Człowiek zbliżający się do czterdziestki myśli częściej nad sprawami życia. Swojego życia. To niesamowite. Zawsze myślało się o innych, teraz o sobie.
Tak, 40. zmusza do myślenia. Nad tym, co było, ale i nad tym, co będzie. Czy jest to przełom życia, który tworzy falę wznoszącą, czy falę opadającą? Czy przekroczenie tej bariery to koniec wspaniałego okresu życia, czy początek czegoś jeszcze lepszego?
Przez długi czas miałem obawy, jak przywitam tę swoistego rodzaju życiową bramę. Przygnębiały mnie przypadki gorzkniejących znajomych, wypalających się kolegów, zbyt przesadnie stabilizujących się ludzi. Wydawało mi się, że 40-latki to osoby, które uznając zjedzenie wszystkich rozumów świata, osadzają się na życiowych mieliznach i czekających powoli na swoją starość.
Zbliżająca się 40. spowodowała, że baczniej począłem przyglądać się otoczeniu. I trochę odetchnąłem z ulgą. Pomagają mi w tym ci, którzy pułap 40 lat już osiągnęli.
Niezwykle aktywni ostatnio muzycy, jak Kazik, Grabaż, Muniek, czy Robert Gawliński najlepiej pokazują, co oznacza być dojrzałym 40.latkiem. Zupełnie nie zachowują się jak przebrzmiali ludzie – nagrywają płyty, których słuchają młodsi. Przeżywszy kawał życia, mogą powiedzieć co w nim ciekawego, niepokojącego, intrygującego i niebezpiecznego – bez zbędnego i głupawego mędrkowania się. Znają prawdziwą wartość życia i odróżniają je od fałszywych błyskotek.
Mają swoją, ugruntowaną i sprawdzoną, filozofię życia i potrafią jej bronić. Mają wypróbowanych przyjaciół, mają swoje miłości lub piękne wspomnienia o kobietach, które kiedyś kochali i które ich kochały. Znają świat i ludzi…
Nie warto bać się 40.tki.
Inne tematy w dziale Rozmaitości