Wczorajsze i dzisiejsze media podały informację, że znana aktorka, Nicole Kidman, wystąpiła na jednej z podkomisji amerykańskiego Kongresu - tym razem jako ambasadorka funduszu ONZ na rzecz kobiet.
Mówiąc o trudnej sytuacji kobiet przyznała, że za jej pogorszenie odpowiada przemysł filmowy, który z kobiet czyni obiekt seksualnych zainteresowań. Powiedziała to, co wiadome jest od dłuższego czasu. Co mówią specjaliści od rynku mediów i filmu. Co mówią nawet feministki. Jednak żadne z tych głosów nie jest należycie wysłuchiwane z powodów ideologicznych - niektórych specjalistów od mediów traktuje się jako "chrześcijańskich nawiedzonych", feministki z kolei są lekceważone przez prawą stronę tej swoistej ideologicznej wojny.
Problem jednak - już bez ideowych naleciałości - chyba jest poważny. Nie od dziś wiadomo, że wiele kiepskich produktów kultury masowej koloryzowanych jest scenami erotycznymi, by w ogóle w jakikolwiek sposób zainteresowały świat krytyków i opinię publiczną. Z tej właściwości "erotyka = zainteresowanie" korzystają też producenci reklam ... Wizerunkiem atrakcyjnej kobiety ilustruje się nie tylko reklamy perfum czy damskiej bielizny - tam to jest chyba naturalne - ale i lodówki, strony internetowe, produkty przemysłowe i gry komputerowe. Wszystko. Lub prawie wszystko.
Zadziwiające było długie milczenie feministek, które albo problemu nie dostrzegały, albo uznawały, że walka z przeerotyzowaniem kobiet to czysty wymysł religijnej prawicy i unikały działań.
Teraz religijna prawica i feministyczna lewica spokojnie mogłyby usiąść i ustalić pewne wspólne (tak, tak) obszary współpracy.
Bez wzgledu na wszystko, kobieta musi odzyskać wyraźniejszy, piękniejszy - nie sprowadzny tylko i wyłącznie do golizny - wizerunek. Zależeć na tym powinno nie tyle politykom i katechetom, ale samym ... kobietom.
Inne tematy w dziale Rozmaitości