kosmaty54 kosmaty54
155
BLOG

Hop, hop, hop szklankę piwa...

kosmaty54 kosmaty54 Polityka Obserwuj notkę 7
Tak się stało, że obaj kandydaci, Trzaskowski i Nawrocki, wykorzystali całość swoich wyborczych sympatii, a że dzieli ich niewielka różnica głosów, zatem oba sztaby zdecydowały zaczerpnąć chochlą poparcie wśród sympatyków Mentzena. Najlepiej, jeśli pełną

        Oj, niezbyt mądre momenty z życia stanęły mi przed oczyma, gdy tak wszyscy o tym mentzenowskim piwie się rozgadali. Tym bardziej że nigdy nie byłem smakoszem złocistego trunku w żadnych jego postaciach i smakach, a i za towarzystwem piwoszy nie przepadałem, choć z racji znajomości i sytuacji musiałem się w nim obracać. A dlaczego nie przepadałem? No bo anormalność peerelowskich czasów - a wtedy to prześladowały mnie pewne sytuacje – spowodowała, że piwo stało się towarem chcianym, ale nie zawsze dostępnym. I zapewne dlatego historyjki z nim związane stały się wiecznym tematem pogaduszek ludzi młodych, spragnionych popularnego napoju. Na smutno, gdy nad sklepem czy piwiarnią widniał napis: ,,Piwa brak”, i na wesoło gdy go zdejmowano, a na zapleczu ustawiano beczki lub skrzynki z butelkami. Wtedy, wraz z każdym łykiem, wspomnienia i wyobraźnia ożywały, przywołując zapamiętane i naprędce konfabulowane obrazy – z tym, że już na wesoło. Tak więc każda okoliczność była dobra do piwnej paplaniny, zwłaszcza na wywczasie, w której bez końca przewijały się te same historyjki, choć różniące się niekiedy szczegółami i nastrojem. Najgorsze zaś było to, że z podobnymi emocjami opowiadano je po raz pierwszy, jak i po raz enty, byle mieć o czym rozprawiać. Co, że innych tematów nie było? Hm, były, ale żaden tak bardzo narzucający smaki i aromaty, tak wciągający… Zwłaszcza przy piweńku, w którym topiono smutki i smuteczki dnia powszedniego. Jeśli więc brało mnie w takich sytuacjach na wymioty, to raczej z nudy, niż z przepicia.

        No ale doczekaliśmy czasów, gdy Polska piwem stoi i nie ma potrzeby o nim gadać, tylko je pić. A oprócz tego stoi jeszcze … Zaraz, tym, no… Na pewno nie węglem, stalą, stoczniami... Dobrze, nie mogę się skupić, więc niech będzie, że oprócz piwa chlebem i solą stoi, i niech to na razie wystarczy. Zresztą zgodnie z prawdą

        Jednak i dziś trunek ten stał się tematem numer jeden nie tylko rozmów, ale i medialnych informacji, wywiadów, dyskusji panelowych i tych zwyczajnych, eksperckich, a nawet i dyletanckich – i to również wtedy, gdy za sprawą znanych i uznanych uczestników sprawiają na maluczkich eksperckie wrażenie. A wszystko z powodu Sławomira Mentzena, współprzewodniczącego rady liderów federacyjnego ugrupowania, znanego jako Konfederacja. Mentzen stał się ważną postacią życia politycznego, gdy w pierwszej turze obecnych wyborów prezydenckich uzyskał trzeci wynik dzięki niemal trzem milionom swoich wyborców. I choć do drugiej tury nie wszedł, to stał się lub dokładniej – jego elektorat stał się języczkiem u wagi dalszej elekcyjnej rozgrywki. Dzieje się tak dlatego, że obaj kandydaci, Trzaskowski i Nawrocki, wykorzystali całość swoich wyborczych sympatii, a że dzieli ich niewielka różnica głosów, zatem oba sztaby zdecydowały zaczerpnąć chochlą poparcie wśród sympatyków Mentzena. Dobrze, jeśli pełną.

        Okazja przyszła sama. Otoczony nimbem chwilowej sławy pan Sławomir rozparł się w boki jak basza i postanowił przeprowadzić dyskusję z obu kandydatami u siebie, w Toruniu, w pokoju nazwanym na użytek chwili i mocno na wyrost jego jutubowym studiem. A to dlatego, by przedstawić ich swoim wyborcom, zaś ci już sami zdecydują czy w ogóle w drugiej turze głosować, a jeśli tak, to na kogo.

        Do tej pory w zasadzie cały pomysł był nawet godny pochwały, bo miał na celu bliższe ukazanie obu kandydatów wyborcom i niejako związanie ich słowem. Tylko to wykorzystanie własnej przewagi i wymuszenie na przeciwnikach pofatygowania w jego jaśniementzenowskie toruńskie progi… Było w tym coś nie tak, coś jak to się mówi niefajnego, zaczerpniętego z pewnego wzorca: ,, przyjdź, zatańcz, zaśpiewaj, a ja cię ocenię i może poprę”. O ile gospodarz przejawi taki kaprys, rzecz jasna. Ba, podejrzewam nawet, że gdyby mu się zachciało, aby obaj stawili się boso i we włosienicach w jego toruńskiej Canossie, by zabiegać o głosy, ci nawet by się nie zastanawiali.

