rebeliantka rebeliantka
613
BLOG

O "podżegaczach chorobowych", czyli o fabrykowaniu chorób

rebeliantka rebeliantka Zdrowie Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Na świecie istnieje potężny przemysł, który pracuje nad wymyślaniem nowych chorób i stara się nas przekonać, że na nie cierpimy.


Alarmują też psychologowie. Oto kilka publikacji ze strony Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.

 

Fabrykowanie chorób: Wielka Farmacja (BIG PHARMA) i podżeganie chorobowe

Wymyślanie chorób jest znane pod nazwą „podżegania chorobowego” (ang. disease mongering). Termin ten wymyśliła pisarka Lynn Payer w książce pt. “Disease-Mongers: How Doctors, Drug Companies, and Insurers Are Making You Feel Sick”, wydanej w 1992 roku.

Payer zdefiniowała podżeganie chorobowe jako „próbę przekonania zasadniczo zdrowych ludzi, że są chorzy, oraz lekko chorych – że są ciężko chorzy”.  Ta strategia została nazwana również „korporacyjnym konstruowaniem choroby” przez Raya Moynihana, Ionę Heath oraz Davida Henry’ego w „British Medical Journal”. Napisali, że „można zarobić masę pieniędzy na wmawianiu ludziom, że są chorzy”. „Firmy farmaceutyczne najpierw biorą udział w procesie definiowania chorób, a potem głośno o nich mówią pacjentom i konsumentom”.

Podżeganie chorobowe rozpoczęło się w 1879 roku wraz z wynalezieniem Listerine, która pierwotnie była stosowano jako chirurgiczny środek odkażający. Swoją nazwę otrzymała od nazwiska słynnego angielskiego chirurga, Josepha Listera, który jako pierwszy wprowadził procedurę odkażania w chirurgii. Jednakże, niedługo po tym wynalazcy Listerine, dr Joseph Lawrence oraz Jordan W. Lambert, zaczęli sprzedawać ją w stężonej formie jako środek czyszczący do podłóg oraz lek przeciwko rzeżączce. W 1895 zaczęli zalecać ją dentystom jako płyn do ust, i już w 1914 stała się pierwszym produktem sprzedawanym w tym charakterze bez recepty. W latach 20. XX wieku, władze producenta Listerine, Lambert Pharmacal Company, były przekonane, że znalazły lek – teraz potrzebowały jedynie choroby. Wymyślili ją więc: halitozę (cuchnący oddech – przyp tłum.). Przedtem halitoza była jedynie niejasnym, nikomu nie znanym medycznym terminem. Reklamodawcy zaczęli promować Listerine jako lekarstwo na tę dolegliwość, która, jak mówili, mogła zniweczyć szanse każdej osoby w miłości, małżeństwie i pracy. Wkrótce ludzie w całej Ameryce zaczęli chorować na halitozę.

Sztuczka polegała na rozdęciu zwykłej, nieszkodliwej przypadłości do poziomu patologii, którą należało zwalczyć, aby móc odnosić sukcesy w życiu i nie utracić osobistego szczęścia. Reklamy nakręcone przez twórców Listerine były minitelenowelami, w których ludzie narażali się na wstyd w towarzystwie i porażkę, jeśli nie używali tego produktu.

Sprzedawcy Listerine udoskonalili techniki marketingowe, które zostały opracowane przez XIX-wiecznych znachorów mających „cudowne” leki na wszystko. Pisarz Henry James nazywał ich oszustami. Również William James, jego brat, harvardzki psycholog uznawany za twórcę amerykańskiej psychologii, krytycznie się o nich wyrażał. Stwierdził: „Twórcy tych reklam powinni być traktowani jak wrogowie publiczni i nie powinno się okazywać im litości”.

