Nie pamiętam, czy ją kiedykolwiek widziałem w moim rodzinnym Cieszynie, tym bardziej, że zmarła w 1957 roku, a w latach 1949/55 mieszkałem w Bielsku-Białej. Jednak w rodzinie dużo o niej słyszałem, zwłaszcza od babci, a skrócone hasło „hrabina Thun” zawsze wiązało się z przywołaniem niezwykłości tej postaci dla Ziemi Cieszyńskiej. Pamięć o niej trwa, budzi ogromny szacunek, podziw i takie ciepło, które najlepiej wiąże ludzi we wspólnotę. Krótki tekst przywołany poniżej wyjaśnia, skąd się ta dobra pamięć wzięła i dlaczego trwa.
Warto ten tekst przeczytać także dlatego, że skłania do zastanowienia się, jak to się dzieje, że tacy ludzie jak Gabriela von Thun und Hohenstein, czy jeszcze lepiej znani żywieccy Habsburgowie, tak mocno przylgnęli do polskości. Być może też uznali, że polskość to nienormalność, tyle że tę nienormalność pozytywnie rozumieją jako nadzwyczajność, którą można dostrzec i ocenić tylko wtedy, gdy jest się blisko ludzi.
Tak sobie myślę, że gdyby hałaśliwa Róża, która jest pod każdym względem przeciwieństwem hrabiny Gabrieli von Thun Und Hohenstein, wybrała się w okolice Cieszyna, to powinna się posługiwać wyłącznie swoim panieńskim nazwiskiem - Woźniakowska, by nie zakłócać pamięci o nazwisku kojarzonym z postacią hrabiny Thun.
Komentarze