Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski
652
BLOG

Politycy dewastują samorząd

Krzysztof Mączkowski Krzysztof Mączkowski Samorząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 28

Nie bardzo wiem, dlaczego cała Polska ekscytuje się wyborami samorządowymi w Warszawie, skoro ich rozstrzygnięcie będzie miało znaczenie tylko dla mieszkańców stolicy? Wiem, wiem, słyszę, że to przedbiegi przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi i późniejszymi prezydenckimi. Wiem, wiem, ma to być sprawdzian na ile PiS jeszcze może, a na ile PO już może. Jednak te i im podobne opowieści zdradzają jak polska klasa polityczna i publicyści traktują samorząd – jak polityczny łup.

Pokazują, jak politycy wykoślawiają idee samorządności. Jak sami ją dewastują. Samorząd terytorialny jest jednym z najważniejszych osiągnięć „karnawału Solidarności”, kiedy wykuwały się idee współczesnego samorządu terytorialnego i gospodarczego; to jedno z najważniejszych osiągnięć obozu „Solidarności” po 1989 r.

Oto Polska samorządowa miała być przeciwwagą dla centralnej niezborności, sztywności administracji rządowej. Miała być szybkim i skutecznym instrumentem rozwiązywania lokalnych problemów, miała być „blisko ludzi”. Początki samorządów były pełne nadziei, obfitowały w ludzi autentycznie przejętych sprawami gminy, miasta, wiosek, były znakomitym detonatorem znakomitych idei i rozwiązań.

Z kadencji na kadencję robiło się jednak coraz gorzej. Lokalne komitety powoli zostały zastąpione „centralnymi partiami” i nagle przekaz z dołu do góry – czyli wnoszenie przez samorządowców ciekawych pomysłów do działania partii w skali ogólnopolskiej – został zastąpiony przekazem z góry do dołu, czyli dyrektywy partyjne, niekiedy w żaden sposób nie pasujące do realiów gmin czy miast, zaczęły kształtować programy komitetów partyjnych i co gorsza, język lokalnych działaczy. Radnych-aktywistów zastąpili radni-politycy. Wielu wójtów, burmistrzów i prezydentów – autentycznych włodarzy gmin i miast – stało się partyjnymi politrukami. A zwyczaje partyjne rodem z Sejmu zaczęły dominować w radach gmin.

Owa partyjność i polityczność jest niezwykle mocno widoczna podczas obecnej kampanii-niekampanii (bo każdy deklaruje, że obecna licytacja nie jest jeszcze kampanią wyborczą). A przykład starcia PiS – PO w Warszawie jest tego najlepszym przykładem. Nie piszę o starciu Rafał Trzaskowski – Patryk Jaki, bo jest to klasyczne starcie partii. Kampanie Trzaskowskiego i Jakiego (i innych partyjnych kandydatów w innych dużych miastach Polski) są prowadzone przez profesjonalne sztaby wyborcze, które za rok podejmą taką samą walkę o Sejm i Senat.

Gdzie tu samorząd? Gdzie tu troska o „naszą małą ojczyznę”? Czy dobrym samorządowcem w Warszawie będzie ktoś, kto wczoraj wiązał swe życie z Opolem, dzisiaj wiąże z Warszawą, a jutro być może będzie przykładnym patriotą gdańskim, bo tak mu każe „matka-partia”? Mówiąc szczerze, niewiele mnie to obchodzi. To problem mieszkańców Warszawy. Mi jedynie szkoda samorządu, bo po każdej takiej kampanii traci nie tylko swój blask, ale i sens…

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka