Tak się złożyło, że będąc niedawno w Lublinie natrafiłem w antyk-wariacie przy Krakowskim Przedmieściu na tę ostatnią powieść Borisa Viana. Mój egzemplarz zaginął w akademiku gdzieś w połowie lat '90, więc ucieszyłem się, że za 14 zł jest okazja powrócić do lektury i porównać dzisiejsze wrażenia z tymi sprzed trzech dekad. A tamte pamiętam dość dobrze; Vian był istotnym autorem dla towarzystwa, w którym się obracałem i toczyliśmy gorące spory, która z czterech powieści (piątej - Kręciek i plankton - nie znaliśmy) jest najlepsza, dokonując analizy każdej z nich. Dla mnie była wówczas Czerwona trawa (Wyrywacz... sytuował się gdzieś dalej; mniej więcej na równi z pozostałymi: Pianą... i Jesienią...). Żeby ją zdobyć posunąłem się do niecnego postępku... ale cóż - dziś i tej książki już nie mam. A-ha - Wyrywacz... to jedyna z ww. powieści, której od tamtego czasu nie przeczytałem ponownie.
Normalnie już bym miał ją przeczytaną w całości (to ledwie 150 str.), ale tym razem czytam inaczej; i to dosłownie. Otóż czytam ją na głos; sobie i Żonie - dlatego idzie to wolniej. Nie powiem - ciekawe doświadczenie; do tej pory na głos czytałem dzieciom, ale to skończyło się już jakiś czas temu. Tak czy siak - fakt, że jestem w połowie książki nie ma znaczenia dla mojej recepcji (wszak fabułę książki znam i wiem jaki będzie finał) - zatem mogę podzielić się wrażeniami i nie musza być one połowiczne, pomimo, że te i owe smaczne szczegóły mi przez lata wyparowały.
Cóż zatem dziś mogę powiedzieć... ano to, że to najpoważniejsza powieść Viana. Można powiedzieć - śmiertelnie poważna (pomimo absurdu i surrealizmu w jakim została osadzona*). Ilość istotnych zagadnień jakie autor poruszył robi wrażenie i przygniata; pod tym względem nie ma sobie równych. Być może mając 20 lat nie wszystkie potrafiłem dostrzec - perspektywa przeżytego półwiecza może mieć wpływ na dostrzeganie zjawisk. Nie ma sensu ich wyliczać, ale powiem, że głównym jest macierzyństwo, czy to będzie zachęta - nie wiem. Dziś jeszcze bardziej niż wówczas doceniam wizjonerstwo autora. Cóż - 30 lat temu jeszcze nie wszystko się wydarzyło; przynajmniej u nas.

Językowo była i jest to przednia zabawa, ale dziś znajduję tu i ówdzie braki redakcyjne; jak również naprawdę przesadzone wygibasy konstrukcyjne zdań. Być może we wznowieniu (w postaci dzieł zebranych, które ukazały się w XXI w.), coś poprawiono... ale: myślę, że wątpię. Szkoda, że przez ponad 30 lat jakie minęły od przekładów Marka Puszczewicza (główny tłumacz Viana**; to jemu zawdzięczamy spolszczenie twórczości tego autora w dzikich latach pokomunistycznej Polski) nikt nie pokusił się o "napisanie" tego jeszcze raz; na nowo. Bardzo życzyłbym tego sobie.
Ale czy Wyrywacz serc to książka dla każdego? Hmmm, czemu nie - cóż szkodzi spróbować... Ale nie każdy sobie z nią poradzi. Przygodę z Vianem polecam zacząć od Piany złudzeń (inaczej Piana dni); to powieść zdecydowanie lżejsza zarówno pod względem formy jak treści, a doskonale wprowadza czytelnika w vianowski świat. Kilkanaście lat temu wpadnięto na pomysł, żeby ją sfilmować; zdecydowanie odradzam oglądanie przed czytaniem; szkoda mordować wyobraźnię.
Czy nastąpiła detronizacja? Chyba nie, ale dziś doceniam Wyrywacza... dużo bardziej. A Żona, dla której jest to nowość, jest mocno poruszona.
Przepraszam najmocniej, że w czasie wojny wyskakuję z literaturą...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
* Uwaga generalna: zakładam, że czytający notkę posiadają elementarną wiedzę "na czym polegała" twórczość Borisa Viana; jeśli nie to mogą ją sobie uzupełnić w niecie.
** Co ciekawe - moją ulubioną Czerwoną trawę przekładał ktoś inny - Elżbieta Jogałła.
Inne tematy w dziale Kultura