Payer rozpoznała kilka taktyk podżegania chorobowego. Między innymi:

        Wskazywanie na normalną czynność organizmu i sugerowanie, że coś jest z nią nie w porządku i że należy ją leczyć
        Opisywanie dolegliwości, które niekoniecznie ludziom doskwierają
        Wskazywanie, że duży odsetek populacji cierpi na daną „chorobę”
        Określanie choroby jako niedobór czegoś lub brak równowagi hormonalnej
        Zatrudnianie doktorów, którzy potwierdzą przekaz
        Wybiórcze wykorzystywanie statystyki w celu wyolbrzymienia pozytywnych stron zażywania leku
        Promowanie leku jako całkowicie bezpiecznego
        Branie powszechnie występującego objawu, który może oznaczać cokolwiek i mówienie, że jest oznaką poważnej choroby

Organy nadzorcze opieki zdrowotnej obecnie ogłaszają, które spośród przedsiębiorstw farmaceutycznych angażują się w taką działalność, a także wskazują na kilka „chorób”, które mogą służyć za przykład podżegania chorobowego. Nie mówią, że taka czy inna dolegliwość nie istnieje – dla niektórych są istotnie kłopotliwe – ale że pogoni za zyskiem wyolbrzymia się ich występowanie i znaczenie. Do takich „chorób” należy impotencja, kobieca oziębłość, zaburzenie afektywne-dwubiegunowe, zespół nadaktywności psychoruchowej (ADHD), zespół niespokojnych nóg, osteoporoza, fobia społeczna, zespół jelita drażliwego, czy też łysienie.

Dlaczego powinniśmy zwrócić uwagę na podżeganie chorobowe? Zdrowy człowiek myśląc, że jest chory, nakłada na siebie wielki psychologiczny ciężar. Poza kosztami psychologicznymi, są finansowe, personalne i społeczne. Leczenie tych „chorób” nie jest tanie. Żaden finansowany z podatków system opieki zdrowotnej nie byłby w stanie ponieść kosztów leczenia środkami, które przedsiębiorstwa farmaceutycznie chciałyby zaserwować  społeczeństwu.

Powstrzymanie podżegania chorobowego nie będzie proste. Ilość pieniędzy, które można zarobić na sprzedawaniu leków farmaceutycznych dla chorób, które istnieją głównie w wyobraźni, jest niemal nieograniczona. Co więcej, istnieją potężne ekonomiczne, polityczne i branżowe interesy, które zdecydowanie chcą kontynuować ten proceder.

Krokiem naprzód może być psychologiczne uodpornienie się na przekaz ze strony Wielkiej Farmacji, która próbuje wtrącać się do naszego życia na wiele sposobów. Musimy oduczyć się naiwności.

Jak? Heath sądzi, że nasz lęk przed cierpieniem i śmiercią czyni nas bardziej podatnymi na podżeganie chorobowe. Dzisiaj, ponieważ otucha płynąca z religii jest istotna dla coraz mniejszej rzeszy ludzi, śmierć wydaje się być rzeczą ostateczną, co skutkuje panicznym pędem ku wszystkiemu, co da nam obietnicę lepszego zdrowia i dłuższego życia. Być może więc najlepszym wyjściem nie będzie bicie głową w mur fortecy Wielkiej Farmaceutyki, lecz rozwinięcie psychologicznej i duchowej dojrzałości, która uczyni nas odpornymi na ich wysiłki wsączania w nasze życia lęku i strachu.

Mówi się, że jedną z głównych właściwości różniących człowieka od innych istot jest jego gotowość do połykania pigułek. Firmy farmaceutyczne wiedzą to. Jednak nasze zdrowie wyznaczają nie pigułki, które połykamy – ale sposób, w jaki żyjemy. Jak jemy, ćwiczymy, pracujemy, bawimy się, kochamy i odnosimy się do innych. Gdy zdamy sobie z tego sprawę, będziemy mogli przechytrzyć podżegaczy chorobowych, którzy starają się doszukać patologii w każdym aspekcie naszego istnienia.

„Huffington Post”, 18 czerwca 2010, autor: Larry Dossey

 

Farmakologiczne iluzje psychiatrii

/fragmenty/

DSM (Diagnostyczny i Statystyczny Podręcznik Zaburzeń Umysłowych) stała się nie tylko biblią psychiatrii, ale podobnie jak prawdziwa Biblia, zależała w dużym stopniu od czegoś na wzór objawienia. Nie cytuje się w nim badań naukowych dla poparcia diagnoz. Jest to zdumiewające zaniedbanie, ponieważ we wszystkich publikacjach medycznych, niezależnie, czy w artykułach naukowych, czy w podręcznikach dla studentów, stwierdzenie faktu powinno być poparte cytowaniem opublikowanych badań naukowych. (Istnieją cztery oddzielne „książki źródłowe” dla obecnego wydania DSM, przedstawiających uzasadnienie dla pewnych decyzji i uźródłowionych, ale to nie to samo co konkretne źródła). Zebranie grupy ekspertów w celu wymiany opinii może być bardzo pożyteczne, ale jeśli owych opinii nie podpierają dowody, to nie są one uzasadnieniem dla niebywałego poważania okazywanego DSM. DSM-III zostało wyparte przez DSM-III-R w roku 1987, potem ukazało się DSM-IV w 1994, a obecna wersja, DSM-IV-TR (tekst poprawiony) zawierająca 365 diagnoz – w 2000. „W każdym kolejnym wydaniu” – pisze Daniel Carlat w swojej absorbującej książce – „ilość kategorii diagnostycznych mnożyła się, a sama książka była coraz grubsza i droższa. Każde wydanie było bestsellerem. DSM jest obecnie jednym z głównych źródeł przychodu dla APA”. DSM-IV sprzedało się w ilości ponad miliona egzemplarzy.

Gdy psychiatria stawała się dziedziną opierającą się na lekach, przemysł farmaceutyczny szybko dostrzegł potencjalną korzyść nawiązania sojuszu z profesją psychiatrów. Przedsiębiorstwa lekowe zaczęły hojnie obdarowywać psychiatrów, zarówno indywidualnie, jak i kolektywnie, bezpośrednio, jak i pośrednio. Obsypali ich prezentami i darmowymi próbkami leków, zatrudniali ich jako konsultantów i mówców, fundowali im obiady, płacili za ich udział w konferencjach, dostarczali im materiałów „edukacyjnych”. Kiedy Minnesota i Vermont wprowadziły „sunshine laws” [prawo nakładające w jakimś obszarze jawność i swobodę informacji – przyp. tłum.], które wymagały od przedsiębiorstw lekowych, by zgłaszały każde wynagrodzenie dla lekarza, zobaczono, że psychiatrzy otrzymują więcej pieniędzy, niż lekarze jakiejkolwiek innej specjalności. Przemysł farmaceutyczny subsydiuje również spotkania APA i inne konferencje psychiatryczne. Około 1/5 budżetu APA pochodzi z firm lekowych.

Firmy lekowe są szczególnie zainteresowane pozyskaniem psychiatrów pracujących na uniwersytetach w prestiżowych akademickich ośrodkach medycznych. Nazywani przez przemysł „kluczowymi liderami opinii” (KLO), są to ludzie, którzy poprzez swoje publikacje i wykłady wpływają na to, jak choroby psychiczne będą diagnozowane i leczone. Publikują również wiele badań klinicznych nad lekami, i co najważniejsze, w dużej mierze określają merytoryczną zawartość DSM. W pewnym sensie są to dla przemysłu najlepsi sprzedawcy, są warci każdego wydanego na nich centa. Spośród 170 redaktorów obecnego wydania DSM (DSM-IV-TR), niemal wszyscy mogą być określeni jako KLO, 95 z nich posiadało powiązania finansowe z firmami farmaceutycznymi, wliczając w to wszystkich redaktorów pracujących nad zaburzeniami nastroju i schizofrenią.

Przemysł lekowy oczywiście wspiera również innych specjalistów i inne stowarzyszenia zawodowe, ale Carlat pyta: „Dlaczego psychiatrzy niezmiennie znajdują się na czele listy specjalistów przyjmujących pieniądze od przedsiębiorstw farmaceutycznych?” Jego odpowiedź: „Stawiane przez nas diagnozy są subiektywne i elastyczne. Posiadamy bardzo niewiele racjonalnych przesłanek, aby wybrać to a nie inne leczenie”. W odróżnieniu od zaburzeń leczonych w większości innych gałęzi medycyny, nie ma obiektywnych kryteriów lub testów dla choroby psychicznej – nie ma danych laboratoryjnych albo skanów fMRI – a granice między normalnością a nienormalnością są często niejasne. To sprawia, że rozszerzeniu ulegają granice diagnostyczne, możliwe staje się też tworzenie nowych diagnoz, co byłyby niemożliwe w, dajmy na to, kardiologii. A koncerny farmaceutyczne mają swój interes w nakłanianiu psychiatrów, aby robili właśnie to.

/Marcia Angell/

 

Dlaczego psychiatria potrzebuje terapii?

Fragmenty:

Diagnozy stają się coraz bardziej niejasne, a leki coraz bardziej nieskuteczne.

Pacjenci szukający pomocy u lekarza psychiatry ze względu na zaburzenia nastroju mają dużą szansę otrzymania diagnozy choroby, która nie istnieje oraz otrzymania recepty na lek, który jest tylko trochę skuteczniejszy od placebo.

Przemysł farmaceutyczny wyszukuje dla danego leku największy możliwy rynek, a następnie trąbi o groźnych chorobach, np. depresji klinicznej i schizofrenii, których status naukowy wprawia specjalistów w zakłopotanie.

W psychiatrii znalazły się całkiem nowe diagnozy z kryteriami tak szerokimi, że otrzymać by je mogła ogromna ilość ludzi.

Antydepresanty i depresja kliniczna zaczęły iść ręka w rękę i żyć obok siebie. Były to nieskuteczne leki dla nieistniejących chorób.


"Nowym problemem jest rozszerzenie pojęcia „schizofrenia” na większy krąg ludzi z „syndromem ryzyka psychozy” [ang. psychosis risk syndrome]. Nawet jeśli pacjent nie ma ostrej psychozy z halucynacjami i złudzeniami, ekscentryczne zachowanie może zbudzić podejrzenie, że pewnego dnia zapadnie na psychozę. Powiedzmy, że jego mowa jest „nieskładna”. Odnosi się to do mniej więcej połowy moich studentów. Natychmiast podać im Seroquel! Grozi im „syndrom ryzyka psychozy”!"

Wraz z DSM-V amerykańska psychiatria zmierza .... w kierunku: określania coraz szerszych kręgów społeczeństwa jako chorych psychicznie, stawiania diagnoz niejasnych i ogólnikowych, a leczenie zdając na bardzo mocne leki.

/Edward Shorter/

 

--------------------------------------

A zatem uwaga na farmaceutyki, reklamę leków i lekarzy nie potrafiących wyjaśnić, dlaczego aplikują konkretne specyfiki. Poza tym wszelki przymus (szczepionkowy, psychiatryczny, eugeniczny, aborcyjny, etc.), to w oczywisty sposób działanie  w najwyższym stopniu podejrzane, a w niektórych przypadkach (aborcja, eugenika, eutanazja) - wprost zbrodnicze.
 

rebeliantka
O mnie rebeliantka

Zna się na zarządzaniu. Konserwatystka. W wieku średnim, ale bez oznak kryzysu. Nie znosi polityków mamiących ludzi obietnicami bez pokrycia (fumum vendere – dosłownie: sprzedających dym). Lubi podróże, kontempluje - sztuki plastyczne i muzykę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości