Parę wpisów temu wytknąłem bliźnim szaloną agresję i nietolerancję wobec prowadzących po pijaku. Często też ubolewam nad uprzedzeniami wobec posiadaczy amstafów. Prawdę powiedziawszy jedynym powodem dla którego nasza amstafka Emi chadza w kagańcu jest jej rasa. Dużo mniej obliczalna Lira biega kłapiąc na wszystkich zębami ale nie katujemy jej kagańcem, bo jest zwykłym kundlem. Kogoś dziabnie, no to trudno: o kundel pijaka dziabnął - powiedzą. Niechby tak amstaff... już widzę te nagłówki: "Pies-morderca dotklliwie pokąsał dziecko". W zębach amstaffa dzieckiem staje się nawet pięćdziesięciolatek spod budki z piwem. Hmm, technicznie to nawet prawda, on też jest czyimś dzieckiem.
Mniejsza o nagłówek, wyobrażacie sobie komentarze???
passat98 15:39: "ja bym pousypiał nie te pjeski ale tyh debili co je kópóją i pószczają samopasem!"
andżela19 15:40 "pisze się: puszczajo, debilu. Ja bym ich kastrowała na mjejscu, gnoi"
itp. itd.
Czyż to nie - w najdosłowniejszym rozumieniu - rasizm???
Do listy pogardzanych i dyskryminowanych dopiszę dzisiaj jeszcze jedną kategorię: mówiących inaczej niż w tvp. Nie ma na świecie - piszę to z pełnym przekonaniem - innego narodu, który tak warczałby na gości, co nie "umią", "lubieją", albo którym się "wygło". Fak, gdyby Wałęsa nie mówił "poszłem" wygrałby drugą kadencję i dzisiaj nawet nie pamiętalibyśmy, że istniał jakiś Kwaśniewski. Chwileczkę, właściwie i tak nie pamiętamy...
Kompromituje gwałcenie gramatyki, błędy ortograficzne pogrążyły niejedną karierę, ale najcięższą zbrodnią jest posługiwanie się gwarą. Gdzie tam gwarą, wystarczy nietelewizyjna wymowa samogłosek! Ba, sama regionalna intonacja, rytm frazy wystarczą, żeby wszyscy się zbiegli i patrzyli jak na kosmitę.
Zupełnie, ale to zupełnie inaczej wyglądają sprawy w świecie anglojęzycznym. Tam nikt nikomu nie wytknie, albo inaczej: tam nikt się nie cyka i leci tym, czym go mamusia na Karaibach nauczyli.
Kto ma rację? Niestety - dla anglojęzycznych - rację mamy my.
Wiem to na pewno, od czasów szkolenia w Londynie, na którym służyłem za tłumacza jednemu Hongkonggijczykowi nie mogącemu porozumieć się ze Szkotem.
Trudno o bardziej wymowną porażkę: dwóch native speakers nie potrafi się dogadać w swoim "wspólnym" języku. Prawdopodobnie, gdyby ktoś ich bezlitośnie wyszydzał, ilekroć wysławiali się inaczej niż w BBC, nie mieliby problemu, a tak mogą się porozumieć tylko na karteczkach, o ile mają wyraźne pismo.
Inne tematy w dziale Kultura