Efekt motyla - okladka - M. Pozniak
Efekt motyla - okladka - M. Pozniak
LechGalicki LechGalicki
467
BLOG

Efekt motyla

LechGalicki LechGalicki Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Lech Galicki: Efekt motyla

Tom wierszy z fotografiami Marka Poźniaka

autor poezji: Galicki Lech, ISBN 83-866-2701-8, seria (-), wydawnictwo PoNaD, ilustracje (-), rok wydania 1999, wydanie I


Od Autora
Jeden ruch skrzydeł i motyl wzbija się ponad kwiaty, drzewa i chmury. Jedna myśl
i wędruję drogami promieni Słońca i obejmuję księżycową poświatę. Daty nie mają znaczenia.
Pragnę pochylić się nad przeszłością, ogarnia mnie wzruszenie wspomnień, marzę o
przyszłości – już dotykam jej progu. Jak motyl. Gdy całuje kwiatowy nektar dookoła ożywają
słodycze kosmosu.
Jeden ruch skrzydeł i paź królowej dociera do innych wymiarów królestwa życia.
Gdy dotyka mnie śmierć spadam w przepaść smutku, a potem wznoszę się ku wysokości
nadziei.
Początek i koniec, a potem początek bez końca. Szusem przelatuję nad krzykiem,
śmiechem, zwątpieniem i bezgraniczną wiarą w sens bycia. Lot nad człowieczym gniazdem.
Korytarz powietrzny od zamysłu do piramidy Cheopsa, wiszących ogrodów Semiramidy, posagu
Zeusa w Olimpii, świątyni Artemidy, grobowca Mauzolosa, kolosa rodyjskiego, latarni
morskiej w Aleksandrii. Efekt motyla. Kosmos tajemnic. Ja, Ty, On.
Z Markiem Poźniakiem porozumiewamy się telepatycznie. Ja piszę wiersze, a on
setki, często tysiące kilometrów od miejsca, w którym przebywam, fotografuje dokładnie
to co najpiękniejsze, najważniejsze i zawsze w odpowiednim czasie robi pstryk, a po obróbce materiału
okazuje się, iż powstało kolejne dzieło pasujące jak ulał do przygotowanego już przeze
mnie materiału. Bez zbędnych słów sklejamy dekoracje z wierszami – aktorami i pozostaje
czekanie na premierę...
Efekt motyla”. Ostatni dzwonek. Kurtyna idzie w górę.

  
                

                      Słodycze kosmosu                      

Jeden ruch skrzydeł i motyl wzbija się ponad kwiaty, drzewa i chmury. Jeden promyk Iluminacji, a niech mówią, że w stanie bilokacji i wędruję drogami promieni Słońca i obejmuję księżycową poświatę. Daty nie mają znaczenia.Wszystko płynie.

Pragnę pochylić się nad przeszłością, jutrem: ogarnia mnie wzruszenie wspomnień, marzę o przyszłości – już dotykam efemerycznego, w swej tajemnicy progu. Gość w Domu, Bóg w Domu.

Gdy całuję kwiatowy nektar dookoła ożywają świetliste słodycze Kosmosu. Jeden ruch skrzydeł i paź królowej dociera do innych wymiarów królestwa życia. Siedzisz człowieku przy drodze i nią wędrujesz, wędrujesz i medytujesz rzeczywistość przy ziemskim trakcie. Zdrożony ciałem, lotny duchem. Być albo nie być. Pytanie nieoznaczone. Nikt nie zna dnia. Carpe Diem.

Gdy człowieka dotyka śmierć spadam w przepaść smutku, a potem wznoszę się w wierze, w chwale, ku wysokości nadziei.

Let it be.
Początek i koniec, a potem początek bez końca. Szusem przelatuję nad krzykiem, śmiechem, płaczem: sobą, innymi, ziemią, tą ziemią, dopóki ona obraca się, a jeszcze naszym zwątpieniem i bezgraniczną wiarą w sens bycia. Wędrowanie w bezczasie i nie w myślach tylko nad człowieczym gniazdem.

Korytarz, korytarz wędrowania, powietrzny most od zamysłu do piramidy Cheopsa, wiszących ogrodów Semiramidy, posagu
Zeusa w Olimpii, świątyni Artemidy, grobowca Mauzolosa, kolosa rodyjskiego, latarni morskiej w Aleksandrii. Efekt motyla. Kosmos tajemnic.Świetliste jego słodycze. Ja, ty, on, ona, ono. Zawsze
Teraz.


***

wędruję wśród domów ptasich świergoczących
pukam do krecich wzgórków wzburzonych
szusem mknę szlakami sarnich alei
gładzę ospale skorupę żółwiową
rozpływam się w wodnym dachu jeziornych pływaków
zaglądam nieśmiało do skrytek kokonów
ja architekt wnętrz
łamię kreślarską deskę
wbijam w dłoń cyrkiel metalowy
przyklękam w zdumieniu przed ślimakiem
pokornieję przed bocianim gniazdem
zasypiam w lisiej norze
upajam się konstrukcją płatków róży
jak motyl niewykształcony wnętrz architekt
smakosz piękna
od ręki z chmur
wędruję
pukam
mknę ospale
pokornieję

Ogląd


a gdyby spojrzeć na Ziemię
z wysoka wielkiego
z planety najdalszej
czy szczytu wieży Babel
a gdyby spojrzeć na ziemskie korzenie
z jądra globu samego
z dna jaskini najgłębszej
czy zapadłej Lemurii
lecz gdyby spojrzeć na Jasność
z nieufnością ogromną
z ołowianą wiarą
czy ślepotą przydaną
wtedy spojrzeć sobie w oczy
z wysoka wielkiego
z dna jaskini najgłębszej
czy szczytu wieży Babel
sens żaden

Na młodą parę w chmurach pierzastych


Na obrazie powłóczystym bez ram zegara
wspina się ku niebu młoda para
a otaczają ją chmury białe i czarne
jak dzień i noc
majster Bieda z ziemskiej oficyny
zbiera cumulusy, stratusy, cirrusy... obłoki jak słodkie  maliny
i rzuca niczym bułki świeże
Młoda para radosna
ona z welonem od wiatru strzępiastym
płynącym jak balon szlakiem ptaków szarych
ona róża od Małego Księcia z płatkami krwistymi
ona z warkoczem obfitym pszenicznych kłosów
on we fraku połatanym
on strach na wróble
on z rękami rozłożonymi na oścież bezradnie
Młoda para radosna
wspina się na szlaki niebieskie w chmurach pierzastych
on jej rękę poda
ona odwagi mu doda
manna sypie obficie
a w nich puszy się życie
kto się naigrywał z mezaliansu nieziemskiego
niech zamilknie
i tyle wszystkiego



image

Kontrapunkt łaski


skrzywdzony pociechy szuka
zagrajcie mu dźwięczne struny
obolały ulgi wypatruje
podajcie mu cudowny lek
stęskniony w przeszłość ucieka
cofnijcie wskazówki zegara
spragniony widzi źródła
sprawcie by obmył wargi
tańczą elfy rozbawione wśród trzcin i nawodnych kwiatów
szczęście rozpiera ich przejrzyste serca
nadlatują anioły szumiąc skrzydłami
skrawki nieba rozdmuchując dokoła
manna syta prószy świetlikami
ręce zbolałe szukają wytchnienia
dajcie im balsam nieziemski
zapomniany wyczekuje imienia swego
odszukajcie chociaż jego adres stary
ból cierpi bez ulgi
dajcie ją
strach w lęku bez radości
dajcie ją
sen bez przebudzenia
cisza niech będzie
tańczą elfy
szczęście rozpiera
nadlatują anioły
skrawki nieba
manna syta
cisza

Wsłuchanie


wsłuchałem się tak niezwykle mocno
nocą
ćma leci
nęci strach
drżą słowa
a ona śpiewa pieśń miłosną wśród jezior zaułków
chłód
komary ostrzą piki
błota pyszczą bąblaniem
wsłuchałem się niezwykle mocno
nocą
w jej wołanie
odejdźcie syrenie głosy
i szczękanie złości
tylko sen niech zostanie
kobzy wodne słyszę wasze śpiewy
przelewają strumienie zew donośny serca
harfo graj
grajcie szeleszczące puzony
wsłuchałem się
w wsłuchanie
tak

Dno oka


Na oka dnie
objęte w śnie
godzina po godzinie
tu gorzki śmiech
tam słodka krew
i czasu łza falą płynie
amora czar
wpełzł błonny gwar
i świece płoną jasno
nie jestem sam
unoszę się
a wszystkie lęki gasną
ty kropla snu
ty szczypta mchu
ty słońce zawiesiste
ja? dobrze wiesz
czym chcesz
bo wszystko takie czyste
tak spójrz na dno
tam jeszcze szkło
namiętność z fontann tryska
harf pienny zew
łabędzi gniew
wzburzonej burzy iskra
na okna dnie
nie jestem sam
a wszystkie lęki gasną

* * *

W obłokach mandarynkowych
potraciliśmy głowy tak,  że śpiew z siódmego nieba
przenika dusze
ja tu ty tam
chór śpiewa
zaś astralne ciało nuci
ja gram ja gram i gram
struno złocista uderzaj z wszechmocy wysokości
gnam nuty za nutą do zwieńczenia taktem durowym
śpiewam pod twym balkonem Julio
słowami de Berżeraka natchnionymi
tu tam ty ty tam tu
linia powłóczysta kreśli spektrum
od ciszy do krzyku
chór skrzydlatych elfów rumieni łąkę tremą
a jednak miód ożywia serca
zakochałem się w nutach
dziw to wielki i wspaniały
jakże ma być inaczej w zamyśleniu łąkowym
listne serca drżą
majaczą horyzonty

Na liść zagubiony


ja
tęsknię za tobą mój liściu
lipowy
dębowy
jaworowy
wszelaki
ja drzewo mocarne korzeniami wrosłymi w ziemię
trzymałem ciebie ze wszystkich sił
a ty opadłeś
mówiłem tobie mój jesteś
śpiewałem tobie kołysankę soczystą
bo ze mnie wyrosłeś
wrzeciono blaszkowe
płachto wietrzna żaglowa
serce kształtem nadobne
tchnienie płuc moich
radości szeleszcząca
zegar mruknął słów kilka
choć wiedział żeś mój
jak złodziej zabrał mi ciebie
przeto kołyszę swą koroną płaczącą
i kamień przy mnie druzgocze łkaniem
boś ty mój jeden
zabrany
wiatrem
ja

Larum


uderz w dzwon
i czekaj
przyjdą
a jakie to święto zapytają
garnitury i suknie zwiewne
krawaty i korale czerwone
szukaj oczu i ust
bez nich pustka

                                        Pieśń rozdania

oddaj palec wskazujący
oddaje wielce kształtną głowę
oddaj rękę
oddaj sakwę
i lakierki zzuj wężowe
oddaj piękno krajobrazu
oddaj lotne swe marzenie
oddaj myśli
oddaj zmysły
wydaj skórę i odzienie
oddaj honor z kantem ostrym
oddaj przytulanki stare
oddaj serce
oddaj perły
rozdaj kłos zebranych ziaren
na rozstajach dróg przemiennych
czeka wiosna w chóru śpiewie
i nie pytaj skąd ten pomysł
tego nikt na Ziemi nie wie
tam już inne przemyślenia
tak odległe że zamglone
są i szukać ich nie trzeba
mówią stany przeznaczone
nie ma czasu nie ma chwili
co zostało nic nie warte
a Dyrygent się nie myli
cień wysupłał twoją kartę
nagi w butach kartonowych
to nie ty teraz wspomnienie
tam z łez słonych już wybrzmiało
na lusterku twoje tchnienie
chór z rozstajów dróg przemiennych
snuje pieśń zachęty fale
oddaj palec wskazujący
rozdaj kłos zebranych ziaren

