Och, och …! Ach, ach …! Jakie to wspaniałe! Jakie delikatne! Jakie miłe dla ucha! Nad czym się tak rozczulam? Nad językiem Niny Andrycz…
Spytacie: TEJ Niny Andrycz? Tak, odpowiem, tej Niny Andrycz, gwiazdy PRLowskich teatrów, żony premiera Cyrankiewicza. Niech mi jednak wybaczą politykierzy, że przez chwilę nie będą interesowały mnie jej peerelowskie korzenie i że nie dołączę do chóru jej krytyków.
Za mnie tak w niej zaintrygowało? Rzecz się dzieje w newsweekowym dodatku Kobieta, gdzie został opublikowany wywiad – rozmowa toczy się wokół teatru, czasów Polski ludowej, ale nade wszystko wokół miłości. Ale jakżesz pięknie opisanej!
Zachwyciła mnie ta rozmowa właściwie od samego początku, kiedy to omawiana bohaterka obruszyła się na okoliczność nazwania jej seksbombą: Nikt nie używał takich słów! Otrzymałam tytuł królowej mody i elegancji. Mimo, że budziła zainteresowanie mężczyzn swymi kreacjami, mimo, że inne kobiety lubiły zachwycać swym urokiem, o tych czasach mówi tak: Kobiety eksponowały swoje ciała, ale jednocześnie były nie do zdobycia. Dekolt był, a i tak starający się o względy stał pod oknem, pod balkonem i bał się nawet w to okno zerknąć. Jak kwiaty były ładne, to na chwilę zapraszałam. Żyłam w innej epoce. Ludzie wychowani byli na miłości romantycznej. Czekali na nią. A i tamci mężczyźni podświadomie szukali bogini. Jeśli ktoś miał ochotę na inne relacje, to do dyspozycji były wspaniałe burdele i panie z półświatka.
Wzbrania się od omawiania wątków prywatnych: teraz jest taka moda, żeby mówić o seksie, o intymności. Kiedyś tego nie było […] Dobrze, że los dał mi dobre warunki do uprawiania zawodu. Jednak proszę sobie nie wyobrażać, że po takim balu poszłam z jakimś adoratorem do łóżka. Miałam opinię przyzwoitej kobiety. Byli tacy, którzy musieli dwa lata przysyłać kwiaty, żeby zawrzeć ze mną znajomość. Chodzić, błagać, wielbić, prosić o spotkanie, a ja mogłam ich wodzić za nos.
Wspomina też czasy wielkich mężczyzn i kobiet chcących się im oddać: Przecież dla kobiety jest to szczyt poniżenia. Wolałabym codziennie tłuc groch, niż tak się poniżyć. Teraz jest to oczywiście normalne. Nie ma dobrego zdania o współczesnych dziewczynach i kobietach: ... większość z nich nie potrafi się cenić. Na pierwszej randce jest po wszystkim ...
Swą wielką miłość (wcale nie swojego męża) wspomina tak: Jeden jego pocałunek był wart wielu tych płomiennych stosunków, za którymi przepadają panowie, a kobiety przeważnie udają. Innymi słowy, moja pierwsza miłość była romantyczna, a jej podkład erotyczny był tak wzniosły, że następne doświadczenia wyglądały ... jakby słabiej.[...] Jeden ględzi i jest nieinteresujący, a inny tak na panią spojrzy i muśnie ręką, że pół nocy pani nie śpi.
Przyznaje, że małżeństwo z Cyrankiewiczem nie wyszło z jej powodu – nie chciała mieć dzieci, całkowicie poświęciła się karierze aktorskiej.
Mając 40 lat nie należę do specjalnie ckliwych, czy superromantycznych, jednak piękno i delikatność, z jaką owa dama teatru opisuje miłość, relacje między mężczyzną a kobietą przyprawiają o szybsze bicie serca.
Gdzież tam dzisiaj o „intymności” wspominać, albo o „angażowaniu się”. Dzisiaj liczy się szybki kontakt, szybki seks. Wielka szkoda, że odchodzą z tego świata ludzie wielkich serc, uczuć i słów. I jednocześnie, że internet nie potrafi uchronić na zasadzie „ochrony rezerwatowej” tych pięknych określeń i spostrzeżeń. Mówienie dziś o miłości jako magii przez jednych będzie traktowany jako anachronizm, ale na tym właśnie zasadza się istota miłości – spostrzegania w drugiej osobie pierwiastka magicznego.
Współczesność wymusza szybkie relacje, eliminuje pewne postawy i autorytety. Gorsze, że i z języka ruguje pewne pojęcia. Nowe pokolenia nie będą więc o miłości mówiły jak o magii, a tego, że dziewicą można być do zakończenia studiów, będą słuchały z niedowierzaniem. Smutne prawda?
Inne tematy w dziale Rozmaitości