Witold Tyrakowski, Traperzy nauki, fort. K.Mączkowski
Witold Tyrakowski, Traperzy nauki, fort. K.Mączkowski
Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
192
BLOG

Traperzy nauki

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Czuję pewien kłopot w opowiadaniu o wrażeniach z lektury książki, która wyszła w 1974 r., wiedząc, że poza antykwariatami, bibliotekami lub biblioteczkami znajomych jest praktycznie niedostępna. Nie mogę jednak oprzeć się pokusie powiedzenia o książce, która traktuje o sprawach mi bliskich, acz kalendarzowo odległych, które jednak – przy odrobine dobrej woli – możemy przeżywać i teraz. I opowiadająca o tym językiem, który, jeśli nie przeminął, to jest dziś w deficycie.

Traperzy nauki Witolda Tyrakowskiego to opowieść o przyrodnikach przemierzających lasy, równiny, obszary podmokłe, jeziora i rzeki, góry i odkrywaniu tajemnic przyrody. To opowieść o świecie, którego, jako ornitolog, doświadczam osobiście, który jest dostępny praktycznie w naszym otoczeniu, ale niewidzialny dla tych, którzy widzieć nie chcą, a który ujmuje swoim niepowtarzalnym pięknem. 

Zadziwiające dla mnie było to, jak niezwykle prosto, ale czytelnie autor oddał istotę pracy przyrodników: Obserwacje terenowe, ta naukowa traperka, są niezastąpioną formą badań dziko żyjących zwierząt: dzięki nim możemy poznać zwyczaje „prawdziwego” zwierzęcia, jakim ono jest tylko na tle właściwego gatunkowi środowiska. W wyniku tych badań poznajemy także rezultaty wzajemnych oddziaływań w ramach populacji, odtwarzamy życie „statystycznego” osobnika

Badania terenowe kształtują prawdziwe charaktery ludzi, którzy z dala od telewizji i chwilowych sensacji plotkarskich nie silą się na bycie innymi niż są w rzeczywistości. Stąd też naukowcy wskazani z imienia i nazwiska – kilku mam zaszczyt znać osobiście! – są pokazani jako normalni ludzie bez udziwnień. Są tacy, jacy są.  

Przyzwyczailiśmy się do tego, że wiele skomplikowanych spraw opisuje się z użyciem grafik i zdjęć lub w ogóle rezygnuje się z opisów na rzecz filmików. Witold Tyrakowski natomiast nie posługuje się żadnymi grafikami (poza artystycznymi ozdobnikami), żadnymi zdjęciami, a i tak perfekcyjnie oddaje prowadzone przez siebie obserwacje. Wiele razy, przy tej okazji, zastanawiałem się czy język polski tak zubożał, że nie potrafimy słowami oddać to, o co nam chodzi?  

Jest już dziewiętnasta – wschód nieba ciemnieje, mroczy się też woda, trzciny przeciwległego brzegu podkreślone są złotą czerwienią i fioletem, niebo na zachodzie wróży wiatr. A na ciemnej części nieba skłania się powoli ku zachodowi sierpik księżyca. Ma jeszcze pięć godzin drogi przed sobą. No kto tak jeszcze dziś pisze?? 

Jeśli współczesne czasy przyzwyczaiły nas o tego, że ludzie żyją od plotki do plotki, że co chwila muszą poznawać jakąś nową błahostkę, to książka Witolda Tyrakowskiego daje sporą lekcję pokory, że poznanie natury przyrody to nie chwilowa sensacyjka skrojona na 2 minuty czytania, ale żmudna praca, dociekanie i obserwowanie, i to na wiele lat. 

Podróże Witolda Tyrakowskiego po Polsce są, że tak powiem, podróżami analogowymi. Tego, co opisuje nie można zobaczyć w Internecie, bo żadnej obserwacji tam nie ma. Pozostały zapewne zdjęcia, nie wiem czy gdzieś publikowane. Opowieści Tyrakowskiego doskonale nadawałyby się jako uzupełnienie do zdjęć, ale trudno byłoby znaleźć zdjęcie, którym moglibyśmy zobrazować jego opowieści z książki. Trzeba więc się wysilić, wczuć w tę jego opowieść i wytworzyć sobie ten obraz pod powiekami zamkniętych oczu.  

