Świąt nie będzie... Nie, nie odwołał ich rząd. Też Kościół katolicki nic nie zmienił w trakcie jakiegoś tajnego soboru. Wszystko będzie po staremu. Wigilia, pasterka, pierwszy i drugi dzień świąt, kolędy… Więc o co chodzi?
Kiedy rok temu rozsyłałem życzenia świąteczne z cytatem Pidżamy Porno: W tę grudniową noc Królowie Trzej przyszli i nic nie znaleźli, życząc, by mimo wszystko w czasie świąt każdy mógł znaleźć odrobinę radości i spokoju, odezwały się glosy oburzenia, jak mogę tak prowokacyjnie w święta pisać. O co chodzi?
Gdzie tu prowokacja? Potraktujmy grabażową przypowieść jako metaforę. Oto koniec 2010r. Na Pomorzu między Wejherowem a Gdynią, w małej wiosce w stodole na skraju wsi rodzi się Chrystus. Co zastaje?
Od 3 listopada, gdy tylko gasną lampki na grobach po Wszystkich Świętych i Dniu Zadusznym w sklepach zaczyna się gorączkowe przystrajanie sklepów. W telewizji skołowanych ludzi atakują bożonarodzeniowe reklamy. Nagle, przez listopadową noc, na ekranach telewizorów przemykają sanie z Mikołajami, reniferami. Wykrzykuje ów komercyjny oszust, jakie to ważne są święta i jak mocno potrzeba radości i spokoju i rodzinnej atmosfery, oferując jednocześnie … najnowsze cuda elektroniki.
Jeszcze nie przebrzmiały kłótnie o krzyż na Krakowskim Przedmieściu, a już politycy znajdują kolejny (nieistotne już jaki) powód do kłótni. Nawet ci, co to chrześcijanami się zowią.
Napisał jeden z zakonników list do swego przełożonego o złej kondycji polskiego Kościoła. Szeroko omówiła goGazeta Wyborcza. Wystarczyło, by znaleźli się hierarchowie Jego Kościoła, którzy skrytykowali zakonnika, jako zdrajcę i rozbijającego jedność (?) Kościoła.
Swego czasu ci sami hierarchowie grozili politykom, że ich wyklną za poparcie in vitro. Że obłożą ekskomuniką. I co? Politycy, którym zresztą przydałby się ochrzan od czasu do czasu, w ogóle tym razem się nie przejęli. A hierarchowie? Zamilkli. Wystraszyli się?
Kościół w trosce o dobro powszechne, w Poznaniu zafundował uczniom jednego z liceów nerwy na okoliczność wyprowadzenia szkoły, bo uzyskanym na rzecz Kurii (poprzez komisję majątkową?) budynku Kościół zaproponował komercyjne stawki, mimo, że sam korzysta w wielu miejscach z majątku miejskiego za stawki preferencyjne. I tak oto miasto musi znaleźć wielkie miliony za projekty i budowę nowego gmachu szkoły, bo nie stać go będzie na wynajmowanie budynku dla potrzeb szkoły.
I wszystko to dzieje się w świetle oczekiwań na narodziny Dzieciątka. Dzieciątko uznało, że nie pasuje mu taki kraj i z Rodzicami zwinęło manatki i poszło dalej na wschód. Na to przybyli Królowie Trzej i nic nie znaleźli…
Można narzekać na wielką politykę i zachowanie hierarchii kościelnej, choć sami, jako zjadacze chleba, te święta psujemy. W sobie. Ilu szefów sklepów idących na Pasterkę zmuszało jeszcze kilka dni wcześniej swoich pracowników do „jeszcze bardziej wydajnej pracy”? Ilu restauratorów odmawiających „Ojcze nasz” zmuszało swoich ludzi do przyjścia do pracy właśnie w Wigilię?
Ile razy chrześcijanie wrzeszczeli na siebie, bo każdy z nich miał inne punkt widzenia na „rodzinne święta”? Ilu chrześcijan w tym „świętym czasie” obraziło innych? Ile razy życzymy sobie werbalnie dobroci i radości, a wewnątrz, w głowach kipi od złości, pomówień i nienawiści?
Nie będę nawracał i moralizował – od tego są inni. W końcu każdy robi co chce. Tylko dziwi mnie za każdym razem, gdy znajdzie się jakiś kontestator zastanego porządku, który trzeźwo przypomni o niezgodności takich zachowań i atmosfery świąt, jest obdarzany chrześcijańskim gniewem?
Coraz bardziej rozumiem tych, którzy głośno przyznają, że świąt zwyczajnie nie lubią, a coraz mniej tych, którzy takie deklaracje w chrześcijańskim (a jakże) uniesieniu przyjmują z oburzeniem.
No i co powiedzieć Królom Trzem tym razem?
Inne tematy w dziale Rozmaitości