Bartłomiej Kozłowski Bartłomiej Kozłowski
176
BLOG

Nowy „antyszpiegowski” przepis (art. 130 §9 k.k.) zagraża swobodzie wypowiedzi

Bartłomiej Kozłowski Bartłomiej Kozłowski Polityka Obserwuj notkę 0

Tekst dostępny także pod adresem http://bartlomiejkozlowski.pl/szpion.htm, dalej link do wersji PDF


Pojęcie szpiegostwa kojarzone jest na ogół ze zdobywaniem tajnych informacji dotyczących jednego państwa i przekazywaniem ich przez kogoś, kto zdobył te informacje władzom innego (własnego) państwa, bądź też z przekazywaniem takich informacji obcemu państwu przez kogoś, kto z racji swojego zawodu (np. wysokiej rangi urzędnika lub wojskowego) ma do takich informacji dostęp. Działalność tego rodzaju jest – nie zetknąłem się z informacją, by gdzieś było inaczej – karalna we wszystkich krajach. Także polski kodeks karny z 1997 r. uznaje za przestępstwo branie udziału w działalności obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej, aktywność związaną z udziałem w obcym wywiadzie lub działaniem na jego rzecz, a polegającą na udzielaniu temu wywiadowi wiadomości, których przekazanie może wyrządzić szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, gromadzenie lub przechowywanie w celu udzielenia obcemu wywiadowi w.w. wiadomości, wchodzenie do systemu informatycznego w celu uzyskania takich wiadomości, zgłoszenie gotowość działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej, a także kierowanie działalnością obcego wywiadu przeciwko polskiemu państwu lub organizowanie takiej działalności.

Niedawno jednak polski ustawodawca postanowił karać nie tylko takich agentów i współpracowników obcego wywiadu, którzy zbierają (lub usiłują zbierać) takie czy inne informacje dotyczące naszego kraju, lecz także tych, którzy pewne twierdzenia szerzą. Wynika to w sposób jasny z uchwalonego niedawno przez Sejm (lecz jeszcze nie obowiązującego) art. 130 §9 kodeksu karnego, który ma stanowić, że „Kto, biorąc udział w działalności obcego wywiadu albo działając na jego rzecz, prowadzi dezinformację, polegającą na rozpowszechnianiu nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji, mając na celu wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienie organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8”.

Uchwalenie tego właśnie przepisu wzbudziło we mnie największe zainteresowanie odnośnie nowelizacji (m.in.) kodeksu karnego, dotyczącej m.in. przestępstwa szpiegostwa (tyczący się tego przestępstwa art. 130 k.k. został w tej nowelizacji rozbudowany z czterech do dziewięciu paragrafów). Szczególne moje zainteresowanie akurat będącym jeszcze w tej chwili futura lex art. 130 §9 k.k. wynika stąd, że jest to przepis zabraniający – pod dodajmy do tego drakońską karą – wypowiadania, czy publikowania pewnych twierdzeń – takich w każdym razie, które prokurator, a następnie sąd uznałyby za informacje nieprawdziwe lub wprowadzające w błąd i rozpowszechniane w celu wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienia organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności przez kogoś, kto bierze udział w działalności obcego wywiadu bądź działa na jego rzecz. Jest to więc – można twierdzić – przepis cokolwiek problematyczny z punktu widzenia obywatelskiego i ludzkiego prawa do wolności słowa, którym poniekąd od lat zajmuję się na swoim blogu oraz istniejącej jeszcze przed jego stworzeniem stronie internetowej.

Czy odnośnie art. 130 §9 k.k. da się jednak wysunąć i obronić tezę (zasugerowaną w tytule tego tekstu), że przepis ten może stanowić znaczące zagrożenie dla swobody wypowiedzi w Polsce? Myślę, że tak – lecz z przeprowadzeniem takiej tezy nie jest tak znów prosto. Przede wszystkim, aby ktoś mógł zostać skazany za przestępstwo określone we wspomnianym przepisie ten ktoś albo musiałby być agentem obcego wywiadu, albo też świadomie działać na jego rzecz. Rozpowszechnianie informacji, o których jest mowa w tym przepisie przez kogoś, kto nie jest agentem obcej służby wywiadowczej lub kimś działającym na rzecz obcego wywiadu nie mogłoby być traktowane jako przestępstwo.

Zagrożenie dla wolności słowa ze strony wspomnianego tu przepisu może się więc wydawać niewielkie. Art. 130 §9 k.k. – z tej racji, że na jego postawie mógłby zostać ukarany wyłącznie ktoś wykonujący swą robotę dla obcego wywiadu – nie jest przepisem, na którego podstawie np. jakiś zwykły, nie mający nic wspólnego z żadnymi wywiadami internauta mógłby zostać skazany za jakieś „chlapnięcie”, posunięcie się za daleko w wyrażaniu swoich opinii – co jest przecież jak najbardziej możliwe w oparciu o przepisy dotyczące np. znieważania władz, obrazy uczuć religijnych czy „mowy nienawiści”.

Lecz myślę jednak, że art. 130 §9 k.k. należy się obawiać. Z jakich jednak powodów? Otóż po pierwsze, stypizowane w tym przepisie przestępstwo ma charakter praktycznie rzecz biorąc niejasny. Całkiem oczywiste odnośnie tego przestępstwa jest jedno: aby je popełnić, trzeba coś powiedzieć, napisać, zakomunikować – w taki sposób by dane stwierdzenie mogło dotrzeć do jakiejś przynajmniej liczby odbiorców – tylko w takim przypadku można mówić o rozpowszechnianiu takiej czy innej informacji. Lecz ocena tego, czy rozpowszechnienie danej treści miało na celu „wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienie organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności” jest z natury rzeczy czymś wybitnie podatnym na dokonanie jej w oparciu o subiektywne „widzimisię” dokonującej takiej oceny osoby – a więc w postępowaniu karnym prokuratora, a następnie członków sądu – jest tak przede wszystkim z tego powodu, że takie pojęcia jak „poważne zakłócenia w ustroju lub gospodarce” w oczywisty sposób nie grzeszą precyzją. Niełatwe (oraz podatne na dokonanie go w oparciu o widzimisię danej osoby) może być też ustalenie tego, czy rozpowszechniona przez kogoś informacja była nieprawdziwa lub wprowadzająca w błąd (przy okazji pytanie, jaka jest różnicą między jednym i drugim rodzajem informacji?), a także, czy osoba rozpowszechniająca daną informację zdawała sobie z tego sprawę. Dochodzą do tego iście drakońskie, jak już wspomniałem, kary za popełnienie wspomnianego tu przestępstwa. Kara przewidziana za przestępstwo określone w nieobowiązującym jeszcze póki co art. 130 §9 k.k. powinna, jak mi się wydaje, budzić niejakie wątpliwości nawet u zażartych zwolenników karania za takie czy inne wypowiedzi i akty ekspresji (a więc np. „mowę nienawiści”, propagowanie faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego, obrażanie uczuć religijnych, czy znieważanie organów państwa) – weźmy tu pod uwagę szczególnie to, że przestępstwo, o którym jest mowa w tym przepisie miałoby być przestępstwem bezskutkowym, a prawdopodobieństwo, by konkretne popełnienie tego przestępstwa mogło faktycznie prowadzić do osiągnięcia któregoś ze skutków, do których działanie sprawcy tego przestępstwa teoretycznie przynajmniej rzecz biorąc musiałoby zmierzać na mój rozum wydaje mi się raczej nikłe. (1) Wyobraźmy sobie w tym kontekście taką sytuację, że ktoś umieszcza w internecie wiadomość o – dajmy na to – nadchodzącej inwazji kosmitów. Wie on o tym, że wiadomość ta jest fałszywa (a w każdym razie nie ma podstaw do przypuszczania, że odpowiada ona prawdzie) i chce, by rozpowszechnienie tej wiadomości spowodowało jakieś zaburzenia ustrojowe czy gospodarcze, czy też skłoniło organ władzy publicznej Polski, państwa sprzymierzonego z Polską lub organizacji międzynarodowej – np. NATO – do podjęcia określonych działań – w tym wypadku przygotowania się do odparcia najazdu ufoludków. Wypowiedź tego ktosia nie powoduje jednak żadnych wspomnianego rodzaju efektów, gdyż przynajmniej przez osoby, które pod jej wpływem teoretycznie rzecz biorąc mogłyby podjąć takie czy inne działania nie jest ona traktowana poważnie. W tym przypadku rozpowszechnienie nieprawdziwej czy też wprowadzającej w błąd informacji, mające ze strony autora tej informacji na celu osięgnięcie czegoś, co mieści się w pojęciu wywołania poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienia organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności nie prowadzi do osiągnięcia żadnego z tych rezultatów – powiedzmy nawet więcej, że spowodowanie któregoś z nich w następstwie rozpowszechnienia owej informacji nie jest w praktyce możliwe. Inaczej mówiąc, czyn określony w (nieobowiązującym jeszcze) art. 130 §9 k.k nie prowadzi do żadnych konkretnych szkodliwych następstw. I za coś takiego ma grozić co najmniej 8 – lub nawet 30 lat więzienia? Przepraszam bardzo, ale to chyba jakieś (ponure, niestety) żarty. (2)

Znów, żeby ktoś za rozpowszechnienie takiej, jak wspomniana powyżej informacji mógł zostać skazany, ten ktoś musiałby brać udział w działalności obcego wywiadu lub działać na jego rzecz. Rozpowszechnienie takiej – przykładowo – wiadomości przez np. zwykłego, niemającego nic wspólnego z żadnym obcym wywiadem internautę, czy też przez (np.) dziennikarza, nie byłoby przestępstwem. Lecz czy rozpowszechnienie takiej, jak wspomniana powyżej treści przez kogoś, kto jest obcym (np. rosyjskim) szpiegiem byłoby ze swej natury czymś bardziej niebezpiecznym, niż rozpowszechnienie jej przez kogoś, kto z współpracą dla obcego wywiadu bądź działaniem w obcym wywiadzie nie ma nic wspólnego? Coś takiego na mój rozum absolutnie nie jest oczywiste. Chciałbym też ponadto zauważyć, że jeśli tego choćby rodzaju, jak wspomnianą tu informację rozpowszechniłby ktoś, kto bierze udział w działalności obcego wywiadu, to ten ktoś mógłby zostać skazany na podstawie od dawna istniejącego art. 130 §1 k.k. który przewiduje karę od roku do 10 lat więzienia dla każdego, kto bierze udział w działalności obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej. Warto w tym kontekście odnotować fakt, że w polskich sądach zapadały wyroki za taki udział w działalności obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej, która merytorycznie rzecz biorąc polegała po prostu na szerzeniu z inicjatywy takiego wywiadu potencjalnie korzystnych dla innego, niż Polska państwa twierdzeń. Przykładowo, pewien osobnik nazwiskiem Grzybowski, o którym polskie media pisały „Stanisław Sz.” został w 2017 r. skazany przez Sąd Okręgowy w Warszawie na 7 lat więzienia za to, że „dokonał rozpoznania polskich dziennikarzy z branży energetycznej [po czym] sporządził opracowanie zawierające charakterystyki pod kątem podatności na rosyjskie wpływy (…). Następnie podjął działania dotyczące promowania rosyjskiego punktu widzenia w sektorze energetyki, oferując odpłatność za takie publikacje”. Jako przykład inspirowanych przez działalność Grzybowskiego vel Stanisława Sz. medialnych publikacji sąd wskazał felieton dziennikarza Konrada Rękasa „Ukraiński katar – polska grypa”, który został rozpowszechniony na takich stronach internetowych, jak Wykop, MyslPolska.info, oraz Konserwatyzm.pl. Można w nim było przeczytać, że gazoport „doprowadzi do równie drogich następstw jak koncepcja otwarcia rynku na gaz łupkowy ze Stanów”, bowiem dywersyfikacja dostaw surowca jest dla Polski niekorzystna, gdyż „uzależnienie od więcej niż jednego dostawcy drogiego gazu nadal pozostaje uzależnieniem”. Za przestępcze działanie Grzybowskiego vel Stanisława Sz. uznane zostało też wkręcenie się przez niego na posiedzenie sejmowej komisji ds. energii i przekonywanie posłów, że budowa gazoportu w Świnoujściu nie jest dla Polski opłacalna, lecz lepiej jest nadal kupować gaz ziemny z Rosji. Niejaki Mariusz Piskorski – szef niemającej praktycznie żadnego znaczenia w polskim życiu politycznym promoskiewskiej partii „Zmiana” - trzy lata siedział w areszcie i nadal czeka na proces z powodu wyłącznie propagandowej (przy okazji, nie prowadzącej do podjęcia przez polskie władze – podobnie zresztą, jak miało to miejsce w przypadku wspomnianego powyżej Grzybowskiego vel Stanisława Sz. – pożądanych przez niego działań) działalności, zakwalifikowanej przez prokuraturę, oraz sąd, który zadecydował o jego aresztowaniu, jako przestępstwo z art. 130 §1 k.k.

Fakt, że takie jak wspomniane powyżej działania kwalifikowane są przez prokuratury i sądy jako przestępstwo „brania udziału w działalności obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej” rzuca cokolwiek wątpliwe światło na art. 130 §1 k.k., zgodnie z którym działalność taka – niezależnie od tego, na czym w konkretnym przypadku miałaby ona polegać – jest przestępstwem, zagrożonym obecnie karą od roku do 10 lat więzienia (nowelizacja kodeksu karnego przewiduje za takie działania karę od 5 do 30 lat więzienia). Działania te – co chyba nietrudno jest zauważyć – nie mają nie wspólnego z klasyczną działalnością szpiegowską, polegającą na zdobywaniu przez wywiad obcego państwa, lub przekazywaniu wywiadowi obcego państwa jakichś tajnych informacji. Więcej – można je uznać za nic innego, jak po prostu korzystanie z prawa do swobody wypowiedzi. I nawet jeszcze więcej – o takich działaniach, jak wspomniane tu powyżej działania p. Grzybowskiego, vel Stanisława Sz. należy powiedzieć nie tylko to, że są to działania odnośnie których można w przekonujący sposób argumentować, że mieszczą się one w ramach korzystania wolności słowa – bo to można też przecież z powodzeniem twierdzić w odniesieniu do np. „mowy nienawiści”, propagandy ustrojów totalitarnych, nawoływania do popełniania przestępstw, czy rozpowszechniania pornografii – lecz także to, że są to działania za które polskie prawo nie przewiduje – tak „normalnie” – żadnej kary. Nie ma w polskim prawie żadnego przepisu, na podstawie którego można byłoby skazać kogoś (nie uczestniczącego w każdym razie w działalności obcego wywiadu) za wypowiedzenie twierdzenia, że czymś lepszym dla Polski jest kupowanie gazu z Rosji, niż jego import z innych krajów za pośrednictwem gazoportu w Świnoujściu. Albo nawet za wyrażenie opinii, że Polska powinna – dajmy na to – wystąpić z NATO i z Unii Europejskiej. W jaki więc sposób można uzasadnić karanie za szerzenie takich twierdzeń kogoś, kto ma konszachty z jakimś obcym – np. rosyjskim – wywiadem? Myślę, że chyba na takiej zasadzie, że jeśli ktoś współpracuje z obcym wywiadem, czy też po prostu jest agentem takiego wywiadu, to ten ktoś zostaje niejako „zatruty” przez ów wywiad, a jego działalność – nawet nie stanowiąca „tak normalnie” żadnego złamania prawa – automatycznie nabiera poprzez fakt brania przez kogoś takiego obojętnie jakiego udziału w działalności obcego wywiadu, skierowanej przeciwko polskiemu państwu, przestępczego charakteru – niezależnie od tego, na czym konkretnie rzecz biorąc działalność taka w danym przypadku by polegała (3). Rzecz jasna, trzeba powiedzieć, że każdy udział polskiego obywatela w działalności instytucji wywiadowczej obcego państwa, która jest w jakikolwiek sposób skierowana przeciwko polskiemu państwu jest rzeczą moralnie naganną i zasługującą na (moralne) potępienie. Z całą pewnością sądy, które decydowały o skazaniu takich osób, jak wspomniany tu Grzybowski vel Stanisław Sz. bądź o aresztowaniu Mariusza Piskorskiego za działania merytorycznie rzecz biorąc polegające po prostu na szerzeniu pewnych twierdzeń i usiłowaniu przekonania czy to ogółu społeczeństwa, czy też pewnych grup osób (np. członków jakieś komisji w Sejmie) do takich czy innych stanowisk podejmowały wspomniane tu wcześniej decyzje (wymierzenie kary 7 lat więzienia Grzybowskiemu vel Stanisławowi Sz., wielokrotnie przedłużany areszt wobec Mariusza Piskorskiego) z powodu przekonania, że jakikolwiek udział polskiego obywatela w działalności obcego wywiadu wymierzonej przeciwko polskiemu państwu jest czymś moralnie nagannym. Lecz przytomnie jednak chciałbym zauważyć, że fakt, iż jakiegoś czynu dokonuje osoba, której jakieś inne działania, czy też ogólna postawa tej osoby jest czymś zasługującym na moralne potępienie nie powoduje tego, że ów czyn staje się bardziej szkodliwy, niż byłby wówczas, gdyby został on dokonany przez kogoś, komu nie da się czegoś podobnego zarzucić. Ba – można twierdzić, że rozpowszechnianie takich twierdzeń, jak te, które szerzył Grzybowski vel Stanisław Sz. jest mnie niebezpieczne wówczas, gdy stwierdzenia te propaguje ktoś związany z obcym wywiadem, niż gdy szerzy je ktoś nie mający z tego typu instytucją nic wspólnego. Przyjmijmy tu, że potencjalnie szkodliwą dla polskiej gospodarki tezą szerzoną przez wspomnianą tu osobę było twierdzenie, że kupowanie gazu od Rosji jest dla Polski bardziej korzystne, niż budowa gazoportu w Świnoujściu i dostarczanie go do naszego kraju przy użyciu gazowców (szerzenie takiej tezy nie jest per se, przypomnę o tym, prawnie zakazane). Lecz jeśli tezę taką propaguje ktoś, odnośnie kogo zostaną wysunięte przypuszczenia, że ma on coś wspólnego np. z GRU (dajmy na to, że dziennikarze śledczy coś wywęszą) prawdopodobieństwo, że osoba taka przekona innych do głoszonych przez nią opinii na zdrowy rozum zmniejszy się, a nie zwiększy, z racji wywołania nieufności wobec takiej osoby w związku z jej uprawdopodobnionymi konszachtami z obcym wywiadem. Jeśli więc do szkód, którym powinno się zapobiegać przy użyciu art. 130 §1 k.k. należy to, że taki czy inny polski organ państwowy – bądź też np. ogół polskiego społeczeństwa w wyborach lub ewentualnie w referendum - podejmie jakąś de facto niekorzystną dla Polski decyzję (np. taką, jak możliwa przecież kiedyś decyzja o niewybudowaniu gazoportu w Świnoujściu) w następstwie przekonania czy to jakiegoś organu władzy publicznej, czy też większości bądź przynajmniej znacznej części społeczeństwa do opinii, za którą stoi obcy wywiad (i generalnie rzecz biorąc obce państwo) to trzeba powiedzieć, że przepis ten nie jest niezbędny dla zapobieżenia takiej szkodzie – czymś mądrzejszym od aresztowania i skazania osoby, która w wyniku współpracy z obcym wywiadem szerzy jakieś potencjalnie szkodliwe czy niebezpieczne twierdzenia jest zdemaskowanie i tym samym zdyskredytowanie takiej osoby – na propozycje, za którymi stoi ruski wywiad zdecydowana większość ludzi w Polsce – i oczywiście też tych, którzy pełnią odpowiedzialne funkcje i mają bezpośredni wpływ na podejmowanie ważnych dla państwa i jego mieszkańców decyzji - dmucha niczym na przysłowiowe zimne i będzie dmuchała jeszcze bardziej, jeśli osoba przedstawiająca takie propozycje zostanie po prostu zdemaskowana jako wspólnik takiego wywiadu. (4)

Jak zatem widać, na podstawie art. 130 §1 k.k. można karać za działania, odnośnie których co najmniej trudno byłoby jednoznacznie twierdzić, że są to działania groźne – a w każdym razie za takie, które „normalnie” – gdy podejmuje je ktoś nie mający związków z obcym wywiadem – nie są według polskiego prawa żadnym przestępstwem. W zakresie, w jakim art.130 §1 k.k umożliwia ściganie i karanie osób podejmujących działania tego rodzaju, jak te, o których była tu mowa wcześniej przepis ten jest dla mnie nie do zaakceptowania z racji naruszania wolności słowa – choć jednocześnie trzeba powiedzieć, że na podstawie tego przepisu mogą być ścigane i karane także takie działania, które nie polegają na po prostu mówieniu, pisaniu czy publikowaniu tego czy owego. Lecz jeśli taka, jak wspomniałem tu wcześniej interpretacja art. 130 §1 k.k. przyjęta jest w polskich prokuraturach i sądach, jeśli akceptowana jest ona przez Sąd Najwyższy i przez autorytety prawnicze to trzeba powiedzieć, że wprowadzanie do kodeksu karnego będącego głównym przedmiotem krytyki zawartej w tym tekście art. 130 §9 nie wydaje się być w żadnym sensie konieczne, z tego względu, że ktoś wypełniający swym zachowaniem znamiona czynu określonego w tym nieobowiązującym jeszcze teraz przepisie mógłby zostać pociągnięty do odpowiedzialności na podstawie od dawna istniejącego art. 130 §1 k.k.

Byłoby tak przynajmniej wówczas, gdyby czyjś udział w działalności obcego wywiadu, polegający choćby na publikowaniu z inicjatywy tegoż wywiadu jakichś tekstów był udziałem w działalności obcego wywiadu skierowanej przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej – udział tylko w takiej działalności obcej instytucji wywiadowczej może być karany na podstawie art. 130 §1 k.k. Problem z wykorzystaniem interpretowanego tak, jak zostało tu wcześniej wspomniane art. 130 §1 k.k. dla ścigania zachowań określonych w uchwalonym przez Sejm, lecz nie obowiązującym jeszcze art. 130 §9 k.k. byłby wówczas, gdyby działania te, podjęte przez kogoś biorącego udział w działalności obcego wywiadu albo działającego na jego rzecz polegały na prowadzeniu dezinformacji, polegającej na rozpowszechnianiu nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji w celu wywołania poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce państwa będącego w sojuszu z Polską lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienie organu władzy publicznej sojuszniczego państwa o lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności. Art. 130 §1 k.k. nie przewiduje kary za udział w działalności obcego wywiadu skierowanej przeciwko innemu bytowi politycznemu, jak Rzeczpospolita Polska. Generalnej karalności udziału w obcej działalności wywiadowczej, skierowanej przeciwko czemuś innemu, niż polskie państwo nie przewidują też przepisy inne uchwalone niedawno przez Sejm. Można więc dojść do wniosku, że o ile szerzenie przez kogoś biorącego udział w obcym wywiadzie informacji, o których jest mowa w nieobowiązującym póki co art. 130 §9 k.k. – i w określonym w tym przepisie celu – mogłoby być ścigane i karane na podstawie art. 130 §1 k.k. gdyby informacje te odnosiły się w jakiś przynajmniej sposób do Polski i najogólniej rzecz biorąc miałyby zaszkodzić jej interesom, to szerzenie informacji nie wymierzonych w żaden sposób w Polskę, lecz wymierzonych w jakieś państwa będące razem z Polską np. w NATO nie mogłoby zostać uznane za przestępstwo określone w tym drugim, dawno już istniejącym, przepisie, gdyż takiego działania nie można byłoby uznać za przejaw udziału w działalności obcego wywiadu, skierowanej przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej. Jeśli więc ktoś uważa, że wypowiedzi tego rodzaju, jak te, o których była tu mowa powinny być karane – przynajmniej wówczas, gdy formułowane są one przez agentów obcych wywiadów – to logicznie rozumując musi być on za wprowadzeniem do kodeksu karnego takiego przepisu, jak uchwalony niedawno art. 130 §9 z tej choćby racji, że wspomnianych tu wypowiedzi nie dałoby się ścigać na podstawie żadnego istniejącego już obecnie przepisu (oczywiście – taka drobna uwaga - ktoś będący zwolennikiem ścigania i karania za wypowiedzi, o których była tu mowa nie musi być zwolennikiem wszelkich aspektów art. 130 §9 – takich np. jak wymiar kary przewidzianej za popełnienie określonego w tym przepisie przestępstwa).

Art. 130 §9 k.k. można też jednak krytykować z zupełnie innych powodów, niż takiego, że określone w nim zachowania mogłyby być (w znacznej przynajmniej mierze) ścigane i karane na podstawie od dawna już obowiązującego art. 130 §1 k.k. I tak, ważnym powodem do krytyki tego przepisu wydaje mi się to, że jest wątpliwe, by przepis ten mógł skutecznie zapobiegać zachowaniom, o których jest w nim mowa – a więc prowadzeniu, przez ludzi biorących udział w działalności obcego wywiadu albo działających na jego rzecz, dezinformacji polegającej na rozpowszechnianiu nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji w celu wywołania poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienia organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności. Zadajmy sobie bowiem pytanie, jakie osoby – w pierwszym rzędzie – mogą wypełniać swoimi zachowaniami znamiona przestępstwa określonego w tym przepisie? Otóż, na zdrowy rozum są to ruskie trolle internetowe, działające pod nadzorem Głównego Zarządu Wywiadowczego Federacji Rosyjskiej (GRU). Jak można niedawno można było przeczytać na stronie „Gazety Wyborczej” „Co najmniej od 2016 r. GRU prowadzi operację „Ghostwriter", która ma na celu (tu cytat za stroną polskiego Dowództwa Komponentu Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni) „Zakłócenie relacji Polski z USA i krajami NATO”. „Zakłócenie relacji polsko-ukraińskich”. „Dyskredytowanie pomocy udzielonej Ukrainie przez Polskę”,a także „Stwarzanie warunków do wybuchu niepokojów społecznych w RP”.

Odnośnie działań, o których była powyżej mowa jest całkiem prawdopodobne, że działania te dałyby się podciągnąć pod nieobowiązujący jeszcze art. 130 §9 k.k. Lecz ze ściganiem sprawców takich działań jest ten problem, że siedzą oni w Moskwie czy też w Petersburgu (bądź jakimś innym rosyjskim, albo dajmy na to białoruskim mieście) a więc tam, gdzie władza polskiego państwa nie sięga. To prawda, że będący częścią tej samej nowelizacji kodeksu karnego, w wyniku której uchwalony został art. 130 §9 art. 112a stanowiący o tym, że „Niezależnie od przepisów obowiązujących w miejscu popełnienia czynu zabronionego, ustawę karną polską stosuje się do obywatela polskiego oraz cudzoziemca w razie popełnienia przestępstwa przy użyciu systemu informatycznego, systemu teleinformatycznego lub sieci teleinformatycznej, jeżeli czyn ten na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej wywołał lub mógł wywołać skutek naruszający interes państwa w zakresie ochrony niepodległości, integralności terytorialnej, bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, obronności, polityki zagranicznej, pozycji międzynarodowej lub potencjału naukowego lub gospodarczego” ma na celu to, by osoby dokonujące czynów określonych (np.) w art. 130 §9 k.k. mogły być ścigane i karane, nawet jeśli nie dokonują one takich czynów na terytorium Polski. Nikt chyba jednak nie przypuszcza w sposób poważny, że Rosja mogłaby wydać Polsce swojego obywatela, czy też nawet nie-obywatela, lecz kogoś działającego na rzecz jej wywiadu, by ten ktoś mógł zostać w Polsce osądzony i ukarany za czyn określony w art. 130 §9 k.k.

Art. 130 §9 k.k. nie może więc stanowić skutecznej zapory dla działalności przeciwko której jest on zasadniczo rzecz biorąc wymierzony, a więc a szerzeniu, przez osoby będące agentami innego niż polski wywiadu (w praktyce najprędzej wywiadu rosyjskiego) fałszywych czy też wprowadzających w błąd twierdzeń w celu wywołania takich czy innych zaburzeń politycznych bądź gospodarczych w Polsce lub państwie z nią sprzymierzonym, albo skłonienia organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności – z tego powodu, że działania takie podejmowane są przede wszystkim przez osoby, które nie przebywają na terytorium Polski i których pociągnięcie do odpowiedzialności w Polsce za przestępstwo z art. 130 §9 k.k. byłoby praktycznie rzecz biorąc niemożliwe. Choć oczywiście mogłoby się zdarzyć, że ktoś przebywający w Polsce – będący polskim obywatelem czy też nie – zrobiłby coś, co miałoby znamiona przestępstwa art. 130 §9 k.k. Ktoś taki dużo prędzej, niż ktoś przebywający na terytorium np. Rosji mógłby zostać ujęty i postawiony przed polskim sądem pod zarzutem popełnienia wspomnianego tu przestępstwa, choć do skazania kogoś takiego konieczne byłoby wykazanie, że brał on udział w działalności obcego wywiadu albo działał na rzecz takiego wywiadu. Można więc wysunąć przypuszczenie, że raczej niewielu ludzi w Polsce można byłoby skazać za przestępstwo z art. 130 §9 k.k. – jak była tu już mowa, szerzenie informacji, o których jest mowa w art. 130 §9 k.k. i w określonym w tym przepisie celu przez kogoś nie współpracującego z obcym wywiadem nie byłoby przestępstwem.

Należy tu może jednak poruszyć problem potencjalnie możliwej odpowiedzialności za podżeganie i/lub pomocnictwo do popełnienia przestępstwa z art. 130 §9 k.k. – a także za sprawstwo kierownicze tego przestępstwa. Zakres tej odpowiedzialności byłby o tyle szerszy od zakresu odpowiedzialności za przestępstwo z samego art. 130 §9 k.k., że obejmowałby on nie tylko osoby będące agentami obcych wywiadów, czy też współpracujące z takimi wywiadami, lecz także takie, które same związków z żadnymi wywiadami nie mają. Choć oczywiście, działania stanowiące karalne w myśl art. 18 k.k. sprawstwo kierownicze, podżeganie, czy też pomocnictwo do popełnienia przestępstwa z art. 130 §9 k.k. musiałyby być nakierowane na osobę biorącą udział w innym, niż polski wywiadzie lub działającą na rzecz takiego wywiadu, a sąd, żeby skazać kogoś za takie sprawstwo kierownicze, podżeganie czy pomocnictwo musiałby uznać, że osoba kierująca kimś popełniającym przestępstwo z art. 130 §9 k.k., czy też podżegająca do popełnienia takiego przestępstwa bądź pomagająca w jego popełnieniu zdawała sobie sprawę z tego, że ktoś, wobec kogo podejmuje on działania mające znamiona kierowania popełnieniem przestępstwa, podżegania do popełnienia przestępstwa czy też pomocnictwa w popełnieniu przestępstwa ma bezpośrednie związki z obcym wywiadem. W praktyce, teoretycznie rzecz biorąc możliwe przestępstwa o których była tu mowa byłyby najprawdopodobniej bardzo trudne do wykrycia i udowodnienia przed sądem, można też przypuszczać, że niewielu ludzi w Polsce mogłoby być skłonnych do ich popełnienia.

Art. 130 §9 k.k. nie jest więc przydatny do osiągnięcia jakiegokolwiek akceptowalnego w demokratycznym państwie celu. Przepis ten z pewnością bowiem nie odstraszy rosyjskich trolli internetowych, działających pod nadzorem GRU, a siedzących np. w Moskwie czy w Petersburgu. Owszem, jest czymś cokolwiek bardziej wyobrażalnym, że odstraszy on od pewnych działań osoby przebywające na terytorium Polski, które co chyba oczywiste bez porównania łatwiej, niż osoby przebywające np. w Rosji można byłoby pociągnąć do odpowiedzialności karnej przed sądem w Polsce. Lecz jeśli na terenie Polski są jakieś osoby, których zachowania wypełniałyby znamiona przestępstwa z art. 130 §9 k.k. (aby było to możliwe, osoby te musiałyby brać udział w działalności jakiegoś obcego wywiadu bądź działać na jego rzecz) względnie przestępstw sprawstwa kierowniczego, pomocnictwa lub podżegania do popełnienia tego przestępstwa, to na zdrowy rozum są to przysłowiowe płotki w całokształcie działalności, przeciwko której wydaje się być wymierzony ten przepis. W każdym razie, jest rzeczą praktycznie pewną, że art. 130 §9 k.k. nie byłby w stanie powstrzymać głównego zła, w któremu jest on skierowany, tj. kłamliwej rosyjskiej propagandy, mającej na celu skłócenie ze sobą krajów NATO (czy Unii Europejskiej), osłabienie poparcia dla walczącej z rosyjskim najazdem Ukrainy, czy wywołanie w krajach NATO (UE) takich, bądź innych zaburzeń – perspektywa postawienia zdecydowanej większości autorów takiej propagandy przed polskim sądem jest bowiem praktycznie nierealna.

Jak zatem widać, na podstawie art. 130 §9 k.k. nie można byłoby ścigać i karać większości czynów, mających znamiona przestępstwa określonego w tym przepisie – a (zakładając w każdy razie, że czyny mające być w myśl tego nieobowiązującego jeszcze przepisu przestępstwem powinny być karalne) co najmniej duża część takich czynów, jeśli byłyby to czyny dokonywane w Polsce, których sprawcy mogliby zostać wykryci przez polskie organy ścigania i postawieni przez polskim sądem mogłaby być ścigana na podstawie od dawno istniejącego art. 130 §1 k.k. (choć dodam, że osobiście byłbym przeciwko takiej interpretacji tego przepisu, która pozwala na ściganie i karanie czysto propagandowych działań inspirowanych przez obcy wywiad).

Czy jednak art. 130 §9 k.k. zasługuje na krytykę wyłącznie z tego powodu, że przy jego użyciu nie można byłoby powstrzymać tych (przyjmijmy dla dobra argumentacji, że faktycznie niebezpiecznych i szkodliwych) zjawisk, przeciwko którym wydaje się on być wymierzony, albo dlatego, że czyny, o których jest mowa w tym przepisie mogłyby być ścigane przy użyciu od dawna obowiązującego paragrafu?

