Pierwsza porażka.
Psychiczna więź symbiotyczna- to określenie Ericha Fromma, na stan dwóch dorosłych osób żyjących kosztem siebie, podobnie jak dziecko w łonie matki żyje jej kosztem.
Więź symbiotyczna wyraża się w różnorodny sposób, może prowadzić do neurotycznego funkcjonowania polegającego na wchłonięciu i identyfikacji ( incorporation/identification).
W psychicznym zjednoczeniu symbiotycznym dwa ciała są od siebie niezależne, jednakże na płaszczyźnie psychologicznej istnieje między nimi ten specyficzny rodzaj więzi, jaka charakteryzuje matkę i dziecko we wczesnym okresie rozwojowym. Taka więź, zdaniem Fromma, może powstać w małżeństwie, pracy, wszelkiego rodzaju związkach międzyludzkich. (Fromm, 1983).
Zdaniem Fromma zjednoczenie symbiotyczne może przybrać dwie formy:
Pierwsza z nich - bierna - polega na podporządkowaniu się. W takim układzie osoba podporządkowana ucieka przed nie dającym się znieść uczuciem izolacji i wyobcowania, czyniąc z siebie nierozdzielną część składową drugiego człowieka, który rozkazuje jej, ochrania, kieruje nią. Osoba podporządkowana nie musi podejmować żadnych decyzji, nie bierze na siebie ryzyka odpowiedzialności, nie musi rozwiązywać swych problemów przez produktywną działalność, ale jest również zależna, brak jej integralności.
Druga forma symbiotycznego zjednoczenia to forma czynna, której przejawem jest panowanie. W takim zjednoczeniu człowiek chce uciec od swej samotności i uczucia uwięzienia czyniąc z drugiej osoby nieodłączną część samego siebie.
Wchłonąwszy w siebie drugiego człowieka, który go uwielbia, wyolbrzymia sam siebie i podnosi swoją własną wartość. To, co łączy obie te postawy to zjednoczenie bez integralności. Przeciwwagą dla zjednoczenia symbiotycznego jest, zdaniem Fromma, miłość dojrzała, którą charakteryzuje zachowanie własnej indywidualności. ( Fromm, 1983)
Funkcjonowanie osoby z problemem symbiotycznym można opisać w kilku sferach: emocjonalnej, poznawczej, behawioralnej i osobowościowej.
W sferze behawioralnej niezależna, autonomiczna czy nie związana z innymi aktywność jest rzeczywistością doświadczaną jako niebezpieczna, egoistyczna i raniąca innych.
Osoba symbiotyczna przeżywa swoje doświadczenie tylko w relacji z innymi i może mieć dużą trudność w podejmowaniu samodzielnego działania jeżeli nie towarzyszy jej druga osoba.
Potrzeby innej osoby inicjują aktywność jednostki symbiotycznej, a reakcje otoczenia są potrzebne, aby tę aktywność podtrzymać.
Osoba symbiotyczna nie wie, jakie działania, hobby czy rodzaje zainteresowań pociągają ją rzeczywiście. Jej poczucie upodobania do czegoś zwykle nie jest dobrze rozwinięte, gdyż jej zainteresowania i preferencje nie tyle zostały samodzielnie zdobyte, co przejęte od innych .
Osoby z problemem symbiotycznym z powodu rozszczepienia własnego "ja" mają poczucie braku autentycznego kontaktu z innymi ludźmi. Mając poczucie braku kontaktu z sobą, nie rozumieją siebie, swoich potrzeb, rzutują te problemy na kontakty z innymi ludźmi.
Zjawisko silnego rozszczepienia "ja" i innych obiektów wywołuje przewagę popędów agresywnych (do siebie i innych ludzi).
Pogarsza to kontakty z ludźmi, a jednocześnie jest powodem poczucia winy i lęku, że własna agresja będzie tak duża, że może zniszczyć innych. Z kolei lęk uruchamia obronę przed własną agresją w postaci dystansu do innych. Dystans jest gwarancją, że obiekt nie zostanie zniszczony.
Jest to mechanizm schizotymii: braku głębokich związków z ludźmi i emocji do nich skierowanych uznaje, że często wybór obiektu miłości jest subiektywny i nieracjonalny. Rzadko natomiast podstawą związku jest dobra, realistyczna znajomość partnera. Małżonkowie nieświadomie odtwarzają wówczas neurotyczne konflikty dziecięce.
Ponieważ kontakt z innym człowiekiem potrzebny jest do podtrzymania poczucia własnej egzystencji, istnieje silny lęk przed byciem opuszczonym.
Osoby te mogą bezustannie obawiać się, że partner odejdzie, że przestanie kochać.
Często, choć wydaje się paradoksalne, swoim zachowaniem prowokują to, czego się boją. W rezultacie ich kontakty z innymi ludźmi mogą być pasmem niepowodzeń.
Druga porażka.