Wyznanie strzeliste


Proszę
pokaż mi coś piękniejszego
proszę
wyciągnij z futerału skrzypce polne
i nutami wykreuj uczucie zniewalające bardziej
proszę rzuć pędzlem wietrznym plamy barw ponętniejsze
ściskam w rękach kobzę z kryształu
gram hymn o szczęściu na górze najwyższej
miłuję i nie przerywaj mej radości
czyż jest wiatr żywszy od mego szaleństwa nieszalonego
chwalę je ponad łańcuchy szczytów uniesionych
tam w jeziora oku tańczy panna Rosa
jak struny harfy drżąca nastrojem
a wpatruję się w jej piruety faliste
i oczy podziwiam błękitne niczym zahipnotyzowany
powiedziała tylko gestem i skinieniem rzęs: wybieram  nas dwoje
ja wiem
zrozumiałem że mnie wybrała
tak też skamieniałem ze szczęścia
stoję
frunę na przestrzał jestem znikam
unoszę się w głębinach powietrznych
wychwalam pannę nadobną
wychwalam pannę i pięknie ją witam
wychwalam tancerkę rumieńcem ozdobną i płochą
śpiewa teraz gdzieś na sosnach
serce moje bije tak szybko jak sen w sidła schwytany
wychwalam ten śpiew ja jej na zawsze  oddany
kreślę na niebie obrączki z mgły

Rosa, Rosa, Rosa moja wiosna
czuję dotyk palców wysmukłych

wyznaję: - tak to ty, słyszę: - to ty
już w mojej duszy rzekłem com rzekł

to my,  zawsze,  my i niech mówią że to sen

jaka prawda tylko ty wiesz i ja wiem

my  po prostu my

image

Promień zielony

Odpływam w odmieniony strumień czasu
kto to widzi kto to słyszy kto to czuje
tam bukiet żółtych kwiatów strącił pył księżycowy
potoku wody płyną jak szampan w środku lasu
i nie zatrzymają biegu swego co szalony
tamy z głazów pękają pod naporem mocy
nie jestem już bezlistny, samotny, jałowy

wzrastam chyżo nad sosny ja promień zielony

a wszystko to się dzieje o ziemskiej północy
elfy nimf zastępy sęków reflektory
król dolin panie najjaśniejsze oblegają trony
a wśród nich naddiabelny messer Woland kroczy
naga Małgorzata szusem strąca zmory
ja promień jak przenikam wśród lśniących dróg nocy
panią mą trzymam za rękę ciało sączy kolory
nie patrz nie patrz spokojnie uderz w dzwon szalony
strachy lęki przekleństwa żar piekielny już toczy
szumią trzciny niezłomne tryska sok mandragory
kusi Pytia z Doliny snując jutra welony
czasu tutaj nie znajdziesz zawsze teraz spójrz w oczy
miłość płynie falami nie szukając zapory
Małgorzaty włos trzymam snując promień w ukłony
a on wije się kłębi w obraz pysznych warkoczy
spokój bije z mchu kłosów balsam spływa z drzew kory
my jak freski ulotne w grocie snu błysk zielony

Jeżeli...

Pamięci Piotra Przybeckiego

Jeżeli usłyszysz że umarłem
nie uwierz
ja żyję
Jeżeli usłyszysz że leżę nieruchomy i niemy
nie uwierz
ja biegnę co tchu i krzyczę
Jeżeli usłyszysz że nic nie czuję
nie uwierz
jestem wniebowzięty lub zmartwiony
Jeżeli usłyszysz że zasypali mnie piachem
nie uwierz
ja stoję przy Tobie
Jeżeli usłyszysz że człowiekiem byłem
nie uwierz
ja Jestem

                                                                                                                         *Quinta essentia*

                                                                                               Ludzie ze skrzydłami jak motyle,

                                                                                              pył tak gwiezdny że aż bierze strach,

                                                                                                   nie czekają by minęła chwila,

                                                                                                   by ulecieć chyżo ponad piach,

                                                                                                    strzępy bajek rozsypane,

                                                                                                    tutaj leży berło a tam skrzat,

                                                                                                   gwiazdy z nieba spadają tak często,

image                                                          tutaj mówię tobie:   szach i mat,

                                                                                                    nie odwracaj dróg mojego labiryntu,

                                                                                                bo labirynt ten bezdrożny jest,

                                                                                             weź tę chwilę czym ta chwila tym tu,

                                                                                                ona szach mój roszada i pies,

                                                                                                 kolorowo napowietrzna chwila,

                                                                                                  ty tu tam świat a muzyka gra,

                                                                                                     wszystko to efekt motyla:

                                                                                                wszystko pstryk i wszystko wiecznie trwa


.............................................................

Lech Galicki /  Fotografie Marka Pozniaka ( oprócz: tutaj - okładka książki - w tzw.  wydaniu papierowym)

LechGalicki
O mnie LechGalicki

Lech Galicki, ur. 29 I 1955, w domu rodzinnym przy ulicy Stanisława Moniuszki 4 (Jasne Błonia) w Szczecinie. Dziennikarz, prozaik, poeta. Pseud.: (gal), Krzysztof Berg, Marcin Wodnicki. Syn Władysława i Stanisławy z domu Przybeckiej. Syn: Marcin. Ukończył studia ekonomiczne na Politechnice Szczecińskiej; studiował również język niemiecki w Goethe Institut w Berlinie. Odbył roczną aplikację dziennikarską w tygodniku „Morze i Ziemia”. Pracował jako dziennikarz w rozmaitych periodykach. Był zastępcą redaktora naczelnego dwutygodnika „Kościół nad Odrą i Bałtykiem”. Od 1995 współpracuje z PR Szczecin, dla którego przygotowuje reportaże, audycje autorskie, słuchowisko („Grona Grudnia” w ramach „Szczecińskiej Trylogii Grudnia.”), pisze reżyserowane przez redaktor Agatę Foltyn z Polskiego Radia Szczecin słuchowiska poetyckie: Ktoś Inny, Urodziłem się (z udziałem aktorów: Beaty Zygarlickiej, Adama Zycha, Edwarda Żentary) oraz tworzy i czyta na antenie cykliczne felietony. Podróżował do Anglii, Dani, RFN, Belgii; w latach 1988 – 1993 przebywał w Berlinie Zachodnim. Od 1996 prowadzi warsztaty dziennikarskie dla młodzieży polskiej, białoruskiej i ukraińskiej w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Zawodowego Dziennikarzy. W 1994 otrzymał nagrodę specjalną SDP za różnorodną twórczość dziennikarską i literacką. Wyróżniany wielokrotnie przez polskie bractwa i grupy poetyckie. Od 2011 prowadzi w Szczecińskim Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej: Teatr Empatia (nagrodzony za osiągnięcia artystyczne przez Prezydenta miasta Szczecin), pisze scenariusze, reżyseruje spektakle, w których także występuje, podobnie okazjonalnie gra główną rolę w miniserialu filmowym. Jako dziennikarz debiutował w 1971 roku w tygodniku „Na przełaj”. Debiut literacki: Drzewo-Stan (1993). Opublikował następujące książki poetyckie: Drzewo-Stan. Szczecin: Szczecińskie Wydawnictwo Archidiecezjalne „ Ottonianum”, 1993; Ktoś Inny. Tamże, 1995; Efekt motyla. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 1999. Cisza. Szczecin: Wyd. Promocyjne „Albatros”, 2003, KrzykOkrzyk, Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2004. Lamentacje za jeden uśmiech. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2005. Tentato. Zapamiętnik znaleziony w chaosie. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2007. Lawa rozmowy o Polsce. Współautor. Kraków: Solidarni 2010, Arcana, 2012, Antologia Smoleńska 96 wierszy. Współautor, wyd. Solidarni 2010, rok wyd.2015. Proza, reportaże, felietony: Trzask czasu, Czarnków: Interak, 1994; Na oka dnie (wspólnie z Agatą Foltyn) Szczecin: Wydawnictwo Promocyjne „Albatros”), 1997, Jozajtis, Szczecin, Wyd. „PoNaD”, 1999, Sennik Lunatyka, Szczecin: Wyd. Promocyjne „ Albatros”, 2000, Dum – Dum. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2000, Dum –Dum 2. Tamże, 2001, Punkt G., Tamże, 2002, Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu. Tamże, 2003. RECENZJE Charakterystyczne dla „metafizycznych” tomów poezji Galickiego jest połączenie wierszy oraz fotografii Marka Poźniaka (w najważniejszym tomie Ktoś Inny są to zdjęcia kostiumów teatralnych Piera Georgia Furlana), stanowiących tyleż dopełniającą się całość, co dwa zupełnie autonomiczne zjawiska artystyczne, jednocześnie próbujące być świadectwem poszukiwania i zatrzymywania przez sztukę prześwitów Wieczności. Marzenia mają moc przełamania własnego zranienia, ocalenia świadomości boleśnie naznaczonej czasem, przemijaniem, śmiercią. Prowadzą do odnajdywania w sobie śladów nieistniejącego już raju i harmonii. Charakterystyczna jest przekładalność zapisu słownego na muzyczny i plastyczny. Reportaże i felietony Galickiego dotyczą zawsze najbliższej rzeczywistości: ułamki rozmów i spotkań w tramwaju, migawki spostrzeżeń, codzienność w jej często przytłaczającym wymiarze. Zapiski zaskakują trafną, skrótową diagnozą sytuacji życiowej bohaterów. Galicki balansuje pomiędzy oczywistością a niezwykłością zjawiska, powszedniością sytuacji, a często poetyckim językiem jej przedstawienia. Oderwanie opisywanych zdarzeń od pierwotnego kontekstu publikacji („Kościół nad Odrą i Bałtykiem”, PR Szczecin) czyni z minireportaży swoistą metaforę, usiłującą odnaleźć w ułamkach codzienności porządkujący je sens. Podobnie dzieje się w felietonach z założenia interwencyjnych (Dum – Dum, Dum – Dum 2): autor poszukuje uogólnienia, czy też analogii pomiędzy tym co jednostkowe a tym, co ogólne, wywiedzione z wiersza, anegdoty, symbolu, przeszłości. Galicki buduje świat swoich mikroopowiadań również z ułamków przeszłości (np. historia Sydonii von Borck w Jozajtisie), a także z doświadczeń autobiograficznych (pamięta dzień swoich urodzin, przeżył doświadczenie wyjścia poza ciało, oraz groźną katastrofę). Piotr Urbański Powyższy artykuł biograficzny pochodzi z Literatury na Pomorzu Zachodnim do końca XX wieku, Przewodnik encyklopedyczny. Szczecin: Wydawnictwo „Kurier – Press”, 2003. Autor noty biograficznej: Piotr Lech Urbański dr hab. Od 1.10.2012 prof. nadzw. w Instytucie Filologii Klasycznej UAM. Poprzednio prof. nadzw. Uniwersytetu Szczecińskiego, dyrektor Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa (2002-2008), Dokonano aktualizacji w spisie książek napisanych po opublikowaniu notatki biograficznej Lecha Galickiego i wydanych. Recenzja książki Lecha Galickiego „Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu”. Wydawnictwo „PoNaD”. Szczecin 2003 autorstwa (E.S) opublikowana w dwumiesięczniku literackim TOPOS [1-2 (74 75) 2004 Rok XII]: Dziękuję za rozmowę to zbiór wywiadów, artykułów prasowych, które szczeciński dziennikarz, ale także poeta i prozaik, drukował w prasie w ostatniej dekadzie. Mimo swej różnorodności, bo obok rozmowy z modelkami znajdziemy np. wywiad z Lechem Wałęsą, z chaotycznego doświadczenia przełomu wieków wyłania się obraz współczesności targanej przez sprzeczne dążenia, poszukującej jednak własnych form osobowości. Legendarne UFO, radiestezja, bioenergoterapia, spirytualizm – zjawiska, które Galicki nie obawia się opisywać, niekiedy wbrew opinii publicznej i środowisk naukowych. Prawie każdy czytelnik znajdzie w tej książce coś dla siebie – wywiady z wybitnymi artystami sąsiadują z wypowiedziami osób duchowych, opinie polityków obok opowieści o zwykłych ludzkich losach. Galicki, mimo iż w znacznej mierze osadzony jest w lokalnym środowisku Pomorza Zachodniego, dąży do ujmowania w swoich tekstach problematyki uniwersalnej i reprezentuje zupełnie inny, niż obecnie rozpowszechniony, typ dziennikarstwa. Liczy się u niego nie pogoń za sensacją, a unieruchomienie strumienia czasu przy pomocy druku. Pisze na zasadzie stop – klatek tworząc skomplikowany, niekiedy wręcz wymykający się spod kontroli obraz naszych czasów. (E.S.).

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura