Nie interesują mnie związki marszałka Komorowskiego z WSI

Interesuje mnie natomiast, co WSI ma na marszałka Komorowskiego? W świetle wyników sondaży to najpoważniejszy kandydat do urzędu, więc bardzo mnie to interesuje.

Kampania wyborcza ujawniła niski iloraz inteligencji marszałka Komorowskiego. Przerażająco niski. Co innego bowiem z ekranu wysławiać wyuczone kwestie, a co innego potrafić zachować się w nietypowej sytuacji, w której znalazło się po raz pierwszy, zwłaszcza w warunkach stresu. Mówiąc kolokwialnie - marszałek Bronisław Komorowski to swój cienias. Takie tam bmw (bierny, mierny, wierny).

Nie dziwi przeto, że to Janusz Palikot koncentruje na sobie uwagę mediów, zwłaszcza czerwonoróżowych, spod znaku truchła Unii Demokratycznej. Sztabowcy PO nie mają lepszego wyjścia. Niczym orkiestra na Titanicu będą swoją melodię grali do końca. Czy skutecznie? Już niebawem okaże się.

Wracając do tytułowej uwagi, frapuje mnie myśl, co tak naprawdę (jakie haki) byli oficerowie WSI mają na marszałka Komorowskiego? W to, że jest to niezwykle łatwy do ogrania polityk, nie powinien wątpić już nikt rozsądny. Dla wyznawców PO zapewne jest on jak master mind. Podobnie jest w PiS, tyle że Jarosław Kaczyński bezapelacyjnie bije marszałka Komorowskiego wiedzą i inteligencją. JK ma swoje wady, ale nie aż tak widoczne jak u marszałka Komorowskiego. Stąd PO ma tylko jedno wyjście - rzucić wszystko na jedną medialną szalę.

W obliczu takich cwaniaków, jak oficerowie WSI (i nie tylko) zasadne jest pytanie, kto jest lepszy, czy JK ze swoją nieufnością wobec spadkobierców peerelowskich służb, czy BK, który nawet nie załapie, że już dawno przegrał? Z punktu widzenia Polski, a dla mnie tylko taki aspekt się liczy, BK powinien być trzymany z dala od tajnych służb i dyplomacji, podobnie jak słoń od składu porcelany. Czyli z dala od urzędu prezydenta RP. Z tego punktu widzenia dobrych kandydatów jest dwóch: Jarosław Kaczyński i Janusz Korwin-Mikke.