Relacje z innymi ludźmi dodają nam skrzydeł albo je podcinają. Barwią nasz świat jasnymi kolorami albo zaciemniają go. Mają także wielki wpływ na funkcjonowanie naszego organizmu: na pracę serca, układ odpornościowy, reakcje hormonalne.
Pewne badanie polegało na obserwowaniu poziomu hormonów podczas 30-minutowej kłótni. I co się okazało? Że zmieniał się wtedy poziom pięciu z sześciu hormonów wydzielanych przez korę nadnerczy, podnosiło się ciśnienie krwi. Po kilku godzinach obserwowano długotrwałe pogorszenie zdolności układu odpornościowego. Im burzliwszy przebieg miała kłótnia, tym większe były te zmiany. Tak więc negatywne stosunki z innymi działają niczym podstępna trucizna.
Kontakt fizyczny (a więc masaż, przytulanie się, dotyk), podczas którego skóra styka się ze skórą, jest szczególnie kojący, ponieważ pobudza wydzielanie oksytocyny. A ta hamuje wzrost hormonu stresu kortyzolu, obniża poziom ciśnienia krwi. Powoduje też podwyższenie się progu odczuwania bólu, a więc pod jej wpływem stajemy się mniej wrażliwi na dolegliwości. Nawet rany szybciej się wtedy goją.
Niestety, oksytocyna utrzymuje się w mózgu krótko, zaledwie parę minut. Na szczęście mamy stałe źródło jej dostaw – bliskie, pozytywne, długotrwałe związki. Uścisk, przyjazny dotyk, chwila czułości, które działają jak uderzeniowa dawka witamin.
Z tym co powyżej - dyskutować nie podobna. I nie ma nawet takiej potrzeby - bez sprzętu diagnostycznego to i tak oczywista wiedza.
W ogromie spraw każdy jest samowystarczalny. Nawet w kwestii odpalenia orgazmu - da się? Da się. Nigdy nie będzie smakował, jak we dwoje - ale do uzyskania.
Jest jednak strefa, w której możemy piękny szpagat poczynić, a i tak nie wyrugujemy deficytu.
Osoba o bardzo wysokim poziomie ciepła w sobie - nie może z niego korzystać. W żaden sposób. Jedynie w odbiciu o percepcję drugiej osoby. Ale i wtedy to nie jej ładunek ciepła wraca, ale autorski drugiego bytu - jeśli tamten jest w stanie wyemitować ciepło.
Osoby ciepłe mentalnie, szalenie komunikatywne mogą umrzeć wewnętrznie od ciszy ciepła innych.
Logiczne i smutne, ale tak jest.
Niezależnie od tego czy jest się singlem, czy w związku - cały pakiet stresów i tak będzie życiowo bombardował.
Rożnica w skali, ale przede wszystkim w tym, że w pojedynkę zerowe szanse na drink z oksytocyny.
Choćby mała 50-teczka, choćby rozwodniony - ale nie, zero.
Karczowanie stresu, problemów - kombajnem racjonalnych rozwiązań często się udaje. Raz lepiej raz gorzej - ale generalnie do przodu.
Czas półtrwania okstocyny w organizmie jest prawie żaden - dlatego frekwencyjność aplikowania jest tu oczywista.
Można pokombinować - wyżebrać dotyk, cała kolekcję miłych słów. Ale one skutecznie omijają mechanizm, który stawia finalnie oksytocynowy drink. Czyli - nonsensowna strategia - a do tego jakże upokarzająca.
Co więc można, gdy kochana osoba na wyjeździe, albo daleko mieszka, albo nie ma jej w biografii wcale?
Nic.
Sublimacje, surogaty - też nie zniwelują braku.
Mózg jednak nie potrafi być na odwyku i czasem robi psikusa. Cwaniak - tak sam z siebie.
Co ważne - bez pracy nad tym stanem - funduje inną rzeczywistość. Nie na zasadzie schizy, postnarkotykowych odlotów - nic z tych rzeczy.
To tak jak młody chłopak odkrywa nie swoją intencjonalność, czy pracę - o poranku w pościeli. Organizm wyrównał sam.
Niezależnie od płci, wieku - mózg wyrównuje deficyty, czasem w niebywale zaskakujący sposób.
Można przeżyć niezłe zdziwko - ale jest ulga. Wyraźna.
Zdarzają się paradoksy, że osoby w związkach, takich pod jednym dachem, cierpią na analogiczny deficyt i to latami - ale mózg nie wyrównuje, bo oczekiwanie na dawkę jest ukierunkowane na partnera.
Gdy tamten zawodzi, ukierunkowanie zostaje - ale już na byt poza związkiem. Romanse i różne formy eskapizmu.
Ileż jest relacji mężczyzn, że skorzystali z domu uciech, ale nie dlatego, by spuścić sobie z krzyża, ale by poleżeć obok, wygadać się, czy zostać po prostu przytulonym. Żonaci czy samotni - fundują sobie takie właśnie seanse.
Tu nie ma żebractwa, oksytocyna wykupiona.
Można żyć bez tego, choć z vatem trudniejszej batalii z problemami, z niższą odpornością na stres, na ból, także ten mentalny.
Można.
I dobrze, że mózg od czasu do czasu cwaniakuje.
Do tego nie oszukuje w tym cwaniactwie.
Daje swoją pierś do possania, z totalnego zaskoczenia.
A wtedy...dopiero nakarmiony zdaje sobie sprawę, dlaczego cwaniak sam załatwia sprawę, z jakiego dokładnie powodu.
Trzecia porażka.
Psychologia nie pozostawia złudzeń: dopóki nie przegnasz demonów przeszłości, nie otworzysz się na nowe uczucie. Przy czym demony to nie tylko emocjonalne rany, lecz także rozmaite nawyki, które mogą okazać się zabójcze dla związku. Violetta Kraskowska
Ego ci wiele załatwi - rewelacyjną pracę, super samochód, wykwintną kuchnię w najlepszych knajpach. Ale to wszystko co moze ci dać Ego. Bo na pewno nie da ci udanego życia, spełnienia!
Zdrowe Ego dopuszcza wagę stref poza nim.
W książce Psychopaci są wśród nas, Robert D. Hare napisał: przed chłodnymi uczuciowo - trudno jest się nawet obronić.
Aleksytymicy - /atrofia empatii, niezdolność do odczuwania emocji/ są najcześciej bardzo pociągający, elokwentni, zniewalająco sympatyczni. Z drugiej strony R.D. Hare dodaje - są to także wirtuozi manipulacji, nawet eksperci dają się zwieść ich sztuczkom.
Co pachnie sensowną pragmatyką podejścia do rzeczywistości - szukanie ideału, czy rozpoznawanie socjopatów, którzy stanowią 10 % populacji.
A rozpoznać nie jest tak łatwo - bo szybko zdobywają zaufanie, są dowcipni, towarzyscy i błyskotliwi. Szybko pną się po szczeblach kariery.
Kobiety z azymutem na ideał faceta - przede wszystkim takich wyhaczą. Czy to nie paradoks?!
Jeśli nie zepnie się swej biografii z psychopatą - to już połowa sukcesu.
Czyli jedno już jest pewne - socjopaci rewelacyjnie....pachną.
Ale są też inne nuty zapachowe.
Frustrat - to cmentarz jego marzeń w nim samym.
To cmentarz jego pragnień w nim samym.
To cmentarz jego tęsknoty w nim samym.
Frustrat - to ufny idealista, któremu życie, inni, po części i on sam - nie dali szansy.
Socjopata - wyszarpie każdą szansę.
Psychopata zostawia cmentarze poza sobą, w duszach tych, po których lekko przejdzie, tatuując podeszwę na ich czole.
Psychopata nie tęskni, on ma plan.
Psychopata nie pragnie, on żąda.
Frustrat tęskni za swoją tęsknotą, pragnie swych dawnych pragnień - ale czuje niemoc.
Socjopata nie czuje nic, frustrat czuje za bardzo.
Frustrat to historia krzywdy dokonanej na nim - z takich czy innych powodów.
Psychopata to historia krzywdy wyrządzanej innym - przez niego.
Psychiatria światowa niedawno ogłosiła jednogłośną konkluzję - psychopatia jest nie do wyprowadzenia - ani farmakologicznie, ani terapeutycznie.
Frustrat zawsze ma szansę na spalenie całunu frustracji, chyba że wcześniej sam siebie zniszczy.
Nie ma idealnych mężczyzn, nie ma idealnych kobiet.
Ale powyższe rozróżnienie kondycji, potencjału mężczyzny - to wg mnie ważna wiedza.
Też dlatego, że drugi jest zdolny pokochać, pierwszy - nie ma takiej opcji.
Pewien Indianin powiedział kiedyś, że czuję się tak, jakby w jego sercu toczyły walkę dwa wilki. Jeden kipiący złością i nienawiścią, natomiast drugiego przepełniało przebaczenie i pokój.
Na pytanie, który z nich zwycięży - powiedział:ten, którego karmię.
I filmowa egzemplifikacja postawy 2 mężczyzn. Trudna relacja, bo oparta na zawodowej zależności - do tego w specyficznym świecie militarnych kontekstów rangi.
Pomny tych wszystkich zaplątań Denzel, stara się dyplomatycznie odpowiadać - ale z prawdą własnej optyki.Dla Hackmana to za mało - drwiąc dociska.Wtedy Denzel nokautuje - ale nie dlatego, by zadać cios - ale, by nie sabotować swej męskiej odwagi mówienia tego, co naprawdę myśli. Ich dialog jest wypadkową suflerki Ego, w każdym z nich.
Inne tematy w dziale Technologie