Otóż, myślę, że nie. Poza tym, co już zostało tu wcześniej powiedziane wchodzi bowiem w grę problem, że się tak wyrażę, potencjalnego „cienia” tego przepisu. To prawda – można w każdym razie tak twierdzić – że niewiele dałoby się znaleźć w Polsce takich osób, które można byłoby skazać za popełnienie przestępstwa z art. 130 §9 k.k. – przede wszystkim dlatego, że aby popełnić to przestępstwo trzeba byłoby brać udział w działalności obcego wywiadu lub działać na rzecz takiego wywiadu – szerzenie treści, o których jest mowa w tym przepisie samo przez się nie byłoby przestępstwem. Lecz dużo więcej osób mogłoby się stać podejrzanymi o popełnienie tego przestępstwa. Niekoniecznie w sensie formalnoprawnym – tzn. w sensie postawienia im prokuratorskich zarzutów, lecz raczej w sensie znalezienia się w orbicie zainteresowania organów ścigania i służb specjalnych. Istnienie w kodeksie karnym przepisu tak sformułowanego, jak art. 130 §9 k.k. może prowadzić do swoistej manii polowania na szpiegów. Bo choć samo, jak to miałoby być powiedziane w art. 130 §9 k.k. prowadzenie dezinformacji, polegającej na rozpowszechnianiu nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji w celu wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienia organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności nie byłoby przestępstwem – stawałoby się nim dopiero wówczas, gdyby ktoś prowadzący taką dezinformację był agentem bądź współpracownikiem obcego wywiadu - to w istocie każdego, kto szerzyłby np. internecie treści dające się określić jako stypizowana w art. 130 §9 k.k. dezinformacja można byłoby podejrzewać, że działa on dla jakiejś obcej służby wywiadowczej. (5) Należy też zwrócić uwagę na (wspomnianą tu już zresztą) nieostrość pojęcia „dezinformacji” o której miałaby być mowa w rzeczonym przepisie. Co na przynajmniej czysto teoretycznym poziomie jest jasne to to, że elementem popełnienia przestępstwa z art. 130 §9 k.k. musiałoby być rozpowszechnienie informacji nieprawdziwej lub wprowadzającej w błąd. Choć i tu już mamy pewno zagwozdkę – jak te dwa pojęcia mają się do siebie? Informacja nieprawdziwa to inaczej mówiąc jest informacja fałszywa, niezgodna z prawdą - czy zatem informacją wprowadzającą w błąd może być informacja zgodna z obiektywną rzeczywistością? Nie jest to jasne. Lecz to jest jeszcze nic w porównaniu z niejasnością takiego pojęcia, jak „poważne zakłócenia w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska” i podatnością oceny, czy ktoś, kto rozpowszechnił (załóżmy dla dobra argumentacji) jakąś nieprawdziwą lub wprowadzającą w błąd informację działał w celu wywołania takich zakłóceń na dokonywanie jej w oparciu o subiektywne „widzimisię”. Co w ogóle można byłoby zakwalifikować jako „poważne zakłócenia” w ustroju czy też gospodarce, o których miałaby być mowa w art. 130 §9 k.k. i za dążenie do wywołania których poprzez rozpowszechnienie nieprawdziwej lub wprowadzającej w błąd informacji można byłoby dostać od 8 do 30 lat więzienia – gdyby autorem takiej informacji był agent albo współpracownik wywiadu innego, niż Polska państwa? Można za takie zakłócenia uznać np. takie rzeczy, jak te, które działy się w niedawnych czasach w Polsce? A więc np. odmowę zaprzysiężenia przez Prezydenta trzech prawidłowo wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego i zaprzysiężenie zamiast nich trzech „dublerów”, niepublikowanie przez premier Beatę Szydło wyroków Trybunału Konstytucyjnego, skrócenie w 2017 r. kadencji członków Krajowej Rady Sądownictwa, mającej zgodnie z art. 187 ust. 3 Konstytucji trwać 4 lata i utworzenie nowej KRS z sędziami wybranymi przez Sejm, a nie przez samych sędziów, przeniesienie w dniu 16 grudnia 2016 r. obrad Sejmu nad ustawą budżetową na 2017 r. z sali plenarnej do tzw. sali kolumnowej i niedopuszczenie do udziału w nich zdecydowanej większości posłów opozycji, wytaczanie spraw dyscyplinarnych przeciwko sędziom podejmującym niewygodne dla władzy decyzje – np. przeciwko sędziemu Igorowi Tulei, który uchylił decyzję prokuratury o umorzeniu sprawy dotyczącej wspomnianych obrad Sejmu (było twierdzone, że popełnił on przestępstwo z art. 241. § 1 k.k. zgodnie z którym „Kto bez zezwolenia rozpowszechnia publicznie wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”) czy też przeciwko sędziom zadającym tzw. pytania prejudycjalne Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej, a dalej śledzenie opozycji przy pomocy systemu inwigilacyjnego Pegasus, itd.? Były te (czy też jeszcze inne) niezgodne z obowiązującym w Polsce prawem działania władz publicznych „poważnymi” zakłóceniami ustrojowymi, czy też nie? Tego nie sposób jest obiektywnie stwierdzić – ktoś na tak postawione pytanie może odpowiedzieć twierdząco, ktoś inny może być zdania, że za „poważne” zakłócenia ustrojowe można uznać dopiero takie zdarzenia, jak wojskowy zamach stanu, bądź w oczywisty sposób sfałszowane wybory. Co z kolei można byłoby uznać za poważne zakłócenia w gospodarce? Kwalifikowałaby się tutaj np. zwiększona inflacja, jaka występuje obecnie np. w Polsce, czy też pojęcie to należałoby może interpretować tak, że chodzi o taką sytuację, w której następuje jakaś kompletna dezorganizacja gospodarki, powszechny brak towarów pierwszej potrzeby, masowy głód, itp.? Przecież pojęcie, o którym jest tu mowa można - podobnie, jak pojęcie „poważne zakłócenia w ustroju” – zinterpretować wyłącznie poprzez pryzmat subiektywnego widzimisię. Jaka wypowiedź mogłaby w praktyce zostać uznana za nieprawdziwą lub wprowadzającą w błąd informację, mającą na celu wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienie organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności? Kwalifikowałoby się tu propagowanie opinii, że przyczyną wojny toczącej się obecnie na Ukrainie jest chęć stworzenia nowej „Ziemi Obiecanej” dla Żydów, którzy w Izraelu otoczeni są przez 100 milionów wrogo nastawionych wobec nich Arabów – oczywiście moim zdaniem niedorzecznej, ale może całkiem szczerze wyznawanej przez nielicznych ludzi o cokolwiek odchylonych (moim zdaniem, mam chyba prawo do niego) od normalności poglądach? Kwalifikowałoby się tworzenie witryn internetowych podszywających się pod strony polskich służb publicznych – takich, jak Policja.eu, Policja-pl.info i Policja.info – i umieszczenie na nich informacji, że w Polsce należy się spodziewać zamachów bombowych, w związku z czym należy nie zbliżać się do pozostawionych toreb i walizek, nie otwierać niezaadresowanych przesyłek, a przede wszystkim o informować odpowiednie służby o podejrzanych zachowaniach współobywateli. Informacje pochodzące od wspomnianych powyżej, w rzeczywistości nieistniejących nadawców do kilkunastu tysięcy Polaków w marcu 2023 r. rozesłało rosyjskie GRU. To akurat działanie – w przeciwieństwie do działania np. jakiegoś internauty, polegającego na propagowaniu jakichś osobliwych opinii – w oczywisty sposób miało charakter manipulacyjny. Ale czy można byłoby powiedzieć, że celem wspomnianego działania było np. wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, bądź skłonienie organu władzy publicznej Rzeczypospolitej do podjęcia lub zaniechania określonych czynności? Najprędzej chyba można byłoby powiedzieć, że celem działania, o którym była tu powyżej mowa, było osiągnięcie ostatniego z efektów, o których miałaby być mowa w art. 130 §9 k.k. – można przecież twierdzić, że ktoś, kto straszy ludzi jakąś falą zamachów bombowych i apeluje o np. nie podchodzenie do pozostawionych toreb i walizek chce, by władze podjęły jakieś kroki mające zaradzić wywołującym niepokój zachowaniom. W mailach, które niektórzy Polacy dostali de facto od GRU była zresztą mowa o tym, by zgłaszali oni podejrzane sytuacje i zachowania innych osób stosownym organom – można więc byłoby twierdzić, że działanie rosyjskiej służby wywiadowczej – które teoretycznie rzecz biorąc można byłoby rozpatrywać pod kątem tego, czy nie stanowiłoby ono przestępstwa określonego w nieobowiązującym jeszcze art. 130 §9 k.k. – miało na celu skłonienie jakiegoś organu władzy publicznej RP do podjęcia pewnych działań. Lecz czy w tym przypadku można byłoby mówić o dążeniu do podjęcia przez jakiś organ polskiego państwa określonych działań w kontekście rozpowszechnienia nieprawdziwej lub wprowadzającej w błąd informacji, uwierzenie w prawdziwość której to informacji miałoby prowadzić niektórych ludzi do powiadomienia takiego czy innego organu państwowego o jakimś zjawisku (załóżmy, że w rzeczywistości w konkretnym przypadku nie istniejącym) i ostatecznie rzecz biorąc podjęcia przez ten organ takich lub innych czynności? Nikt chyba przecież nie twierdzi, że nie należy informować policji o takich np. zdarzeniach, jak pozostawienie przez kogoś w autobusie, tramwaju, wagonie metra lub w innym publicznym miejscu jakiejś wielkiej walizki i że policja nic nie powinna zrobić w przypadku, jeśli otrzyma informację o takim zdarzeniu. A przecież sytuacje takie, że ktoś (choćby z roztargnienia) zostawi gdzieś np. walizkę czasem się przecież zdarzają – niezależnie od tego, czego chciałaby (np.) GRU. Czy więc – w przypadku gdyby w marcu 2023 r. art. 130 §9 k.k. już obowiązywał - jakiś funkcjonariusz GRU mógłby, teoretycznie przynajmniej rzecz biorąc, zostać skazany na jego podstawie z tego powodu, że (załóżmy dla dobra argumentacji – takie przyjęte a priori założenie byłoby oczywiście niedopuszczalne w jakimkolwiek sądzie) kłamliwie informował Polaków o zbliżającej się fali zamachów bombowych w celu doprowadzenia do podjęcia przez odpowiednie organy polskiego państwa określonych czynności – podczas gdy te ewentualne czynności polskich organów państwowych (np. policji czy ABW) prędzej, niż z uwierzenia przez część Polaków w informacje niezgodne z prawdą, mogłyby wynikać z sytuacji mających naprawdę miejsce, oraz występujących już przed rozpowszechnieniem takiej (dez)informacji przekonań (tzn. że w pozostawionej gdzieś samotnie walizce może być bomba)? W art. 130 §9 k.k. miałaby być ponadto mowa o działaniu mającym na celu skłonienie organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności. Na ile jednak takie czynności musiałyby być określone i wynikać wprost z czyjejś wypowiedzi? Można, dalej, byłoby uznać za podpadające pod wspomniany przepis stwierdzenia tego rodzaju, że „Polacy uważają Lwów i miasta białoruskie za swoje”, zaś „odtworzenie wschodniej granicy z roku 1939 „traktowane jest coraz poważniej”? Albo, że na Ukrainie odradza się (czy też panuje) nazizm? Bądź np. takie stwierdzenia, które w jakiś – znów, załóżmy dla dobra argumentacji – w jakiś przesadzony sposób straszą opinię publiczną napływem imigrantów z Afryki i Azji, czy też rychłą islamizacją europejskiego kontynentu? To znów jest nader niejasne. Jest bowiem prawdą, że niektórzy Polacy – choć obecnie już chyba naprawdę nieliczni – uważają Lwów i inne miasta znajdujące się przed II wojną światową w Polsce, a obecnie położone na Litwie, Białorusi i Ukrainie za „swoje” – wypowiedź stwierdzającą, że „Polacy uważają Lwów i miasta białoruskie za swoje” trudno by więc było w jakiś absolutnie kategoryczny sposób uznać za w jednoznaczny sposób stwierdzającą nieprawdę. Z kolei odnośnie stwierdzenia, że Ukraina jest państwem nazistowskim, czy też że odradza się w niej nazizm zachodzi pytanie, czy jest ono stwierdzeniem nie mającego miejsca w rzeczywistości faktu, czy też wyrażeniem opinii. Na tyle, na ile coś wiem o polityce Ukrainy, zwłaszcza w płaszczyźnie wewnętrznej polityki tego państwa (bo na tym gruncie najprędzej można byłoby rozpatrywać problem, czy jakieś państwo jest państwem np. nazistowskim czy też nie) Ukraina państwem nazistowskim, czy też faszystowskim nie jest (i nie była nim przed rosyjskim najazdem). Na Ukrainie istnieje wybrany w wolnych wyborach parlament – i oczywiście takiż prezydent. Oponenci władzy w tym kraju nie są zamykani w obozach koncentracyjnych – jak działo się to w hitlerowskich Niemczech. Lecz jak sobie zajrzałem na stronę internetową w Wikipedii o partiach politycznych działających w Ukrainie to stwierdziłem, że spośród 19 tych, które zostały na niej wymienione, 6 zostało zdelegalizowanych przez sądy. Ten fakt nie dowodzi moim zdaniem jeszcze tego, że Ukraina jest państwem nazistowskim, czy też faszystowskim, ale każde jednak zadać pytanie, na ile państwo to jest państwem demokratycznym i respektującym podstawowe swobody swych obywateli. W kontekście pytania o to, czy Ukraina jest – czy też nie jest – państwem faszystowskim można podnieść też kwestię niewątpliwie uprawianego na Ukrainie kultu Stepana Bandery – polityka o niewątpliwie skrajnie nacjonalistycznych poglądach, przez część badaczy określanych jako bliskie faszyzmowi, bądź jako po prostu faszystowskie. W każdym razie, moim zdaniem kwestia tego, czy Ukraina jest, czy też nie jest państwem nazistowskim bądź faszystowskim jest kwestią opinii – i jako po prostu irrelewantne prawnie wyrażenie opinii należałoby potraktować określenie Ukrainy mianem takiego państwa; tak samo oczywiście należałoby potraktować wypowiedzenie stwierdzenia, że w państwie tym odradza się faszyzm bądź nazizm. (6) Podobnie jako wyrażenie opinii należałoby moim zdaniem traktować usiłowanie straszenia opinii publicznej jakimś np. niezwykłym wzrostem napływu imigrantów do Europy (czy też do Polski), bądź islamizacją naszego kontynentu. Lecz nie ma żadnej gwarancji, że ktoś – np. jakiś sędzia (a wcześniej prokurator) nie uznałby takich stwierdzeń za stwierdzenia nie mających miejsca w rzeczywistości faktów. Zakładając jednak, że takie stwierdzenia, jak te, o których była tu powyżej mowa są nieprawdziwymi, czy też wprowadzającymi w błąd informacjami można byłoby stwierdzić, że ich rozpowszechnianie ma na celu „wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienie organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności”? W tej kwestii można – przynajmniej na mój rozum – powiedzieć jedno:ocena tego, czy szerzenie takich, jak wspomniane tu wcześniej twierdzeń ma na celu doprowadzanie do któregoś ze skutków, o których miałaby być mowa w art. 130 §9 k.k. musiałaby się opierać na niczym innym, jak na po prostu na prokuratorskim, a następnie ewentualnie też sędziowskim „widzimisię”. Nie sposób jest coś takiego ocenić obiektywnie.

Odnośnie art. 130 §9 kodeksu karnego – który jak na razie jeszcze nie obowiązuje, ale za jakiś czas zapewne zacznie obowiązywać – należy powiedzieć też jeszcze jedno. Jak zostało tu już wspomniane, aby móc popełnić przestępstwo określone w tym przepisie trzeba byłoby albo brać udział w działalności obcego wywiadu albo działać na rzecz takiego wywiadu. Taki zapis, jak już argumentowałem, wydaje się ograniczać represyjny potencjał tego przepisu: zwykły, niemający nic wspólnego z żadnymi obcymi wywiadami internauta może się nie obawiać, że z powodu art. 130 §9 k.k. trafi do więzienia, i to na co najmniej 8 lat za wypowiedź, którą prokurator, a następnie sąd uzna za dezinformację, polegającą na rozpowszechnianiu nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji i mającą na celu wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienie organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności. Lecz doszedłem jednak do wniosku, że warto jest zadać pytanie, czy we wspomnianym tu zapisie nie kryje się przypadkiem jakaś potencjalna pułapka. Chodzi tu konkretnie o to, że przestępstwo z art. 130 §9 k.k. można byłoby popełnić nie tylko biorąc udział w obcym wywiadzie, ale także działając na jego rzecz.

Te dwa mające się znaleźć w art. 130 §9 k.k. pojęcia nie mogą oznaczać tego samego – tylko nazwanego w nieco inny sposób. Zwrot „biorąc udział w działalności obcego wywiadu” na zdrowy rozum oznacza to, że sprawca czynu określonego w art. 130 §9 k.k. uczestniczy w obcym wywiadzie, jest jego członkiem, agentem, bądź też przynajmniej kimś bezpośrednio z takim wywiadem powiązanym. Biorąc jednak pod uwagę to, że zwrot „działając (…) rzecz obcego wywiadu” musi oznaczać coś nieco przynajmniej innego, niż zwrot „biorąc udział w działalności obcego wywiadu” - czym może być owo „działanie na rzecz obcego wywiadu” w kontekście czynu, o którym miałaby być mowa w art. 130 §9 k.k.?

Przychodzą mi do głowy różne, w wyobrażalny sposób możliwe odpowiedzi na zadane powyżej pytanie. Pierwsza z nich jest taka, że na rzecz obcego wywiadu działałaby taka osoba dokonująca czynu określonego w art. 130 §9 k.k. która wprawdzie nie byłaby pracownikiem obcego wywiadu, ale miałaby osobiste powiązania z takimi pracownikami i działałaby pod ich bezpośrednim kierunkiem. Druga możliwa interpretacja wyrażenia „działanie na rzecz obcego wywiadu” może być taka, że ktoś działający na rzecz takiego wywiadu nie musi mieć żadnych personalnych powiązań z takim wywiadem, ale mimo wszystko subiektywnie chce wspomóc działania takiego wywiadu, polegające na szerzeniu dezinformacji, o której miałaby być mowa w art. 130 §9 k.k. Trzecia interpetacja byłaby taka, że ktoś szerzący np. w internecie treści tego rodzaju, jakie szerzą w nim osoby powiązane z rosyjskim lub innym wywiadem obiektywnie działa na rzecz takiego wywiadu - w tym sensie, że jego działanie jest działaniem na korzyść owego wywiadu. Oczywiście, również w przypadku przyjęcia takiej interpetacji pojęcia „działania na rzecz obcego wywiadu” odnośnie kogoś oskarżonego o przestępstwo z art. 130 §9 k.k. należałoby udowodnić, że zdawał on sobie sprawę tego, że rozpowszechniona przez niego informacja jest nieprawdziwa lub wprowadzająca w błąd i że działał on w kierunku osiągnięcia któregoś z celów, o których jest mowa w tym przepisie. Ale w przypadku takiej interpretacji nie byłoby konieczne udowodnienie ani personalnych związków oskarżonego z obcym wywiadem, ani jego czysto subiektywnej chęci wsparcia działań obcego wywiadu, a co najwyżej tego, że oskarżony zdawał sobie sprawę, że prowadzi on działania tego samego rodzaju, co prowadzone przez jakiś obcy wywiad i że w ten sposób wspiera aktywność owego wywiadu.

Nie wiadomo, jak prokuratury i sądy będą interpretowały art. 130 §9, który zapewne znajdzie się w kodeksie karnym, w tym znajdujące się w tym przepisie pojęcie „działania na rzecz obcego wywiadu” – tzn. czy za osoby działające na rzecz obcego wywiadu będą one uznawały tylko takich, którzy mają z jakimś obcym wywiadem osobiste powiązania i realizują dyspozycje płynące od agencji wywiadowczych takich czy innych państw, czy też będą za takich uważani również ci, którzy z agentami żadnego obcego wywiadu nigdy się nie zetknęli, a co najwyżej czysto subiektywnie chcą wesprzeć działania jakiegoś obcego wywiadu w zakresie szerzonej przez ten wywiad dezinformacji, bądź nawet po prostu zdają sobie sprawę z szerzenia przez siebie treści kompatybilnych z szerzoną przez jakiś obcy wywiad dezinformacją. Co jest oczywiste to to, że takie – wyobrażalne – interpretacje wspomnianego tu pojęcia mogłyby prowadzić do znacznego, czy nawet wręcz radykalnego zwiększenia już istniejącego w Polsce zakresu kryminalizacji wypowiedzi wskutek stworzenia możliwości karania – i to co najmniej ośmioma latami więzienia – za wypowiedzi nie stanowiące dotychczas przestępstwa, w przypadku uznania ich przez prokuraturę i sąd za „dezinformację, polegającą na rozpowszechnianiu nieprawdziwych lub wprowadzających w błąd informacji i mającą na celu wywołanie poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska albo skłonienie organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej, państwa sojuszniczego lub organizacji międzynarodowej, której członkiem jest Rzeczpospolita Polska, do podjęcia lub zaniechania określonych czynności”. Rzecz jasna, prowadzenie dezinformacji, o której miałaby być mowa w art. 130 §9 k.k. nie jest działaniem zasługującym na (moralną) aprobatę – z całą pewnością jest to aktywność, której należy się przeciwstawiać. Lecz mimo wszystko propagandowym – bo o takie tu przecież chodzi – działaniom, których miałyby zabraniać art. 130 §9 k.k. można przeciwdziałać przy użyciu innych środków, niż te właściwe prawu karnemu – a więc poprzez demaskowanie nieprawdy, prezentowanie prawdy i edukację, mającą na celu kształtowanie zdolności odróżniania jednej od drugiej. Stosowanie art. 130 §9 k.k. z dużym prawdopodobieństwem może prowadzić do osiągnięcia skutków odwrotnych, niż zamierzone przez pomysłodawców tego przepisu: to właśnie ludzie najbardziej podatni na dezinformację (a więc np. zwolennicy tzw. „kamramctwa”) najprędzej mogą uznać, że oskarżenie czy już tym bardziej skazanie kogoś za działanie uznane przez prokuraturę bądź sąd za szerzenie dezinformacji, o której miałaby być mowa w tym przepisie było wynikiem tego, że wypowiedź danej osoby była całkowicie zgodna z prawdą, lecz prawda ta była niebezpieczna bądź niewygodna dla władzy. I nie da się wykluczyć tego, że przepis, o którym jest tu mowa będzie wykorzystywany do ścigania i karania ludzi za wypowiedzi czy to odpowiadające prawdzie, czy też formułowane w przekonaniu o ich prawdziwości, bądź wreszcie za propagowanie pewnych trudnych co najmniej lub wręcz niemożliwych do rozpatrywania w katagoriach prawdy lub fałszu opinii. Krótko mówiąc, pożytek z tego przepisu będzie niewielki, a możliwości jego nadużywania duże. W związku z tym moja opinia o tym przepisie jest taka, że nie powinien się on znaleźć się w kodeksie karnym. (7)

Przypisy:

1. Kara możliwa do wymierzenia za przestępstwo z art. 130 §9 k.k. jest właściwie taka sama, jak ta, którą obecnie można wymierzyć za przestępstwo zabójstwa w jego typie podstawowym (art. 148 §1 k.k.) – w obu przypadkach najniższą ustawowo przewidzianą karą jest 8 lat więzienia. Należy tu jednak odnotować, że „wielka” nowelizacja kodeksu karnego podnosi dolny wymiar kary za zabójstwo w jego typie podstawowym z 8 do 10 lat więzienia, a w typie kwalifikowanym (ze szczególnym okrucieństwem, w związku z wzięciem zakładnika, zgwałceniem albo rozbojem, więcej niż jednej osoby na raz, z użyciem materiałów wybuchowych, w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie, dokonanego przez kogoś już wcześniej prawomocnie skazanego za zabójstwo i zabójstwa funkcjonariusza publicznego popełnionego podczas lub w związku z pełnieniem przez niego obowiązków służbowych związanych z ochroną bezpieczeństwa ludzi lub ochroną bezpieczeństwa lub porządku publicznego) z 12 do 15 lat więzienia. Za przestępstwo z art. 130 §9 k.k. nie można by też było orzec kary dożywocia, której wymierzenie jest i będzie możliwe w przypadku skazania za zabójstwo – zarówno w typie kwalifikowanym, jak i zwykłym. Możliwe będzie jednak wymierzenie za to przestęstwo kary 30 lat pozbawienia wolności, będącej, warto zauważyć, karą póki co nie znaną polskiemu prawu (najdłuższa możliwa do wymierzenia terminowa kara pozbawiania wolności wynosi obecnie w Polsce 25 lat).

2. Nawet przy zastosowaniu nadzwyczajnego złagodzenia kary, najniższy możliwy wyrok za przestępstwo z art. 130 §9 k.k. musiałby wynosić 2 lata i 8 miesięcy więzienia – najwyższa kara pozbawienia wolności, której wykonanie może w obecnym stanie prawnym zostać zawieszone wynosi jeden rok. Należy jednak dodać, że w odniesieniu do czynu mającego znamiona określone w tym przepisie prokuratura czy też sąd mogłyby zastosować art. 1 §2 k.k. stanowiący o tym, że „Nie stanowi przestępstwa czyn zabroniony, którego społeczna szkodliwość jest znikoma”. Podobnie zresztą, jak (teoretycznie rzecz biorąc) w odniesieniu do każdego czynu mającego formalne znamiona takiego czy innego przestępstwa.

3. Powiedzmy, iż wystarczy, że działalność osoby uczestniczącej w obcym wywiadzie w jakimkolwiek sensie wymierzona jest przeciwko polskiemu państwu.

4. Oczywiście, odpowiednie organy państwowe powinny przyjrzeć się takiej osobie i zbadać, czy w ramach współpracy z obcym wywiadem nie podejmowała ona innych działań, jak szerzenie potencjalnie korzystnych dla obcego państwa, a niekorzystnych dla interesów Polski twierdzeń – np. czy nie przekazywała ona obcemu wywiadowi informacji, których znajomość przez ten wywiad (i generalnie obce państwo) byłaby dla Polski czymś realnie groźnym.

5. Warto też zauważyć, że efektem wprowadzenia do kodeksu karnego art. 130 §9 mogłoby być odstraszanie od pewnych niestanowiących przestępstwa określonego w tym przepisie wypowiedzi z tego powodu, że potencjalni autorzy takich wypowiedzi mogliby obawiać się tego, że zostaną uznani za agentów bądź współpracowników obcego wywiadu. Prawdopodobieństwo istnienia takiego efektu byłoby realne nawet wówczas, gdyby art. 130 §9 k.k. był relatywnie wąsko interpretowany, tzn. faktycznie ścigani i karani na jego podstawie byli tylko ci, którzy mają personalne związki z obcym wywiadem – osoby zastanawiające się nad umieszczeniem np. w internecie jakichś kontrowersyjnych i wywołujących u nich obawę o możliwość – można tak to ująć - otarcia się o ten przepis treści mogłyby się bać tego, że zostaną posądzone o posiadanie takich związków.

6. Dodam przy okazji, że zarzuty (te czy jeszcze inne), które można byłoby postawić Ukrainie jako państwu, nie są powodem do tego, by nie wspierać tego państwa w jego walce z rosyjskim najazdem.

7. Doszedłem też do wniosku, że nieobowiązujący jeszcze w tej chwili art. 130 §9 k.k., a także art. 130 §1 – w przypadku takiej, jak wspomniana w tym tekście jego interpretacji – nie są jedynymi problematycznymi z punktu widzenia wolności słowa „antyszpiegowskimi” przepisami polskiego kodeksu karnego. Podobną rzecz można powiedzieć też o art. 130 §3, zgodnie z którym „Kto, w celu udzielenia obcemu wywiadowi wiadomości określonych w § 2, gromadzi je lub przechowuje, wchodzi do systemu informatycznego w celu ich uzyskania albo zgłasza gotowość działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8” – w zakresie, w jakim penalizuje on zgłoszenie gotowości działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko polskiemu państwu. Warto tu przy okazji dodać, że „antyszpiegowska” nowelizacja k.k. nadała temu przepisowi brzmienie „Kto zgłasza gotowość działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej albo w celu udzielenia obcemu wywiadowi wiadomości, których przekazanie może wyrządzić szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, gromadzi je lub przechowuje lub wchodzi do systemu informatycznego w celu ich uzyskania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”. Zmiana dokonana w tym przepisie rozwiewa jakiekolwiek wątpliwości na temat tego, czy zgłoszenie gotowości działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej jest przestępstwem per se, czy tylko wówczas, kiedy miałoby to prowadzić do udzielenia obcemu wywiadowi wiadomości, o których jest mowa w art. 130 §2, tj. takich, których przekazanie obcemu wywiadowi może wyrządzić szkodę polskiemu państwu – niewątpliwie prawdziwą z chwilą wejścia wspomnianej zmiany w życie stanie się pierwsza z tych odpowiedzi.

Rzecz jasna, nie każdy przypadek „zgłoszenia gotowości działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej” powinien być czymś tolerowanym prawnie. Dałoby się znaleźć dobre powody do tego, by – w razie wykrycia takiego czynu – ukarać, kto, posiadając jakieś tajne dokumenty, których pozyskanie przez obce (a już szczególnie wrogie) państwo mogłoby poważnie zaszkodzić Polsce, ukradkiem skontaktowałby się z obcą służbą wywiadowczą i zgłosił chęć działania na jej rzecz. Coś takiego, przy okazji, można byłoby potraktować jako co najmniej usiłowanie popełnienia przestępstwa z art. 130 §2 k.k. według którego „Kto, biorąc udział w obcym wywiadzie albo działając na jego rzecz, udziela temu wywiadowi wiadomości, których przekazanie może wyrządzić szkodę Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3 (czyli do 15 lat – według „wielkiej” nowelizacji k.k. grozić by za to miała kara od 3 do 20 lat więzienia). Choć oczywiście działanie hipotetycznej osoby, o której była powyżej mowa musiałoby polegać na użyciu takich czy innych słów, myślę, że mało kto uznałby, że ukaranie takiej, jak wspomniana powyżej osoby za jej zachowanie – będące de facto próbą przekazania państwowych tajemnic obcemu wywiadowi – naruszałoby prawo tej osoby do swobody wypowiedzi.

Wyobraźmy sobie jednak inną sytucję – taką mianowicie, że ktoś publicznie deklaruje swą gotowość działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej – oznajmiając to np. na swoim blogu. Załóżmy dalej, że ten ktoś nie posiada informacji, którymi mógłby się zainteresować obcy wywiad (choć powiedzmy, że chciałby je posiąść w celu przekazania ich obcemu wywiadowi). Zasługuje ktoś taki na postawienie go przed sądem i ukaranie?

Moim zdaniem nie. Z jakiego powodu? Otóż takiego, że coś, o czym tu jest mowa, byłoby działaniem nie powodującym żadnej konkretnej szkody i nawet niemającym realnej szansy na doprowadzenie do niej. Zadajmy sobie pytanie: czy jakiś obcy wywiad zainteresowałby się kimś, kto publicznie oznajmiłby chęć pracy dla tego wywiadu (albo np. dla wszelkich możliwych wywiadów)? Żeby było jasne: takie działanie, jak to, o którym jest tu mowa, z pewnościa - jeśli jego sprawcą byłby polski obywatel - byłoby gorszącym dla wielu ludzi pokazem nielojalności wobec własnego kraju. Lecz realna szkodliwość takiego zachowania byłaby zerowa, bądź w najgorszym razie bliska zerowej.

Warto też zwrócić uwagę na pewną osobliwość omawianego tu przestępstwa, polegającego w gruncie rzeczy na zgłoszeniu gotowości do popełnienia pewnego rodzaju czynu karalnego. Tak samo, jak można sobie wyobrazić zgłoszenie gotowości działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej, tak samo można wyobrazić sobie zgłoszenie gotowości popełnienia innych przestępstw. I w wielu przypadkach zgłoszenia takiej gotowości można byłoby mieć większe obawy odnośnie tego, że ktoś deklarujący gotowość dokonania takiego czy innego przestępstwa naprawdę to przestępstwo popełni, niż w przypadku kogoś publicznie deklarującego chęć współpracy z obcym wywiadem. Załóżmy np. że ktoś deklaruje gotowość popełnienia morderstwa – nie grożąc przy tym zabiciem żadnej konkretnej osoby, ani grupy osób. Nie przesądzając z góry o tym jak ktoś taki jest naprawdę groźny, ze strony kogoś takiego na zdrowy rozum prędzej można byłoby się spodziewać popełnienia przestępstwa, niż ze strony kogoś publicznie deklarującego gotowość współpracy z obcym wywiadem. Lecz tego rodzaju zachowanie nie byłoby przestępstwem. I nowelizacja kodeksu karnego nie przewiduje, że miałoby się ono stać czymś karalnym. Owszem, w tej nowelizacji do dzisiejszych czterech paragrafów art. 148 k.k. został dodany §5 o brzmieniu „Kto czyni przygotowania do przestępstwa określonego w § 1, 2 lub 3 (czyli najogólniej rzecz biorąc przestępstwa zabójstwa zwykłego bądź kwalifikowanego), podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 15”, a ponadto do kodeksu karnego dodany został nowy art. 148a k.k. którego §1 ma stanowić, że „Kto przyjmuje zlecenie zabójstwa człowieka w zamian za udzieloną lub obiecaną korzyść majątkową lub osobistą, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 15” zaś § 2, że „Nie podlega karze za przestępstwo określone w § 1, kto przed wszczęciem postępowania karnego ujawnił wobec organu powołanego do ścigania przestępstw osobę lub osoby zlecające zabójstwo oraz istotne okoliczności popełnionego czynu”. Takie przepisy nie kryminalizowałyby jednak zachowania polegającego na zgłoszeniu gotowości dokonania zabójstwa. Przygotowanie do popełnienia zbrodni zabójstwa musiałoby mieć w jakimś przynajmniej stopniu charakter „techniczny” – a więc np. zbadania trybu życia potencjalnej ofiary, przygotowania narzędzia zbrodni, ustalenia miejsca i czasu popełnienia przestępstwa; w żadnym wypadku nie musiałoby ono obejmować zadeklarowania gotowości popełnienia takiej zbrodni. Również przyjęcie zlecenia zabójstwa człowieka w zamian za udzieloną lub obiecaną korzyść majątkową lub osobistą, co miałoby być penalizowane przez art. 148a §1 k.k. byłoby czymś w oczywisty sposób różnym od zgłoszenia gotowości dokonania zabójstwa. Owszem, można byłoby wyobrazić sobie sytuację, że ktoś zgłosiłby gotowość popełnienia morderstwa (załóżmy dla dobra argumentacji, że chodziłoby o gotowość zabicia obojętnie jakiej osoby) i że do tego kogoś ktoś by się zgłosił ze stosowną ofertą i że ten ktoś przyjąłby tą ofertę w zamian za pieniądze lub jeszcze inną korzyść. Nie penalizowany przez dzisiejsze (23.08.2023 r.) polskie prawo karne czyn polegający na zgłoszeniu gotowości popełnienia zabójstwa mógłby – to chyba jasne – stanowić wstęp do popełnienia czynu określonego w nieobowiązującym jeszcze art. 148a §1 k.k. – a w dalszej kolejności (lub bez niej), do dokonania czynu z art. 148 §§ 1, 2 lub 3 k.k. czyli po prostu zabójstwa. Ale oczywiste mimo wszystko jest, że niekaralne w myśl obowiązującego w Polsce prawa zadeklarowanie gotowości popełnienia morderstwa nie stanowiłoby ani przygotowania do popełnienia takiego przestępstwa, ani przyjęcia zlecenia jego dokonania. Jest więc czymś logicznym karanie za zgłoszenie gotowości działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej i niekaranie za zgłoszenie gotowości popełnienia jakiegokolwiek innego przestępstwa? Ja oczywiście tu logiki nie widzę - z tego choćby powodu, że prawdopodobieństwo, iż takie zachowanie, jak np. zadeklarowanie przez kogoś gotowości zabicia innego człowieka realnie doprowadzi do popełnienia przestępstwa wydaje się na zdrowy rozum raczej większe, a nie mniejsze, niż prawdopodobieństwo, że zadeklarowanie przez kogoś gotowości działania na rzecz obcego wywiadu przeciwko RP doprowadzi do tego, że ten ktoś naprawdę zostanie agentem obcego wywiadu. Niestety jednak, jest to tylko i wyłącznie moja opinia – oczywiste jest dla mnie, że na kształt stanowionego w Polsce prawa nie mam praktycznie żadnego wpływu.

Warszawiak "civil libertarian" (wcześniej było "liberał" ale takie określenie chyba lepiej do mnie pasuje), poza tym zob. http://bartlomiejkozlowski.pl/main.htm

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka