Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
6405
BLOG

Schyłek miesięcznic

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 401

       Coś w ostatniej chwili wypadło, autobus uciekł sprzed nosa -  i tak dalej i podobnie z drobnymi niepowodzeniami dnia codziennego. Na mszę w Archikatedrze dotarłam w ostatniej chwili. To znaczy wydawało mi się, że dotrę tam w ostatniej chwili, ze cztery minuty jeszcze były. Nie dotarłam jednak punktualnie, ponieważ zaraz przy przystanku „Uniwersytet” stał gęsty kordon policji i szczelnie odgradzał przejście w kierunku Placu Zamkowego. Nic nie pomogło, żadne prośby ani wyjaśnienia, że chodzi o mszę - panowie uprzejmie ale stanowczo kierowali wszystkich na tyły Krakowskiego i trzeba było lecieć dookoła.

       Lecę więc posłusznie dookoła co sił w nogach – kolejne uliczki również szczelnie odgrodzone kordonem policji, w różnych punktach stoją duże grupy policjantów i sporo wozów policyjnych. Wszystko z powodu tzw.”Obywateli RP”, których agresywne zadymy miałam okazję obserwować kilka miesięcy temu. Teraz agresja ogólna jeszcze wzrosła, są ataki na biura poselskie więc porządku i bezpieczeństwa trzeba pilnować, także bezpieczeństwa owych „Obywateli RP” (strach pomyśleć, jaki wrzask wywołałby Zachód i totalna, gdyby coś się stało). Słuszne wprawdzie ale nieprzyjemne to wszystko, wręcz odpychające. Dopiero od Trębackiej udaje się przejść na Krakowskie a i to ledwo, kordon robi się coraz ciaśniejszy. Jeszcze przepuszczają ale niechętnie, lepiej nie pytać tylko szybko przelecieć. Pan idący obok zapytał, czy może przejść i natychmiast było „a po co, a dokąd”. Zapewne słusznie i zgodnie z procedurami ale również niezbyt przyjemnie i również odpychająco.

       Na Krakowskim też pełno policji, po środku ulicy i dalej na Placu Zamkowym stoją barierki i kordony policjantów mające odgradzać uczestników Marszu Pamięci od agresorów. Znów koncepcja słuszna i znów nieprzyjemnie i odpychająco. Lecę dalej wzdłuż barierek a równolegle do mnie idzie facet, który bez przerwy coś psioczy. A to na Kaczyńskiego, a to na PiS. Robi to tak, żeby wciągnąć przypadkowych ludzi w wyrzekania. Jednym słowem wie, czego chce i na kogo kierować wściekłość.

- Gorzej niż za stanu wojennego! Jak za komuny (tu pada słowo niecenzuralne)! I to tylko po to, żeby taki ten … (tu używa znów słowa niecenzuralnego) Kaczyński mógł sobie przejść środkiem ulicy! I kto za to ma zapłacić!?

   Ludzie nie reagują, robią swoje i idą w swoją stronę. Potem zaczepia mnie i ględzi do mnie kilka razy ten sam tekst. W końcu wyjaśniam pajacowi, jak się mają sprawy.

- Proszę się zwrócić do „obywateli RP”, bo to przez nich to wszystko.

- Taaaak? To ja jestem obywatelem RP. A ty nie jesteś obywatelką RP! Jesteś komuch, bolszewik, Ruska! Czerwona! Zjeżdżaj do Moskwy, bo tam twoje miejsce! – Wykrzykuje i dorzuca jeszcze parę propozycji po rosyjsku.

       Dodatkowo postanawia pouczyć mnie o historii i bluzga, że „ten wasz Anders to Żyd i zdrajca a jego dezerterzy stworzyli Izrael”. Na wszelki wypadek mówię – czy to wariatowi czy „obywatelowi RP” - żeby się ode mnie odczepił. „Obywatel” na to donosi na mnie do policjantów z kordonu, że jestem wariatką i gadam sama do siebie. Policjanci nie reagują - ok., nie są od orzekania wariactwa a „gadanie do siebie” przestępstwem w końcu nie jest. Dla reporterskiej rzetelności podkreślam, że nie wiem, czy gość jest wariatem w rozumieniu medycyny czy „tylko” „obywatelem RP”. Widziałam, że na Placu Zamkowym przyłączył się do grupki „obywateli” i przyjaźnie się z nimi przywitał.

       Do Katedry nie można wejść – poustawiane jakieś zasłony a pomiędzy nimi kilku funkcjonariuszy przeprowadza kontrolę osobistą jak na lotniskach. Stoi kolejka, bo zbadanie wykrywaczem metalu nieco trwa, do tego kontrola torebek i tłumaczenie prawdziwemu mężczyźnie ze służb, że długi metalowy przedmiot to pędzelek do pudru a podłużna, metaliczna kasetka to puderniczka. I znów jak wyżej - wszystko zrozumiałe ale nieprzyjemne i odpychające. W końcu dostaję się do środka, porządnie spóźniona i już po czytaniu Ewangelii. W środku efekty tego co słuszne, nieprzyjemne i odpychające widoczne są gołym okiem – mało ludzi, dużo mniej niż na wcześniejszych miesięcznicach. Włączam się porządnie zdekoncentrowana w mszę ale natychmiast stwierdzam, że jest zupełnie inaczej niż jeszcze rok temu. Coś się skończyło, coś się zużyło, energia wyparowała.

       Marsz po mszy. Inaczej niż kiedyś – do Placu Zamkowego od Kanonii, przedtem przez wąskie podwórko na zapleczu Katedry. Jest jednak dużo więcej ludzi niż w kościele, najwyraźniej część uczestników przychodzi już tylko na Marsz. Antoni Macierewicz dostaje olbrzymie brawa, ludzie rozmawiają o ostatnich przepychankach politycznych ale nie komentują niczego złośliwie, nie pomstują i nie wyzywają na tych, którzy wg mediów mają być winni odsunięciu AM i PBS. To jakoś tam dobrze wróży - może emocje w końcu opadną. Marsz tym razem na spokojnie – zadymiarze są oddzieleni i znajdują się daleko i nie udaje im się zakłócić uroczystości. Jedynie na wysokości Kolumny Zygmunta stoi grupka kilkudziesięciu osób i pokazuje w kierunku Marszu białe róże, inni wywijają tęczowymi flagami. Nie drą się jednak, zapewne dostrzegli w końcu, że nikomu normalnemu nie podobają się bluzgi na „Zdrowaś Maryjo” ani wybuczanie „Ojcze Nasz”. Może zresztą modlitwy tylu ludzi wpłynęły dobrze i na agresorów, czego im z całego serca życzę.

       Wiec pod Pałacem Prezydenckim. Też spokojnie, wycie zadymiarzy słychać jedynie z oddali. Na ostatnich miesięcznicach, na których byłam, terroryzowali nas wyzwiskami i wrzaskami, dosłownie ocieraliśmy się o ich idiotyczne transparenty, dopóki ktoś nie wpadł na pomysł, żeby zasłaniać je własnymi. Teraz nie było to już – na szczęście – potrzebne, najwyraźniej nie dostali zgody na tłoczenie się i zakłócanie legalnego zgromadzenia na Krakowskim. Wystąpienie Prezesa Kaczyńskiego jest dostępne w sieci więc nie będę tego wątku rozwijała. Jak wiadomo – ze strony Prezesa PiS padła już pewien czas temu deklaracja o zakończeniu miesięcznic 10.04.18. Słuszna deklaracja, bo ta formuła się po prostu wyczerpała i miałam okazję przekonać się na własne oczy, że wszystko jest ciągnięte na siłę.

       Wyjście spod Pałacu okazuje się utrudnione – znów trzeba do autobusu lecieć gdzieś w kółko. Po drugiej stronie barierek stoi garstka „obywateli RP” i KODziarzy i wykrzykuje coś w rodzaju „Wolność, równość, demokracja”. Kilkoro trzyma tęczowe flagi. Potem niewielka grupka odłącza się (także ci z tęczowymi flagami) i zmierza w kierunku Pl.Trzech Krzyży z butnymi okrzykami na ustach „Na Sejm!”. Marsz tęczowych rokoszan na Sejm wygląda dość groteskowo.

       Ze 20 metrów od barierek zagaduje mnie kobieta koło osiemdziesiątki z laską. Wraca z miesięcznicy i pokazuje na „obywateli RP”.

- Kto to w ogóle jest? To jakieś sługusy Moskwy!

       Starsza pani okazuje się dość krewka i wygraża laską w stronę „obywateli”, mówię jej na to, że trzeba na spokojnie i nie można dać się sprowokować, bo tylko na to czekają. Rozmawiamy jeszcze chwilę, kiedy nagle wystaje przy nas rosła i potężna kobieta z włosami pofarbowanymi na agresywny kolor. KOD lub „obywatele”, trudno powiedzieć, wyszła spośród intruzów zakłócających miesięcznicę.

- Taaak? Kto jest sługusem Moskwy?

       Zachowuje się wyjątkowo agresywnie, przez moment mam wrażenie, że nie miałaby problemów zwyzywać czy nawet przyłożyć starszej kobiecie. Natychmiast zwracam się do starszej pani z prośbą o spokój i nie wdawanie się w dyskusję. Na agresję reaguję apolitycznie.

- Kto pani tu pozwala zaczepiać ludzi na ulicy i wtrącać się do cudzych rozmów? – Rzucam groźnie w stronę „obywatelki”.

- No to kto jest tym sługusem Moskwy? – Naciera dalej.

- Proszę się stąd w tej chwili oddalić i nie wtrącać się do rozmów obcych osób! – Powtarzam znów swoje a do starszej pani dodaję na głos, że teraz kręci się tutaj pełno chamstwa i wariatów. „Obywatelka” słyszy to, prycha coś ale po zmierzeniu sił decyduje się w końcu zostawić nas w spokoju. Na odchodnym coś jeszcze gniewnie złorzeczy ale już nie bardzo słyszę co.

       I tak to właśnie wszystko w tej chwili wygląda. Na obrzeżach uroczystości obywatele polscy i „obywatele RP” wyzywają się wzajemnie od sługusów Moskwy a za barierkami i ścisłymi kontrolami maszerują niedobitki ogromnego ruchu społecznego zapoczątkowanego w dniu tzw.katastrofy w ruchu lotniczym (a coraz więcej przesłanek świadczy o tym, że raczej działania zamierzonego).


Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka