Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
64
BLOG

Dlaczego mierne piosenki są popularne?

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Kultura Obserwuj notkę 0

 Wielu moich rozmówców deklaruje, że świat bez muzyki byłby szary, nudny i nieciekawy.

Absolutnie podzielam tę opinię. Sam stosunkowo późno zainteresowałem się muzyką, bo dopiero w wieku 15 lat, gdy moi rówieśnicy od dawna wymieniali się plakatami swoich idoli, przegrywali kasety i – ci bardziej rozwinięci muzycznie – jeździli na koncerty. Choć wtedy, w latach 80. tych koncertów za dużo nie było. Dzisiaj podobnie, jak moi przyjaciele, nie wyobrażam sobie dnia bez muzyki.
 
Barwy muzyki są obecnie tak różne, że chyba tylko dziennikarze muzyczni, wydawcy płyt i zawodowi muzycy są w stanie ogarnąć całe to muzyczne bogactwo.
 
A śpiewa się dziś wszystko. Dźwięczne nowości, przerobione starocie, szybko, wolno, rytmicznie, bitowo …
 
Zdarza się – i jest to mocno uderzające – że jakaś kompletnie beznadziejna, nierytmiczna, niemelodyjna piosenka jest „ogrywana” non stop w stacjach radiowych, znajduje się w czołówkach różnych list przebojów.
 
Wyjaśnienia tej sytuacji szukałem dosyć długo, aż do momentu, gdy dokonałem swoistego przeglądu muzyki na kanałach Viva, 4fun, MTV. I to co zobaczyłem może jest najlepszym wyjaśnieniem tej sytuacji. Nie rytmika, nie linia melodyczna, a … obraz decydują o popularności określonego rodzaju muzyki.
 
Muzyka lat 80. miała zupełnie inny charakter – określoną melodię i rytmikę, tekst (!). Dzisiaj, poza twardym bitem, pojękiwaniem roznegliżowanych dziewcząt, nie ma niekiedy niczego innego.
 
Dlaczego więc współcześni miłośnicy muzyki zachwycają się czymś, na co ich rówieśnicy z lat 80. w ogóle by nie spojrzeli?
 
Otworzył się świat, do Polski weszły mody dotąd nie spotykane, zmieniła się radykalnie obyczajowość. Trend bycia sexy zawitał też do świata muzyki. Tekst zastąpił obraz rozebranych panienek rytmicznie poruszających biodrami wokół spoconych facetów. Chwytanie się po intymnych częściach ciała, dwuznaczne spojrzenia, rozkoszne zagryzanie warg podnieconych uczestników teledyskowych imprez stały się dziś „treścią” muzycznych hitów. W wielu „piosenkach” bohaterowie nie mają żadnego zamiaru czarować głębokim przesłaniem, epatują seksualnością posuniętą to granic możliwości – kamery prześlizgują się po biustach i pośladkach dziewcząt, ręce młodzieniaszków przesuwają się w zwolnionym tempie po biodrach i odkrytych plecach nie mniej młodszych dziewcząt.
 
Są teledyski tylko i wyłącznie nastawione na skupienie uwagi na cielesnych rozkoszach pokazywanych imprez.
No z czym kojarzą się Państwu Akon, David Guetta, Basshunter, czy Girls Aloud?
 
Tendencja zastępowania walorami sexy innych aspektów swojej twórczości jest obserwowana u twórców, którym kończy się pomysł na muzykowanie – czyż taki problem nie dotknął swojego czasu Mariah Carey, Britney Spears, ambitną wydawałoby się Rihannę, Beyonce, Pussycat Dolls, a ostatnio – uchodzącą dotąd za twardą rockwomankę – Agnieszkę Chylińską?
 
To zmierzanie w stronę seksualności w muzyce powiela trendy w innych sferach kultury – jak nie ma pomysłu na pokazanie prawdziwego dzieła, pozostaje szokowanie. Stąd też emocje wokół „instalacji” Katarzyny Kozyry i jej podobnych, stąd też czerwona kropeczka w wielu stacjach muzycznych po 23. Choć nagość można oglądać (słuchając) i w innych porach dnia. Kto chorował i za dnia oglądał TV, wie o czym myślę.
 
I cały chrześcijański świat milczy, udając, że tego nie widzi… Ale czy naprawdę tego nie ma?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura