Wyzywana od skandalistki. Niektórzy, w ślad za tytułem jednej z jej płyt, mówią o niej per „suka”. Nazywana Polską Szkołą Radykalnego Obciachu. Wzgardzona przez elity, wyśmiewana, na siłę wsadzana do szuflady taniej rozrywki. Doda Elektroda.
Nawet politycy używają jej imienia estradowego do obrzucania wyzwiskami swoich przeciwników. I tak „Dodą Elektrodą polskiej polityki” została swego czasu Nelly Rokita, Tomasz Gross „odpowiednikiem Dody Elektrody na polu historycznym”, a Tomasz Lis cały projekt IV RP nazwał „dodaizacją polskiej polityki”.
Ta niespecjalnie przejmuje się tym wszystkim nagrywając lepsze i gorsze płyty, koncertując, zapełniając kolorowe strony wielu gazet i wzbudzając zachwyt tysięcy wiernych fanów i zaciekawienie całej reszty.
Cokolwiek zrobi – urasta to do rangi wydarzenia. Gdy przestała się spotykać ze swoim pierwszym bodaj facetem, Radosławem Majdanem – sensacja. Gdy zaczęła się spotykać z rodzimym światem satanistycznym w osobie Nergala – sensacja podwójna. Gdy młodzi ogłosili możliwość zawarcia ślubu kościelnego – wrzenie. Gdy czule przywitała się z prezydentem Polski na Charytatywnym Balu Dziennikarza na początku 2010 r. – znowu sensacja.
Niejeden polityk chciałby, by Doda zaśpiewała na koncercie podczas jego kampanii wyborczej. Niejeden dziennikarz – o wywiadzie lub spotkaniu. Wszak dzięki niej wzrasta oglądalność programów i czytelnictwo (może: oglądactwo) gazet.
Najbardziej śmieszą mnie ci wszyscy, którzy na pokaz ostentacyjnie wydymają wargi w pogardliwym określeniu Dody, a jednocześnie ślinią się na widok jej wydatnych piersi i wypiętych pośladków – znam takie przypadki. Śmieszą mnie tacy, którzy chóralnie narzekają na jej twórczość i wykrzykują, że to mierna artystka, a jednocześnie ostro wywijają na dyskotekach przy dźwiękach jej piosenek.
To, że Doda zwraca na siebie uwagę osobliwym zachowaniem, strojami, czy opiniami nie jest żadną nowością. I za każdym razem dziwię się zdziwieniu tych, którzy się nią dziwią. Jedni wierzą we wszystko, co na mój temat czytają, innych złoszczę swoim image’em. Mój partner, który jest błyskotliwie inteligentnym historykiem sztuki, też sądził, że jestem kretynką. Uwierzył w stereotypowy obraz Dody. W jego wypadku to o tyle zaskakujące, że gra najcięższy metal i sam na scenie prezentuje się dziwacznie – kwituje sama Doda.
Tymczasem śmiem twierdzić, że znany nam wszystkim wizerunek Dody to dość świadoma (by nie mówić: wyrachowana) poza artystyczna piosenkarki. Doda mówi jak mówi, ubiera się jak ubiera, zachowuje się jak zachowuje – bo takie jest społeczne przyzwolenie i takie jest oczekiwanie. Gdyby Doda nie znajdowała oddźwięku społecznego, zapewne jej wizerunek byłby inny. Ale nie, Doda kreuje się taką, jaką chcą ją widzieć Polacy – seksowną, awanturniczą, wiecznie rozbawioną, nieskrępowaną konwenansami, młodą dziewczynę.
Lubi prowokować i robi to niezwykle skutecznie. I widzi, że zdobywa tym poklask. Gdyby tak nie było, ludzie nie kupowaliby jej płyt i nie chodzili na jej koncerty.
Dorota Rabczewska doskonale wie, czego chce – ciągłej, wzrastającej popularności i zainteresowania tym co robi. Że czasami „przegnie pałę”, przesadzi w swoich wypowiedziach? No dobrze, ale czy właśnie takiej szczerzej Dody nie chcą Polacy? Pamiętam, jak dobrze sobie radziła w programie „Teraz my!”, kiedy przyszło jej komentować polską scenę polityczną. Użyła sformułowania: jestem artystką, a nie politykiem, więc nie musi się spinać – taką Dodę uwielbiają i takiej szczerości od niej oczekują. Dziennikarze myśleli, że ośmieszą Dodę, ale to Doda ośmieszyła dziennikarzy.
Doda jest inteligentna – inteligentna w swoim dziwactwie. Lubi i potrafi śmiać się z siebie. Nawiązując do programu „Szymon Majewski Show” uznaje: Katarzyna Kwiatkowska, która mnie gra, jest świetna. Widziałam kilka swoich parodii, jej wersja jest zdecydowanie najlepsza […]I dodaje: bardzo lubię poczucie humoru Wojciechów: Manna i Cejrowskiego. Ich żarty są niezbyt dosłowne, rzucane mimochodem, wynikają z błyskotliwości obu panów. Ale Doda potrafi być też bezwzględna w swoich ocenach – potrafiła celnie zbesztać aroganckiego Piotra Tymochowicza, naśmiewa się z polskich paparazzich.
W noworocznym wywiadzie dla Newsweeka mówi: Mnie robią raczej głupie dowcipy. Rozbawiło mnie, kiedy włożyli mi za wycieraczkę mandat za złe parkowanie. Cudzy. A zresztą nie ma sensu o tym gadać. To ich praca. Gdybym ja była fotografem, robiłabym takie numery, że zostałabym najjaśniejszą gwiazdą wśród paparazzich. Moim zdaniem oni się w Polsce szczególnie nie wysilają. I z całą pewnością to pójdzie jeszcze dalej.A na pytanie, czy nie wejdą do łózka, odpowiada:Już zajrzeli. Wynajęli dźwig, żeby robić mi zdjęcia w domu, bo tak się złożyło, że mieszkam na szóstym piętrze. A na moją sprawę rozwodową pożyczyli podnośnik od straży pożarnej. Chociaż raz ktoś się przyłożył i miał dobry pomysł. Leżeć pod krzakiem potrafi każdy.
Śmieszą ją wszyscy, którzy na niej się wyżywają. O wyzwiskach Grupy Operacyjnej mówi: Mogę przecież w odpowiedzi nagrać piosenkę i nawyzywać tych cwaniaków, którzy na mnie pasożytują, od złodziei czy szmat, ale muszą być przecież jakieś granice. Nawet jeśli ktoś jest bardzo kontrowersyjny, to można go krytykować, ale nie obrażać.
Doda chce być liderką, podziwianym wyznacznikiem mody i trendów: Równie często nazywana jestem ikoną stylu i prekursorką trendów […] Nawet mnie to trochę martwi, że chociaż noszę ciężką koronę królowej polskiego show-biznesu, sama muszę wszystko robić. A skąd biorę pomysły? Z siebie. Moje ciuchy muszą odpowiadać mojej osobowości, czyli być maksymalnie wyzywające, odważne i oryginalne. Chcę się wyróżniać. Zawsze mi o to chodziło. Dlatego nie miałam nigdy ulubionych artystów, których naśladowałam. Chciałam, żeby to mnie naśladowano.
Doda wie czego chce. Bardzo ciekawie brzmi jej opowieść o spotkaniu z szefostwem TVN: Zaprosił mnie […] na rozmowę […], kiedy powstała telewizja „n”. Zażądałam, by mnie posadzili na tronie, z nogami na łysych głowach muskularnych mężczyzn. Zgodził się. Potem żądałam, żeby mi podawano wino o kolorze krwi w złotych kielichach. On się godził na coraz bardziej absurdalne pomysły. Więc w końcu zrezygnowałam. Nie chcę robić tego, czego wszyscy ode mnie oczekują. Wolę iść pod prąd i przekraczać kolejne granice.
Tymczasem twierdzę, że Doda Elektroda w dużej mierze jest inną, niż ta, na którą się kreuje. Potrafi być subtelna i wrażliwa. Wzruszają ją fani i ich uznanie. To dla nich napisała i śpiewa „Dziękuję!” Potrafi być naturalnie piękna, czego dowiodła sesja zdjęciowa parę lat temu dla „Pani” w klasycznym stylu. Tam objawia się obraz subtelnej pani Doroty.
Doda niejedno ma imię. Na pewno nie takie, jakie próbują narzucić jej co niektóre media. Dlatego chciałbym spotkać Dodę. I poznać, jaka jest naprawdę.
Doda Elektroda w klasycznym wydaniu

fot. magazyn "Pani"
Inne tematy w dziale Kultura