Miała być deregulacja i ułatwienia dla firm. Tymczasem wiele wskazuje na to, że przepisy wciąż zmieniają się zbyt często i niespójnie, a niektóre branże – jak np. tytoniowa czy e-papierosowa – zamiast zyskać, ponoszą wielomilionowe straty. O problemie rozmawiali uczestnicy debaty w Polskiej Agencji Prasowej. Ich przekaz był jasny: dobre prawo to nie tylko obietnice, ale i praktyka.
Obietnice rządu kontra rzeczywistość przedsiębiorców
Choć rząd od lat zapowiada deregulację, czyli uproszczenie i odciążenie przedsiębiorców od zbędnych przepisów, eksperci nie mają złudzeń: wiele działań kończy się na zapowiedziach.
— Po raz czwarty już robimy deregulację, coś musiało więc pójść źle z regulacją — zauważył Robert Gwiazdowski, prawnik i ekonomista z Uczelni Łazarskiego. — Sama regulacja powinna wskazywać, kiedy zostanie przeprowadzona ocena po wprowadzeniu nowych przepisów, niestety u nas jest to rzadkością — dodał.
Stabilność prawa? „W praktyce nie działa”
Jakub Bińkowski ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców przypomniał, że choć pojawiły się rozwiązania mające wspierać małe firmy – jak ocena skutków regulacji – nie poprawiło to zauważalnie warunków działania tych przedsiębiorstw.
— Narracja o przewidywalności kłóci się z tym, co robią urzędy skarbowe — mówił Bińkowski. Jako przykład wskazał branżę tytoniową i alkoholową, w których – jego zdaniem – „kompletnie nic się nie zmienia”. Tymczasem właśnie tam potrzebna jest największa stabilność i jasność przepisów.
Przetrzymywane towary, utracone miliony
Problem niejasnych działań administracji państwowej pokazał konkretny przypadek: Izba Celno-Handlowa w Poznaniu od miesięcy przetrzymuje legalnie sprowadzone do Polski kartridże do e-papierosów.
— To 200 tysięcy sztuk o wartości 1,5 mln zł. Sprawa została umorzona przez policję, a mimo to towar nie został zwrócony. Brytyjski producent szacuje swoje straty już na ponad 10 mln zł — mówił Bińkowski.
Czy prawo działa wybiórczo
Uczestnicy debaty podkreślali, że przepisy powinny działać równo wobec wszystkich. Jednak niektóre branże – szczególnie te bardziej kontrowersyjne – są w praktyce dyskryminowane.
— Nie może być zgody na to, aby dzielić przedsiębiorców w zależności od tego, jaki towar wprowadzają. Legalny towar to legalny towar — zaznaczył Bińkowski.
Marcin Cichy z Polsko-Brytyjskiej Izby Handlowej dodał, że jego organizacja wystąpiła do ministra finansów o wyjaśnienie działań poznańskiej izby celnej.
— Trudno oprzeć się wrażeniu, że to działanie ma charakter stygmatyzujący — powiedział. — W sektorze energetycznym raczej by do tego nie doszło, ale branża e-papierosów? Jest większe przyzwolenie na takie działania.
Tytoń z Polski? Coraz trudniej
Głos zabrał też Krzysztof Konieczny z Ogólnopolskiego Związku Plantatorów Tytoniu. Opisał przypadek rolnika, któremu izba celna zatrzymała towar na półtora roku, po czym go oddała – uznając wcześniejsze działania za niesłuszne.
— Te regulacje są krzywdzące. Jeśli nie będziemy uprawiać tytoniu u nas, to i tak on przyjedzie skądś indziej — mówił. — Mamy wielkie koncerny w Polsce, które odprowadzają ogromne sumy do budżetu. Jeśli to się nie zmieni, to one po prostu stąd odejdą.
Utracone szanse gospodarcze przez nadregulację
— Sami stawiamy się w trudnej sytuacji. Mieliśmy szansę stać się centrum dystrybucji produktów tytoniowych na cały świat. Teraz to zaprzepaszczamy — ocenił Marcin Cichy. — Słabo by było zniszczyć to wszystko tylko dlatego, że ktoś nie widzi kontekstu ekonomicznego.
Mimo krytyki, Cichy nie traci nadziei. Jako „ostrożny optymista” liczy na działania zespołu ds. deregulacji pod przewodnictwem Tomasza Brzoski. — Politycy mogą dużo więcej dobrego zrobić dla klimatu dla rozwoju biznesu w Polsce i na to liczę — zakończył.
red.
Inne tematy w dziale Gospodarka