        Tu pominę rozmowy, bo te niczego oprócz zawodu i niesmaku nie wniosły, a jeśli ktoś liczył na polemikę, to szczerze się zawiódł. Jednak to wszystko nieważne. Clou obu spotkań okazało się zaproszenie Trzaskowskiego na piwo - niedaleko, do pubu Menzena. No a tam czekało już na nich dwóch ministrów: Sikorski i Nitras, z którymi gospodarz pogwarzył sobie jak ze starymi kumplami.

        Jeśli Mentzen chciał dopiec do żywgo PiS-owi, a chciał, to lepiej nie mógł tego rozegrać. Nie dość, że wskazał swoich partnerów przy piwku, dając tym samym wskazówkę elektoratowi z kim jest za pan brat jak świnia z pastuchem, to na dodatek pokazał się pisowcom w towarzystwie najbardziej po Tusku znienawidzonych członków Platformy. Przy piwie właśnie, a więc dając do zrozumienia, że trzyma z nimi sztamę.

        Pisowcy zawyli. Ale dlaczego? Przecież kalkulacje Mentzena i reszty bosakowych ,,konfederastów” są proste i przewidywalne i to bez względu na fakt, jak niby to różnią się obaj przywódcy Konfederacji w ocenie opisanej sytuacji. Bo można przewidzieć, że klęska PiS prawdopodobnie zachwieje pozycją Kaczyńskiego. Jeśli wybuchnie bunt, wodzowska partia konsolidowana silną pozycją lidera, a teraz pozbawiona wpływu w prezydenckim pałacu, może się rozpaść i nie wrócić nawet w połączonych znów kawałkach na ostatnie miejsce na prawo od ściany, o co zawsze zabiegała, podgryzając lub wycinając rywali. Kto wtedy ich może zastąpić? Oczywiście Konfederacja, która właśnie połączonymi wynikami Mentzena i Brauna zgarnęła ponad 21% głosów. Dla PiS to już nie ostrzeżenie, to alarm.

        Gdyby natomiast wygrał Nawrocki, PO by się skompromitowała i faktycznie utraciła społeczny mandat do sprawowania rządów. Partia Kaczyńskiego umocniłaby swoją pozycję nie tylko na prawicy, ale w ogóle w sondażach zaufania, polując przy tym na szansę przyspieszonych wyborów sejmowych. Albo oczekując spokojnie na kolejne potknięcia gabinetu Tuska i rosnące własne poparcie, doczekała wyborczej jesieni 2027 roku. A to wykluczałoby zmiany polityczne na partyjnej mapie Polski, służąc dalszemu utrwaleniu władzy. Czyli uderzyło w interesy Konfederacji.

        Przy czym w powyższym rozumowaniu jest jedno ale. Otóż tłumaczę i niejako usprawiedliwiam Sławomira Mentzena jako sprytnego szefa partii, natomiast nie jako Polaka. Bo partykularne interesy jego ugrupowania w sposób oczywisty kolidują z dobrze rozumianymi interesem państwa polskiego, z polską racją stanu. I dlatego każdy, komu na nich zależy, wie/przeczuwa/przewiduje jak wielkim zagrożeniem dla suwerennego bytu Polski jest dalsza władza Donalda Tuska, na dodatek wzmocniona pozycją prezydenta wywodzącego się z jego politycznego obozu. I liczyć można tylko na to, że Mentzen przedobrzył, że na tyle wściekł część swojego elektoratu, iż ta zagłosuje wbrew niemu.

        Cóż, źle to wszystko widzę, bo rozmowy przy piwie w mentzenowskim pubie mogą bardzo niekorzystnie zaważyć na losie naszego kraju, zwłaszcza w sytuacji, gdy mało kumaci obywatele traktują wybory jako grę wzajemnego robienia sobie na złość.

        Gdy spojrzymy wstecz przypomnimy sobie, że pogaduchy przy kufelku nie zawsze wnosiły coś pozytywnego do życia państw i narodów. Jak choćby te prowadzone w trakcie spotkań w innej rzeczywistości i w innym czasie - w Bürgerbräukeller, monachijskiej piwiarni położonej przy Rosenheimer Straße, gdzie też rozmawiano przy piwie i co nie wyszło ani Niemcom, ani światu na zdrowie. Przyglądając się jednak facjacie pana Sławomira, widzę w niej wyłącznie rysy twarzy prostego łyczka, tyle że akademicko oświeconego, o cwaniackich, świdrujących oczkach. Nie, ten typ to nie tamta skala, nie mąż stanu, nie zagrozi światu, gdyby nawet beczkę piwa na raz wypił. Zresztą bez względu na fakt, jak wielkie usługi oddał Tuskowi spotkaniem w swoim pubie i jak bardzo to zaszkodzi Polsce, o jego politycznym losie już dawno zdecydowała Unia Europejska. Czas tylko trzeba wybrać ku temu właściwy.

        Ech, głupie były tamte dawne gadki o piwie – te przy kufelku, ale jakże beztroskie, jak nieszkodliwe… Łza się w oku kręci. Bo co z nich złego mogło wyniknąć? Nic. Tylko to, że czasem, gdy ktoś przesadził z ilością wypitego trunku, zarzygał się - no i tyle.


kosmaty54
O mnie kosmaty54

świat przestał mnie dziwić

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka