Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
73
BLOG

Wszystko zaczęło się jakieś 33 lata temu...

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Wszystko zaczęło się jakieś 33 lata temu. Zaczęło się niewinnie. Z czasem zaczęło narastać. Z tygodnia na tydzień coraz więcej, coraz dłużej. Potem okazało się, że trzeba mi tego codziennie. I w końcu stało się nałogiem.

Mama pracująca w bibliotece jest najlepszym pretekstem do sięgania po książki. Odwiedzanie jej prawie codziennie i czekanie aż skończy pracę powodowało, że jako niesforne dziecię zacząłem krążyć między bibliotecznymi półkami i wyciągałem pojedyncze egzemplarze. I tak się zaczęło. Czytałem odkąd tylko pamiętam.

Zacząłem czytać coraz więcej i więcej, nawet po kilka książek dziennie. Że jest to nałóg, zorientowałem się po swoim zadowoleniu, gdy … zacząłem chorować. Z jednej strony łóżka rosły sterty książek do czytania, po drugiej zaś – przeczytanych. A że chorowałem dość często – no niestety – toteż ilość książek szybko rosła.
 
Kiedy zainteresowała mnie seria o Panu Samochodziku, nie pamiętam. Stała się dla mnie, jak to się dziś mówi, kultowa. Pamiętam natomiast, że wtedy właśnie, mocno zainteresowany wizytami Samochodzika w tym rejonie, zacząłem interesować się Mazurami. Kreśliłem trasy na licznie kupowanych mapach, palcami „odwiedzałem” Mikołajki, Wilkasy, Ruciane-Nida, Pisz i „przepływałem” jeziorami Kisajny, Tałty, po Jezioraku, czy Śniardwach.
 
Pasjami oglądałem licznie posiadane albumy i syciłem się przepięknymi widokami jezior, wzgórz, ruin zamkowych, malowniczych rzek … Pochłaniając historię Warmii i Mazur coraz bardziej „wnikałem” w tę przepiękną krainę.
 
Trwało to latami. Zacząłem kształtować w sobie bardzo silne marzenie, by odwiedzić Krainę Wielkich Jezior Mazurskich. Marzyłem (nawet nie mając auta), by jeździć od miejscowości do miejscowości i odwiedzać wielkie miejsca Mazur. Znane z opowieści tych, co tam byli, jak i bajecznych opisów z książkowych stronic. Jednak zawsze coś się działo: a to odstraszała perspektywa zbyt długiej, z kilkoma przesiadkami, podróży kolejowej, a to zbyt krótkie wakacje, a to innym razem okazje bycia gdzie indziej. Na Mazury zawsze brakowało okazji i czasu. Wielokrotnie myślałem o tym z kim pojadę, w jakim towarzystwie przyjdzie mi spędzić „mój pierwszy mazurski raz” … Bałem się rozczarowania takim pobytem … I tak przez kilka dobrych lat odkładałem wyjazd w te strony. Jednak marzenia nie zgasły i domagały się swojego.
 
Aż przyszedł taki czas. Trzy dni w samym środku Krainy Wielkich Jezior to na tę chwilę wielkie spełnienie wielkich marzeń. Kilkadziesiąt lat temu marzyłem, by pojawić się tu na chwilę, byłem kilka dni; marzyłem wówczas, by choć z brzegów spoglądać na przestrzeń Śniardw, miałem okazję płynąć żaglowcem z Mikołajek do Rucianego; martwiłem się o towarzystwo, w jakim przyjdzie mi pobyć na Mazurach, okazało się, że trafiłem tu z najlepszą – tak mi się wydaje – grupą ludzi i miałem okazję poznać wspaniałych ludzi, mieszkańców Mazur i Warmii, mieszkających z dużym Olsztynie i Szczytnie, ale i w małych mazurskich miejscowościach: wszyscy oni zakochani w swojej mazurskiej ojczyźnie. I wszyscy oni, niezwykle otwarci, życzliwi i pracowici, potwierdzili moje wyobrażenie o tej krainie – niezwykłych krajobrazów i niezwykłych ludzi.
 
Majestatycznie krążący nisko nad łodziami bielik to doprawdy fascynujący widok, bardziej niż niejedna ładna dziewczyna napotkana w miejskim zgiełku. Pływające obok siebie łodzie to istny festiwal kształtów, barw, nazw i wielkości. Niezapomnianym widokiem są przesmyki pomiędzy jeziorami, widok kanałów, którymi płyną jachty, jachtówki, łodzie i łódki…
 
Łodzie przecinające lot kormoranów, albo kormorany przecinające tor łodzi … Widok wschodzącego słońca nad jeziorem Ołów … Prężący się nad Rynem zamek … Kręte ścieżki i drogi wśród pół opatulone przydrożnymi drzewami … Prężące się maszty jachtów w Mikołajkach … Oddech wiatru na plecach, biegnącego od brzegu do brzegu ... Krzyki rybitw śmigających nad głowami … Odprężenie ciała zanurzanego o północy w jeziorze …
 
Smaki, obrazy, kolory, dźwięki, zapachy … Wszystko to wymieszane w jedną całość stworzyły niezwykle silny ładunek emocjonalny. I gdy przyszło mi żegnać się z Mazurami – przyznam się szczerze – pokulała się łza. Wszak jeździłem i płynąłem po szlakach swoich dziecięcych wyobrażeń i marzeń. Palec zamienił się na łódź, a widoki z lśniących albumów zamieniły się w szeleszczące i migające jeziora, drzewa i trzcinowiska. Ptaki z książek ożyły, a ludzie z opisów książek stanęli przede mną i przemówili.
 
Twórzmy marzenia i spełniajmy je dla siebie! Naprawdę warto. Nawet dla tej jednej łzy, która potoczy się po policzku szlakiem dziecięcych wspomnień …

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości