"Odpowiednie dać rzeczy słowo" radził jeden poeta, a inny (Tuwim?) podał nawet przykład: "Jeśli dziecko spyta się, skąd się biorą dzieci, bez zmrużenia oka odpowiadamy, że z nadmanganianu potasu".
Tak, nowe, egzotyczne słówko znakomicie zastępuje kłopotliwe tłumaczenia.
Hasłem-kluczem do afery Amber Gold okazało się sprężyste słówko parabank. Jest ono nawet lepsze niż nadmanganian potasu, ale dokładnie tyle samo wyjaśnia. Parabank bowiem to instytucja typu kasa oszczędnościowo-pożyczkowa, względnie umiarkowana lichwa typu provident. Parabanki radzą sobie lepiej niż banki i nijak się mają do biznesiku p. Plichty .
Media zarządzające informacją uznały jednak, że "parabank" brzmi lepiej niż plebejski "przekręt" czy zwykłe "oszustwo". Po tych ostatnich mogłyby pewno nastąpić głupie pytania typu "jak to możliwe", "ale czemu", w odpowiedzi na które pojawiłyby się zupełnie niepożądane słowa: "nieudolność", a może nawet "korupcja".
Po "parabanku" zaś... no tak, cała Europa ma problem z parabankami, Podobno.
I na koniec, w podniesionej przez media kwestii, czy klienci Amber Gold są frajerami?
Oczywiście są i nie pozostawia tu wątpliwości oferta z piątkowej Wyborczej:
"Nie lokuj w złoto na 11%, Lokuj w ziemię na 300% lub więcej"
