Osama bin Laden nie żyje. Spotkało go to, co było do przewidzenia. Upokorzeni pierwszym udanym atakiem na ich państwo, dokonanym na terytorium USA, Amerykanie dyszeli chęcią odwetu i pozbycia się watażki Al-Kaidy. Nie odpuszczali przez 10 lat. Zdaje się, że każdy z polityków, każda formacja polityczna za punkt honoru stawiała sobie chęć zabicia największego wroga Ameryki.
Z ogromnym zdumieniem przeczytałem, że operacja przeciwko Osamie została nazwana „Geronimo”, nawiązując w prosty sposób do akcji osaczania jednego z najbardziej walecznych Indian z plemienia Apache Chiricahua w XIXw.
Amerykanie użyli imienia jednego z indiańskich bohaterów do akcji przeciwko jednemu z największych terrorystów na świecie, porównywanego – przy zachowaniu proporcji – do Hitlera i Stalina.
Mają rację publicyści z Indian Country Today piszący, że w ten sposób, za każdym razem, gdy będzie ta akcja opisywana i gdy będzie się przywoływało imię Geronimo, na całym świecie będzie przez to nierozerwalnie kojarzone z terroryzmem. Co jest i oburzające, i nieprawdziwe.
Oto Geronimo został postawiony obok takich pojęć jak „terroryzm”, „nienawiść”, „zbrodnia”. Symbol dumy Indian będzie teraz utożsamiany z „najbardziej znienawidzonym złoczyńcą od czasów Adolfa Hitlera”, jak już mawiają Indianie.
Trzeba być wyjątkowo perfidnym, by czasy walki Indian z agresją białego osadnictwa, walki o honor, o wolność i życie, jakie reprezentował Geronimo, zestawiać z agresją, atakami na niewinnych ludzi, masowymi morderstwami będącymi udziałem Osamy Bin Ladena; by szlachetnego Apacza Geronimo zestawiać ze zwykłym mordercą Osamą Bin Ladenem.
"To kolejna próba etykietowania rdzennych Amerykanów jako terrorystów", mówi Paula Antoine z Sioux Tribe Rosebud w Południowej Dakocie. I nie ma w tym słowa przesady.
Geronimo to wojownik Chiricahua, najbardziej znany Apacz obok takich nazwisk, jak Chato, Victorio, Nana, Cochise. Nie był wodzem, ale w latach walk z Meksykanami i wojskami USA zyskał autorytet pozwalający mu wypowiadać się w imieniu jego narodu. „Geronimo” to imię nadane mu przez Meksykanów, jego indiańskie imię brzmi Goyathlay, co znaczy „Ten Który Ziewa”. Stosował walkę partyzancką przeciwko Meksykanom i armii USA, wielokrotnie uciekał przed obławami mającymi na celu sprowadzenie go do nieprzyjaznego rezerwatu. Wielki miłośnik swojego narodu i wolności.
Dzisiaj Geronimo jest uznawany za jedno z wielkich nazwisk tubylczej Ameryki, obok Siedzącego Byka, Czerwonej Chmury, Szalonego Konia, Wodza Józefa, Pontiaca, Tecumseha, Quanaha Parkera, Czarnego Jastrzębia, Satanty i innych, dumę współczesnych Indian.
Jestem ciekaw, jak poczuli się potomkowie tych wielkich wojowników i wodzów, którzy walcząc pod Gwiaździstym Sztandarem ginęli w walkach „Pustynnej Burzy” i podczas wielu innych wojskowych operacji USA?
Skoro osaczanie Bin Ladena zostało przyrównane do pogoni za apackim wojownikiem, to może od razu masakry dokonywane przez wojska USA na terenie Afganistanu i innych państw nazwać „Wounded Knee”, albo „Sand Creek”? Tam też przecież dokonywano masowego wybijania niewinnych ludzi…
Fot. Geronimo, Apacz Chiricahua. Nazwanie jego imieniem akcji przeciwko zwykłemu mordercy jest wyrazem perfidii armii USA
Tekst ukazuje się jednocześnie na blogach: "Terytorium Komanczów" oraz "Ameryka Indiańska".
Inne tematy w dziale Polityka