pinterest.com
pinterest.com
LechGalicki LechGalicki
180
BLOG

Eksperyment Benjamina X

LechGalicki LechGalicki Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

                                                                                                                 image

 mediatem.com

    Benjamin X marzył teraz wyłącznie o porządnym, twardym śnie. Nieprzytomnym ze zmęczenia i podniecenia wzrokiem wodził po laboratorium. I na nowo rozpoczynał szaleńcze ewolucje wśród brzękliwych probówek i pipetek.
Gdzieś poza pracownią Benjamina czas napędzał zegarki goniących do biur, podstarzałych i wymiętych przez strumień przemijania urzędników i innych szarych ludzi. Dla Benjamina już od paru miesięcy istniała godzina z e r o. Gdy elektroniczna macica, brzemienna zarodkiem jego dokładnej kopii rozpoczęła macierzyńską hodowlę reinkarnacyjnego pędu, był już spokojny. Lubił miarowy i postękujący oddech komputerowej wylęgarni.
   - Mamusiu - mówił do niej pieszczotliwie. Wiedział, że to właśnie ona chroni dojrzewające tchnienie nowego, tak bliskiego mu istnienia. Drugie życie Benjamina X. Jeszcze trochę cierpliwości. Jedno nieudane, to zbyt mało. Szczególnie, gdy nieuchronnie dobiegało końca.
   Nienawidził wspomnień. Chciał o wszystkim co było zapomnieć. Matki nie pamiętał. Tylko wysuszona na wiór oschłość ojca i przerażający go swym ogromem, zimny, wypełniony książkami, czasem nauki oraz samotnością dom rodzinny. Rezerwat niespełnienia. Czasami, odpoczywając od intensywnej lektury dzieł naukowych, czytał ukochany tomik wierszy matki. Tak właśnie, ze łzą w oku, mówiła mu o tej małej książeczce nieżyjąca już niania. A szczególnie jedna z poezji zatytułowana" Marzenia dróżki" go zaintrygowała.

  Czytał:
Wiatr skrzepłą w żarze dżdżownicę praży,
Liszki szeleszczą w szaleńczym szoku,
A ty wędrujesz ścieżką co marzy,
By już zarosnąć w połowie roku,
Ona prowadzi do diabli wiedzą,
I ma powyżej uszu chodzenia,
Stóp ślady siadły na niej i siedzą,
Wracaj, uszanuj dróżki marzenia,
A kto ty jesteś w drodze bez celu,
Mój przyjacielu efemeryczny,
Twój los wspaniały, takich niewielu,
Czy prozaicznie jest on tragiczny?
Po co się włóczysz jak zmora senna,
Zostań gdzie jesteś i wrośnij w ziemię,
Pozycja twoja w drodze niezmienna,
A ta tu ścieżka nie bita w ciemię,
Wystraszy trzaskiem ostrych kamieni,
Uschnij, jak drzewo milcząc w pragnieniu,
Już wszystko szare, kiedyś w zieleni,
Nie krzycz, zatrzymaj twój czas w milczeniu,
Droga bez celu zaśnie w spokoju,
Znikną stóp ślady z jej prywatności,
Zwinie się w kłębek natura znoju,
A na bezgłosie spokój zagości.
     - Ona prowadzi do diabli wiedzą - mruczał Benjamin strofy wiersza - Twój los wspaniały... Po co się włóczysz, jak zmora senna - powtarzał. Zatrzymaj twój czas w milczeniu - prychnął oburzony. Tak można bujać w obłokach. Poeci są niepoprawni - dokończył - Ja muszę wszystko zacząć od początku. Inaczej moja droga bez celu zaśnie...
    Pamiętał swoje dzieciństwo. Wcześnie utracił matkę. Nie zaznał prawdziwej miłości. Nie wiedział czym jest czuły dotyk i dobre słowo. Dojrzewał w chropowatej rzeczywistości. Póki niania żyła odczuwał coś na podobieństwo potrzeby przebywania z drugą osobą. Ojciec pogrążył się najpierw w depresji, a potem wypowiedział wojnę całemu światu. Wyjeżdżał na długie miesiące do egzotycznych krajów. Podobno handlował bronią z rebeliantami w rozmaitych, odległych państwach. Potem wrócił, pił namiętnie absynt i narkotykami nie gardził, aby powoli odchodzić od zmysłów i bezpowrotnie zapominać kim i gdzie jest.
    Benjamin był zawsze uważany w miasteczku za kogoś innego, nienormalnego, samotnika...
   - Dziwak, biedny dziwak - mówili sąsiedzi.
   - Wariat! - krzyczały dzieci wciskając złośliwie zapałki w przycisk dzwonka na drzwiach jego domu.
    Pomysł przyszedł niespodziewanie. Oszukać śmierć, to nie lada gratka. Urodzić się na nowo, to więcej niż cud. Chciał za wszelką cenę przeżyć bezkarność moczenia pieluch, usłyszeć zawodzenie kołysanki... Wszystko dokładnie obmyślił. Odda swój klon bogatym i bezdzietnym Berliozom, a potem odejdzie tam, gdzie iść musi. Przygotowywał ampułkę z błyskawicznie działającą trucizną i dematerializujący ciało pokrowiec.
   Potem prawdziwa rodzina i normalne życie. Później pierwsze miłostki. Nie znał ich jeszcze. Płochliwe spojrzenia panienek.    Teraz już będzie wiedział co ma robić. W końcu w odpowiednim czasie żona i dzieci. Bardzo dużo dzieci. Kochał te myśli.
Benjamin X zamknął drzwi pracowni. A teraz spać. Klepnął z namaszczeniem różową i jędrną poduszkę. Osaczył go mrok dziwnego snu. Dławienie w gardle przyszło niespodziewanie. Niepokój. Po chwili jego ciało przeszył mrożący dreszcz. Zapadał się gdzieś w odległą przepaść. To znowu falował pod bielą sufitu. Granica czasoprzestrzeni rozstąpiła przed nim swe podwoje, jak pod błyskawicznym cięciem ostrza skalpela. Jakaś nachalna siła wypierała go bezpardonowo w długi, ciemny tunel.
    Czuł ból kurczliwego parcia. Umieram - myślał przerażony bezgranicznie. Otaczała go pulsująca, oślizła sieć, która wchłaniała wszystko, czym Benjamin X był. Gdzieś na końcu mrocznej drogi pulsowało ostre i nieprzyjemne światło. Ktoś mocno chwycił jego głowę. -A, a, a ! - co mi robią?!!! Nie oddychał sparaliżowany strachem. I nagle te trzy, siarczyste uderzenia w drżący, nagi pośladek. No, tego już za wiele. Ryknął spazmatycznym płaczem.
   - Gratuluję! Ma pan syna - usłyszał w oddali. I wtedy zobaczył. Jakiś mężczyzna, ściskając pięści wpatrywał się oschle - niewidzącym, beznamiętnym wzrokiem w pomarszczone ciało Benjamina X. Noworodka. Oseska. To był jego ojciec.

                                                                                                                imagepinterest.com
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         Lech Galicki

LechGalicki
O mnie LechGalicki

Lech Galicki, ur. 29 I 1955, w domu rodzinnym przy ulicy Stanisława Moniuszki 4 (Jasne Błonia) w Szczecinie. Dziennikarz, prozaik, poeta. Pseud.: (gal), Krzysztof Berg, Marcin Wodnicki. Syn Władysława i Stanisławy z domu Przybeckiej. Syn: Marcin. Ukończył studia ekonomiczne na Politechnice Szczecińskiej; studiował również język niemiecki w Goethe Institut w Berlinie. Odbył roczną aplikację dziennikarską w tygodniku „Morze i Ziemia”. Pracował jako dziennikarz w rozmaitych periodykach. Był zastępcą redaktora naczelnego dwutygodnika „Kościół nad Odrą i Bałtykiem”. Od 1995 współpracuje z PR Szczecin, dla którego przygotowuje reportaże, audycje autorskie, słuchowisko („Grona Grudnia” w ramach „Szczecińskiej Trylogii Grudnia.”), pisze reżyserowane przez redaktor Agatę Foltyn z Polskiego Radia Szczecin słuchowiska poetyckie: Ktoś Inny, Urodziłem się (z udziałem aktorów: Beaty Zygarlickiej, Adama Zycha, Edwarda Żentary) oraz tworzy i czyta na antenie cykliczne felietony. Podróżował do Anglii, Dani, RFN, Belgii; w latach 1988 – 1993 przebywał w Berlinie Zachodnim. Od 1996 prowadzi warsztaty dziennikarskie dla młodzieży polskiej, białoruskiej i ukraińskiej w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej. Jest członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i Związku Zawodowego Dziennikarzy. W 1994 otrzymał nagrodę specjalną SDP za różnorodną twórczość dziennikarską i literacką. Wyróżniany wielokrotnie przez polskie bractwa i grupy poetyckie. Od 2011 prowadzi w Szczecińskim Domu Kombatanta i Pioniera Ziemi Szczecińskiej: Teatr Empatia (nagrodzony za osiągnięcia artystyczne przez Prezydenta miasta Szczecin), pisze scenariusze, reżyseruje spektakle, w których także występuje, podobnie okazjonalnie gra główną rolę w miniserialu filmowym. Jako dziennikarz debiutował w 1971 roku w tygodniku „Na przełaj”. Debiut literacki: Drzewo-Stan (1993). Opublikował następujące książki poetyckie: Drzewo-Stan. Szczecin: Szczecińskie Wydawnictwo Archidiecezjalne „ Ottonianum”, 1993; Ktoś Inny. Tamże, 1995; Efekt motyla. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 1999. Cisza. Szczecin: Wyd. Promocyjne „Albatros”, 2003, KrzykOkrzyk, Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2004. Lamentacje za jeden uśmiech. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2005. Tentato. Zapamiętnik znaleziony w chaosie. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2007. Lawa rozmowy o Polsce. Współautor. Kraków: Solidarni 2010, Arcana, 2012, Antologia Smoleńska 96 wierszy. Współautor, wyd. Solidarni 2010, rok wyd.2015. Proza, reportaże, felietony: Trzask czasu, Czarnków: Interak, 1994; Na oka dnie (wspólnie z Agatą Foltyn) Szczecin: Wydawnictwo Promocyjne „Albatros”), 1997, Jozajtis, Szczecin, Wyd. „PoNaD”, 1999, Sennik Lunatyka, Szczecin: Wyd. Promocyjne „ Albatros”, 2000, Dum – Dum. Szczecin: Wyd. „PoNaD”, 2000, Dum –Dum 2. Tamże, 2001, Punkt G., Tamże, 2002, Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu. Tamże, 2003. RECENZJE Charakterystyczne dla „metafizycznych” tomów poezji Galickiego jest połączenie wierszy oraz fotografii Marka Poźniaka (w najważniejszym tomie Ktoś Inny są to zdjęcia kostiumów teatralnych Piera Georgia Furlana), stanowiących tyleż dopełniającą się całość, co dwa zupełnie autonomiczne zjawiska artystyczne, jednocześnie próbujące być świadectwem poszukiwania i zatrzymywania przez sztukę prześwitów Wieczności. Marzenia mają moc przełamania własnego zranienia, ocalenia świadomości boleśnie naznaczonej czasem, przemijaniem, śmiercią. Prowadzą do odnajdywania w sobie śladów nieistniejącego już raju i harmonii. Charakterystyczna jest przekładalność zapisu słownego na muzyczny i plastyczny. Reportaże i felietony Galickiego dotyczą zawsze najbliższej rzeczywistości: ułamki rozmów i spotkań w tramwaju, migawki spostrzeżeń, codzienność w jej często przytłaczającym wymiarze. Zapiski zaskakują trafną, skrótową diagnozą sytuacji życiowej bohaterów. Galicki balansuje pomiędzy oczywistością a niezwykłością zjawiska, powszedniością sytuacji, a często poetyckim językiem jej przedstawienia. Oderwanie opisywanych zdarzeń od pierwotnego kontekstu publikacji („Kościół nad Odrą i Bałtykiem”, PR Szczecin) czyni z minireportaży swoistą metaforę, usiłującą odnaleźć w ułamkach codzienności porządkujący je sens. Podobnie dzieje się w felietonach z założenia interwencyjnych (Dum – Dum, Dum – Dum 2): autor poszukuje uogólnienia, czy też analogii pomiędzy tym co jednostkowe a tym, co ogólne, wywiedzione z wiersza, anegdoty, symbolu, przeszłości. Galicki buduje świat swoich mikroopowiadań również z ułamków przeszłości (np. historia Sydonii von Borck w Jozajtisie), a także z doświadczeń autobiograficznych (pamięta dzień swoich urodzin, przeżył doświadczenie wyjścia poza ciało, oraz groźną katastrofę). Piotr Urbański Powyższy artykuł biograficzny pochodzi z Literatury na Pomorzu Zachodnim do końca XX wieku, Przewodnik encyklopedyczny. Szczecin: Wydawnictwo „Kurier – Press”, 2003. Autor noty biograficznej: Piotr Lech Urbański dr hab. Od 1.10.2012 prof. nadzw. w Instytucie Filologii Klasycznej UAM. Poprzednio prof. nadzw. Uniwersytetu Szczecińskiego, dyrektor Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa (2002-2008), Dokonano aktualizacji w spisie książek napisanych po opublikowaniu notatki biograficznej Lecha Galickiego i wydanych. Recenzja książki Lecha Galickiego „Dziękuję za rozmowę. Zszywka czasu”. Wydawnictwo „PoNaD”. Szczecin 2003 autorstwa (E.S) opublikowana w dwumiesięczniku literackim TOPOS [1-2 (74 75) 2004 Rok XII]: Dziękuję za rozmowę to zbiór wywiadów, artykułów prasowych, które szczeciński dziennikarz, ale także poeta i prozaik, drukował w prasie w ostatniej dekadzie. Mimo swej różnorodności, bo obok rozmowy z modelkami znajdziemy np. wywiad z Lechem Wałęsą, z chaotycznego doświadczenia przełomu wieków wyłania się obraz współczesności targanej przez sprzeczne dążenia, poszukującej jednak własnych form osobowości. Legendarne UFO, radiestezja, bioenergoterapia, spirytualizm – zjawiska, które Galicki nie obawia się opisywać, niekiedy wbrew opinii publicznej i środowisk naukowych. Prawie każdy czytelnik znajdzie w tej książce coś dla siebie – wywiady z wybitnymi artystami sąsiadują z wypowiedziami osób duchowych, opinie polityków obok opowieści o zwykłych ludzkich losach. Galicki, mimo iż w znacznej mierze osadzony jest w lokalnym środowisku Pomorza Zachodniego, dąży do ujmowania w swoich tekstach problematyki uniwersalnej i reprezentuje zupełnie inny, niż obecnie rozpowszechniony, typ dziennikarstwa. Liczy się u niego nie pogoń za sensacją, a unieruchomienie strumienia czasu przy pomocy druku. Pisze na zasadzie stop – klatek tworząc skomplikowany, niekiedy wręcz wymykający się spod kontroli obraz naszych czasów. (E.S.).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura