego wybieralnego ciała. Może to jednak być dla nich dobra nauczka i okoliczność do uważniejszego stąpania po grząskim gruncie polskiej polityki.
To, że Zieloni dostali wiceprzewodniczącego tej samej komisji może być niesłychaną szansą na to, by – poza pilnowaniem myśliwej przewodniczącej – blokować szkodliwe dla polskiej ekologii sprawy. I nagłaśniać to, co złego w polskiej legislaturze się może dziać. W tym widzę szansę i za sukcesy w takich pracach serdecznie trzymam kciuki.
Nie mam wątpliwości, że tak gniewna reakcja na to głosowanie to swoistego rodzaju akt zemsty za to, że poszli z „liberałami”, którzy też mają za uszami swoje ekologiczne grzechy. Wielu facebookowych komentatorów nie ukrywa swojej niechęci, a wręcz wrogości do Koalicji Obywatelskiej i dla nich pójście Zielonych z KO jest potwornym błędem.
Ja jednak uważam, że wejście Zielonych do szerszych koalicji politycznych ma sens i daje szansę na „zazielenienie polityki”, jakkolwiek żartobliwie może to dziś brzmieć. Obecność Zielonych w KO, obecność poselskiej trójki w łamach poselskich daje szansę na zaistnienie rzeczywistego ekologicznego głosu w polskiej debacie politycznej, która do tej pory była nierówno prowadzona pomiędzy sejmowym establishmentem a pozaparlamentarnymi organizacjami pozarządowymi.
Obecność Zielonych w KO daje również szansę na to, że zazieleni się jedna z największych polskich formacji politycznych. W dotychczasowej retoryce Platformy Obywatelskiej i jej sojuszników brakowało mi ewidentnie ekologicznych postulatów programowych, poza zwyczajowym o tej porze roku pomstowaniem na wszechobecny smog.
Kilkoro znanych mi polityków Koalicji Obywatelskiej – m.in. wiceprezydent Poznania, Katarzyna Kierzek-Koperska, senator Jadwiga Rotnicka, posłanka Gabriela Lenartowicz i kilkoro innych – konsekwentnie „robiących w ekologii” – dostało wsparcie regularnej partii politycznej. Niech będą Zieloni „zielonym sumieniem Koalicji Obywatelskiej”, niech ustawiają tę stronę sceny politycznej na nowe proekologiczne tory.
Narzekanie na taki układ polityczny jest o tyle bezsensowne, co szkodliwe – ekologia nie była mocną stroną polskiej polityki. Teraz to ma szansę się zmienić. Tak, jak i zmienia się powoli prawicowe myślenie o ekologii – lokalne środowiska prawicowe mówiące o sprawach ochrony środowiska bez ideologicznego zacięcia, minister Jadwiga Emilewicz bez żadnego zająknięcia mówiąca o potrzebie przeciwdziałania zmianom klimatu to pierwsze konkretne jaskółki tych zmian.
Mam wrażenie, że długo – jeśli w ogóle – Zieloni nie będą stanowili w Polsce silnej, samodzielnej siły politycznej. Jesteśmy na początku drogi, jaką kilkadziesiąt lat temu odbyli Zieloni niemieccy. Polska, rozchwiana jeszcze, demokracja to nie stabilna demokracja bogatego Zachodu, więc proste scenariusze możliwe do stosowania tam niekoniecznie szybko muszą zaistnieć u nas…
Tak na koniec, stawiam tezę, że zdecydowana większość facebookowych krytyków tej trójki nie wiedziała o myśliwskich pasjach nowej przewodniczącej komisji przed wybuchem tej afery. I tą medialno-facebookową histerią chcą przykryć swoją własną niewiedzę i swoje zagapienie. No, kto wiedział? Nie, nie muszą przyznawać tego publicznie, bo i tak będą nieszczerzy… Tak przed sobą niech się przyznają...
Bronię więc Zielonych – tak samo, jak z nadzieją witam proekologiczne przebudzenie po prawej stronie sceny politycznej – przed łatwymi ocenami i niesprawiedliwymi ocenami. Nienawiść, jaka spadła na nich z powodu tego jednego głosowania bardzo mnie zadziwiła i zniesmaczyła.
Nie tak powinna wyglądać polska polityka.
Inne tematy w dziale Polityka