Z przygodami, ale...
Wchodzę do gmachu - pani pyta na progu, czy na spotkanie - potwierdzam, kieruje mnie do sali konferencyjnej...a tam luz...pustki...jedyny walor - cudownie klimatyzowana sala.
Po kilku minutach kłania mi się wydawca, z którym się znamy i od słowa do słowa - ale jestem omyłkowo. Bo spotkanie z Bonieckim w innym miejscu miasta. A do 17:00 kilka minut. Zbieram się i pędem...No takim pędem, że jeszcze strzelam foty nad wodą, bo most zakochanych i dalej pędem...
A tam...tłumy...i do tego zero klimatyzacji...
Ks. Adam Boniecki relacjonuje co ciekawsze wydarzenia z Jego spotkań z Papieżem - ale nie tylko ten wątek. 3 osoby zadały pytanie z sali - w tym ja...
Dość kontrowersyjne...
Nabyłam książkę Bonieckiego - tłumek do jego podpisu - przepuszczam wszystkich.. bo nieśmiałe dziefcynki tak mają, że chcą mieć kogoś tylko dla siebie.
I tak się stało. Wiem, że czas wyliczony, ale chcę powiedzieć, co od lat mu chciałam powiedzieć. A potem "uderzyłam" już do Kapłana.
Jak w kilku słowach o tym co w duszy, z czym się zmagam.
Ale udało się - dobrałam ekonomicznie, ale treściwie.
Spojrzał na mnie i mówi:
- Zdziwi panią co powiem, ale jest pani w stanie łaski obecnie...
Na co ja:
- Ale szalenie trudna...ta... łaska...
On:
- Wiem...
Zadedykowałam mu swoją autorską książkę, on podpisał mi swoją.
Ale zanim, zapytał - czego najbardziej potrzebuję?
- Błogosławieństwa...
I tak jak wszystkim imię i podpis - mnie szerzej się wpisał...