Tyrakowski emanuje uczuciem do przyrody, nadaje jej nadzwyczajne znaczenie. Gdy opisuje Puszczę Białowieską, jej historię, oddaje jej walory przyrodnicze i kulturowe, pisze: Mimo, że niewielki to skrawek Ziemi – dla każdego Polaka jest on chyba symbolem dawnej, minionej przyrody, krajobrazu oglądanego oczami naszych przodków, pomnikiem przeszłości. […] Puszcza jest więc istotnie pomnikiem historii narodowej. O czym chyba zapomnieli najwięksi współcześni piewcy Polskości przez duże P. 

Tak samo, z uczuciem, pisze np. o Puszczy Kampinoskiej, z której zasobów korzystała Warszawa: Puszcza ratowała ją drewnem, kryła i niedobitki obrońców, i dążących na pomoc miastu rodaków. Dużo zawdzięcza Warszawa, dużo więc i cała Polska tej właśnie puszczy. I chociaż rzadko to się zdarza w stosunkach między człowiekiem a naturą, przyszedł czas, gdy Polska odwdzięczyła się puszczy, dała szansę odrodzenia wyniszczonej przyrodzie.    

Tyrakowski emanuje także dobrem w stosunku do ludzi. Czuje spory szacunek do naukowych odkryć swoich bohaterów, ale i przejawia „zwykłą” przyjaźń wobec tych, których spotyka na swojej drodze. Nie ma w książce agresji i gniewu, mimo że opisuje w niej także przykłady dewastacji przyrody – tej w małej skali, ale i tej dużej, przemysłowej. 

Jest książka Tyrakowskiego swoistego rodzaju pamiętnikiem kondycji polskiej przyrody z lat 60. i 70. Można dowiedzieć się co zaprzątało głowy naukowców i co przysparzało im troski. Niezwykle miło – po latach – dowiedzieć się, że część ich przewidywań na szczęście się nie sprawdziło. W rozmowie z jednym z ornitologów o sytuacji populacji bielika, o dewastacji jego naturalnych łowisk i miejsc lęgowych, pojawia się prognoza: Niestety – mimo ścisłej ochrony, jaką jest u nas otoczony, gatunek ten powiększy prawdopodobnie niedługo listę gatunków całkiem wymarłych… Dzisiaj, jak wiemy, populacja bielika na szczęście się odbudowała.  

Czytając Traperów nauki cały czas zastanawiałem się czy wydana w 1974 r. książka zachwyciłaby dziś młode pokolenia? Czy warto byłoby ją wznowić lub choćby dopisać, innym piórem, jakiejś jej uzupełnienie? Innym, bo Tyrakowski niestety już nie żyje… 

Dzięki tej niezwykłej opowieści wróciłem do czasów, gdy sam rozpoczynałem przygodę z przyrodą i ptakami. To powrót do czasów, gdy nie było komórek, a przy ognisku gadało się o swoich przygodach, a nie o tych, które są dostępne w necie. To powrót do czasów, gdy jeździło się pociągami, gdy zimą chodziło się 14 km plażą z Górek Wschodnich do ujścia Martwej Wisły w trzaskającym mrozie i przenikliwym wietrze, by ujrzeć ptaki przylatujące do nas z dalekiej Północy. Gdy obserwacje przyrody były rzeczywiście na miarę traperki.

To książka przypomnienie, że właściwie nic się nie zmieniło i nadal można siadać przy ognisku i gadać o swoich przygodach, że nadal można chodzić po plaży zimą... Jeśli się tylko chce! Wszak obserwacje przyrodnicze traperką pozostały!

Dzięki takim książkom przypomnieć można sobie, że ekologia to nie zawód, nie nawyk, ale bicie serca i przekonanie, że tak trzeba. Jeśli nie dla siebie, to dla tych, co przyjdą po nas i też będą chcieli doznać tych samych radości i zachwytów, co my sami. 

Witold Tyrakowski

Traperzy nauki

Nasza Księgarnia

Warszawa 1974


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura