W jednym z najnowszych wydań „Przewodnika Katolickiego” ukazał się bardzo ważny komentarz znanego dziennikarza Krzysztofa Skowrońskiego dotyczący obecności nauczania Jana Pawła II w naszym życiu.
W tekście „Chrześcijanin musi ryzykować” pisze m.in.: Zbliża się 5. rocznica śmierci Jana Pawła II i coraz częściej mam przekonanie, że stało się coś, czego chcieliśmy uniknąć. Jan Paweł II trafił do nowomowy, wszedł i przemawia z pomnika. Są kościoły, są akcje, są stypendia, są centra myśli, jest dużo dobrej woli i miłości, ale Jana Pawła II nie ma”.
Tegoroczna rocznica śmierci papieża-Polaka jest ważną datą nie tylko dla katolików, gdyż był on przewodnikiem i autorytetem dla ludzi wielu wyznań i przekonań. Nawet dla niewierzących.
Jednak tekst Skowrońskiego nie jest – jak rzadko bywa – pretensją do innowierców, przeciwników Kościoła, ateistów, antyklerykałów za ataki na Kościół, tylko żalem, pretensją, a nawet oskarżeniem samych chrześcijan, co z myślą papieża zrobili, jak ją wypłycili, jak ją zbanalizowali, zinfantylizowali i sprowadzili do prostych określeń-skojarzeń: „papieskie kremówki”, „szlak papieski” itp.
Wszyscy komentatorzy zauważyli – i to już dawno – że papieża się słyszy, ale nie słucha. Każdy jest w stanie przypomnieć sobie żartobliwą wymianę zdań pomiędzy nim a wiernymi, jednak niewielu pamięta jego przesłanie. Ilość pomników poświęconych Janowi Pawłowi II, ilość ulic, skwerów, placów nazwanych jego imieniem jest potężna, ale co po za tym?
Szczególnie krytycznie redaktor Skowroński ocenia postawę polityków – Nie znam polityka z głównego politycznego nurtu, który nie tylko w sposób formalny, nie tylko w słowach, ale w codzienności swojego praktycznego życia odwoływałby się do nauki Kościoła. I nie myślę tutaj o ustawach o głównych osiach konfliktów wokół in vitro, ślubów homoseksualistów czy obrony życia poczętego, myślę tu o codziennym przykładzie, takim przykładzie, jaki dawał Jan Paweł II całym swoim życiem.
To wielkie oskarżenie pod adresem polityków, którzy nazywają się katolickimi, a jednocześnie zachowują się jak brytany na wojnie; którzy szukają najmniejszych pretekstów do ataków na swoich politycznych oponentów; którzy mają pełne usta katolickich sformułowań, ale którzy stają bezradni wobec realnych problemów religijnych i społecznych; którzy potrafią oceniać osoby i zjawiska, których nie znają; którzy wpierw oskarżają, a nie potrafią i nie chcą pomóc; którzy walki ideowe w parlamencie traktują instrumentalnie jako haczyk na wyborców; którzy z wielką lubością uznają się za lepszych…
Żeby nie było tak, że mam tylko pretensję do innych (niektórych katolickich posłów), a sam nie widzę belki w swoich oku, przyznam, że i ja mam dziś problem z odniesieniem się do nauk papieża. Był dla mnie wielkim człowiekiem i myślicielem. Od jego śmierci zmienił się i świat, i Polska, i Kościół, i ja się zmieniłem. I moja relacja do Kościoła się zmieniła. Znam swoje ograniczenia i wiem, co we mnie jest nie tak. Życie dziś przyjmuję z większą pokorą i wiele rzeczy nie jest już dla mnie tak oczywistych, jak kiedyś.
Na pewno nie będę dziś stawał w szeregu „pokolenia JP II”, dziś bardzo zmitologizowanego, wyidealizowanego ale i … nierealnego. Coś co tkwi w głowach biskupów jest bardziej życzeniem, niż realnym bytem. Nie ma pokolenia JP II, są osoby, środowiska, które kultywują jego myśl, ale do zorganizowanego ruchu, jakieś formacji jeszcze im daleko.
To oczywiście smutne, że w kraju Wojtyły nie ma powszechnej trwałej wykładni papieskiego nauczania. Narzekają na to naukowcy, myśliciele, kapłani, nawet dziennikarze. Ale co z tego, chciałoby się rzecz, skoro co ostatni – kształtujący masowe wyobraźnie – w przeddzień rocznicy w swoich serwisach informacyjnych prezentują tylko ten „lekki” wymiar papieża.
Coraz mniej Jana Pawła II w idei JP2.
Inne tematy w dziale Rozmaitości