Polityka zaczyna mnie kłopotać. Dzieją się w niej sprawy, których nie rozumiem, lub które wymagają wielu odpowiedzi, nie zawsze zbieżnych. Myślę tu o politycznych "transferach", które stają się tematem głównym początku kampanii wyborczej.
Z całym szacunkiem dla posła Mężydły, największym pod względem ciężaru jakościowego przejściem jest decyzja Radosława Sikorskiego, senatora PiS i byłego ministra obrony do PO. Według niektórych mediów, kolejny ma być były premier Kazimierz Marcinkiewicz ...
Radek Sikorski - zdaje się lubić takie zdrobnienie - ogłosił, że zawiódł się na rządach Jarosława Kaczyńskiego. I tu pojawia się czołowe pytanie: czy zachowanie Sikorskiego można określić jako "lojalne"?
Rozumiem, że będzie tłumaczył, że jest przywiązany do swoich konserwatywnych poglądów i nie zdradził ich przechodząc do PO. Fakt faktem, w PO konserwatywne poglądy jeszcze się toleruje. Jednak z innej perspektywy, wiemy że jego odejście z rządu nie było związane z odejściem PiS od zasad konserwatywnych, a zwyczajnym konfliktem z Macierewiczem. Przynajmniej nie mówił tego w momencie rezygnacji ...
Czy można więc swe przejście tłumaczyć kwestią lojalności w stosunku do poglądów, skoro można spotkać z zarzutem koniunkturalnego odegrania się za swoje krzywdy?
Czy można nazwać kogoś lojalnym w stosunku do poglądów (prawicowych), skoro porzuca stronnictwo prawicowe właśnie? Mając świadomość, że takie przejście może stronnictwu - i programowi - prawicowemu zaszkodzić ?
Co oznacza dziś lojalność w polityce? Trwanie w środowisku politycznym nawet za cenę "zawieszenia" swoich poglądów? Czy może wyrazem lojalności jest porzucenie grona przyjaciół politycznych, gdy się stwierdzi, że to środowisko odchodzi od pewnych przyjętych poglądów?
Nie oskarżam i nie feruję wyroków. Pytam.
Inne tematy w dziale Polityka