Narzekamy na życie, na okoliczności, pogodę, szefa w pracy, rodzinę, politykę etc
Litanie malkontentów pomijają największego wroga.
Własną umysłowość.
Nasze ścieżki życiowe, relacje z innymi - niesłychanie plączą 3 FURIE:
- lęk
- wstyd
- poczucie winy
Paradoks polega na tym, że gdyby wziąć te emocje w cugle autorskiego przepracowania, zrozumienia ich etymologii - nie zamieniłyby się w detonatory furii.
Ale wygodniej puścić w samopas, jak w uszkodzonym reaktorze jądrowym. Widzimy zniszczenia, skalę śmiercionośnego promieniowania. Niektórzy z czasem znajdują przyjemność w sile tej destrukcji i autodestrukcji.
Furia - każda z nich nie musi być spektakularna jak pożar stacji benzynowej.
Furia może dokonywać się w białych rękawiczkach, szeptem jak przebiegły rak w organie.
Nie przez przypadek mówi się, że największą agresję odpala poczucie winy i kanalizowana jest wobec tych, których skrzywdziło się. Jakże to racjonalne w swej irracjonalności.
Furia, jeśli nie wie jak dobrać się do ofiary - nawet odwali teatr sympatii, by kuchennymi drzwiami dostać się do pola zniszczenia - które niesie ze sobą.
Hodowla chwastów Furii zaczyna się w dzieciństwie.
Kneblowana asertywność, karanie za jakiekolwiek emocje, chłód rodzicielski - to zaczyn wszelkiej maści Furii.
Już ponad dwa tysiące lat temu, grecki lekarz Galen dostrzegł zależność między melancholijnym charakterem, a podatnością na zachorowania na raka.
Można też mimo wielu kontrowersji mówić o swoistej „osobowości nowotworowej”, na którą składają się skłonność do tłumienia emocji, brak stanowczości i poddawanie się woli innych, unikanie konfliktów i troska o samopoczucie innych bardziej niż o własne, fasada tzw. „miłego człowieka”, poświęcanie się, dławienie gniewu, rozczarowania itp
Umysł - choć jak widać może bardzo wiele, jest tylko jednym z czynników chorobotwórczych.
Więcej o chorobach, mózgu i odporności w fascynującej książce Paula Martina: Umysł, który szkodzi.
Ale jest też wektor w drugą stronę.
Onkolog Wirga zrelacjonował w swej książce o pokonaniu raka - swoje badania, ich wyniki - gdy obok tradycyjnej terapii odbywała się praca nad zmianą umysłowści pacjentów.
Rezultaty więcej niż zaskakujące.
To dokumentuje twardą prawdę - ileż zależy od banalizowanego umysłu, postawy wobec siebie, innych, życia.
Poczucie winy - uzasadnione czy nie - często zamienia nas w potworów.
Okaleczeni, okaleczamy innych.
Wtórnie - okaleczamy najbardziej samych siebie.
Niedawno pisałam o filmowym buntowniku i jego pracy z klinicystą.
Chłopak - ikona Furii - najbardziej agresywny wobec mu życzliwych, kochających go.
Bo co może rodzić dyskomfort w duszy - jeśli ma do czynienia z aktami dobra?
Jedynie poczucie winy, przekonanie o tym, że nie zasługuje się, że dobro w zestawieniu z jego złem - to zagrożenie.
Nie dla niego - dla tych innych.
I znamienna scena, w której terapeuta odkłada dokumentację sadową, z kadrami obdukcji - bo pacjent był maltretowany i mówi:
- To nie twoja wina, to nie twoja wina, to naprawdę nie twoja wina.
Chłopak zdezorientowany, udaje że wie - ale klinicysta nie przestaje powtarzać tej frazy.
I właśnie wtedy - furie zaczynają odklejać się od duszy chłopaka.
Potem nieudolnie zaczyna prostować swe życie, ale już w konsruktywnej formule.
Iluminacja. Przebudzenie. Ulga.
Czy historia mężczyzny z obrazu "Książe przypływów", który wspiera terapię zgwałconej siostry.
On sam zagubiony w życiu, małżeństwo w stanie agonalnym, agresywny wobec innych, wobec samego siebie.
Kiedy następuje dotknięcie istoty jego furii?
Gdy z niebywałym trudem wychodzi straszna prawda, że w dniu gwałtu siostry i on został zgwałcony.
Dotknięcie istoty bólu nie otwiera z automatu raju spokoju, pogodzenia się ze sobą samym.
Ale dalej już bez balastu Furii.
Umysł potrafi być najgorzszym naszym wrogiem, gdzie często nie my z niego uczyniliśmy przeciwnika.
Rany nam zadane, lekceważenie nas, drwina z naszych praw - nie powinny odpalać poczucia winy, wstydu.
Bo choć bezzasadne - a może właśnie dlatego - czynią nas nosicielami wirusa Furii.
Inne tematy w dziale Technologie