Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
1714
BLOG

Rocznica Wielkiego Głodu i pożółkły list z Ukrainy

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 37

       Wczoraj na Ukrainie obchodzono kolejną rocznicę Wielkiego Głodu – straszliwej sowieckiej zbrodni, której ofiarą padły także dziesiątki a może i setki tysięcy Polaków pozostałych na terenach Polski przedrozbiorowej nieprzyłączonych do IIRP. Ile ofiar dokładnie pochłonęła ta zbrodnia i ilu było wśród nich Polaków – tego, jak w wielu przypadkach sowieckich zbrodni dokładnie nie wiadomo. W różnych miejscach podawane są różne dane – od 4 do 10 milionów i odpowiednio od 20 do 80 tys. Polaków. Jak zwykle w przypadku zdarzeń na Wschodzie należy podkreślać, że chodzi o dane udokumentowane czy „oficjalne” – choć jak widać nawet i dane „udokumentowane” są traktowane dość kreatywnie. Ile osób zginęło bez żadnej dokumentacji czy „nieoficjalnie”, dziś chyba już nikt nie wie, wiadomo na pewno tyle, że było ich dużo więcej. 

       Z rodziny mojej Babci nie wszystkim udało się wrócić do Niepodległej Polski – sporo osób, niestety, tam zostało. Mimo poszukiwań prowadzonych głównie przez wujka Mamy – najpierw jeszcze przed IIwś a potem już po wojnie – nie udało się rodziny odnaleźć ani niczego dowiedzieć o jej losach, można się więc spodziewać najgorszego. Tak czy tak trudno teraz cokolwiek odtworzyć z tamtej tragedii Polaków i dotkniętych rodzin – więzi społeczne zostały wówczas pozrywane, dobra materialne rozgrabione a pamięć pogubiła się przez te 100 lat. Dziś mało kto w ogóle tym się interesuje – w sferze publicznej jednym z chlubnych wyjątków jest profesor Nowak.  

       Zdarzają się czasami rzeczy dziwne, mam wrażenie, że ich częstotliwość przy badaniu rodzinnych historii jest większa niż w innych sprawach, jakby nasi przodkowie, krewni i powinowaci patrzyli na wszystko z góry i udzielali nam pomocy. Otóż pewien czas temu dostałam od kogoś z rodziny odnaleziony po wielu latach stary list z datą 16 czerwca 1933 roku, adresowany do mojego Pradziadka. Kartka zapisana przepięknym pismem jest pożółkła i  prawie rozpada się. Autorką listu jest matka Pradziadka. Tekla hrabianka M., urodzona w rodzinnym majątku pod Kamieńcem Podolskim. Nie znam dokładnej daty jej urodzenia ale z wyliczeń wynika, że musiała się urodzić nieco po roku 1850. To pokolenie, które Powstanie Styczniowe przeżyło jako dzieci i które dorastało już po klęsce powstania - pośród szykan, prześladowań i grabieży. Nie wiem niczego więcej o tej rodzinie poza tym, że ich majątek, tak samo jak i rodziny jej przyszłego męża, został skonfiskowany wzgl.porządnie okrojony. Ojciec Pradziadka miał bardzo dobre wykształcenie – był absolwentem Akademii w Dublanach - i dlatego mógł także i po konfiskacie zapewnić rodzinie jako taki byt. Z czasem rodzinie znów zaczęło się całkiem dobrze powodzić, choć oczywiście dawnego statusu majątkowego nigdy już nie zrekonstruowali – synowie pokończyli dobre szkoły i uczelnie i prowadzili z powodzeniem interesy a córki powydawały się dobrze za mąż. I tak trwało to do kolejnego kataklizmu, po którym Pradziadek i część jego rodzeństwa szczęśliwie znaleźli się w wolnej  Polsce. Do niedawna nawet nie wiedziałam, że jego matka też tam została – byłam przekonana, że wcześniej umarła i że została pochowana na Kresach. Z listu wiemy, że została tam także jedna z jej wnuczek, czyli bratanica lub siostrzenica mojego Pradziadka. Autorka listu ostatnie lata swego życia spędziła w straszliwych warunkach, które stworzyła ludziom sowiecka Rosja na najżyźniejszych ziemiach w tej części Europy. Po to aby ich zamordować a ich wielowiekową tradycję i kulturę do reszty zniszczyć. Aby nie został po nich nawet ślad i aby już się nigdy nie podnieśli i nie zagrażali nowemu porządkowi. 

       Nie wiadomo dokładnie skąd został wysłany ten list (rodzina pochodziła spod Kamieńca ale mieszkali potem w różnych miejscach na Ukrainie – Kamieniec, Kijów, Jekaterynosław – należy wyjść z założenia, że list został wysłany z Kamieńca lub okolic). Nie wiadomo również nic, w jaki sposób matka z synem odnaleźli informacje o sobie po ponad dziesięciu latach ani w jaki sposób nawiązali kontakt i jaką drogą przesyłali te informacje (pamiętajmy, że pomiędzy IIRP a Związkiem Sowieckim było coś w rodzaju żelaznej kurtyny; na początku lat 30-tych jeszcze nie ale już kilka lat później za znalezienie listu czy kartki od krewnych z Polski, zdjęcia świadczącego o polskim pochodzeniu rodziny czy książeczki do nabożeństwa groziła po prostu śmierć).  

        To tyle tytułem nieco długiego wstępu a teraz dajmy wypowiedzieć się Autorce listu – Polce pozostałej w bolszewickiej Rosji (pomijam wątki wybitnie osobiste a pozostawiam te istotne dla ogółu). 

Synu mój drogi, kochany! Jestem bardzo kontenta, że nareszcie wiem, że Ty żyjesz i zdrów jesteś. A ja ciągle myślałam o Tobie i pisząc do Włodzia zapytywałam się o Ciebie ale on pisał, że nie wie gdzie Ty jesteś. (…)”  

       Już sam początek daje nam pogląd, w jakiej sytuacji znajdowali się wówczas Polacy z Kresów, jak rozdarte, podzielone i pogubione były rodziny – czasami przez całe lata najbliżsi nie wiedzieli, gdzie są ich dzieci, rodzice czy rodzeństwo i czy w ogóle żyją. 

„(…) Chciałabym Was wszystkich widzieć ale to tak trudno do Was się dostać (…) Napisz mnie o wszystkim. Teraz siedzę sama jedna. Mani już trzy miesiące nie ma i jej dzieci nie ma. Tak mi bez Mani źle, ona pracowała i dbała o mnie, abym miała wygody a teraz ja bardzo biedna jestem, w takim wieku nie mogę pracować. Wiesz Dziecko, że już półtora miesiąca ja chleba nie widziała a o bułce nie ma mowy. U nas masło bardzo drogie, funt takowego 20 rubli a słoniny zupełnie nie ma. Dlatego, że wszystko takie drogie, to ja nie mogę kupować, bo nie mam za co. (…) Ja już tylko Boga proszę, żeby Mania przyjechała (…)  

Jeszcze Tobie napiszę, jakie ja miała Święta Wielkanocne. Przyszła do mnie pierwszego dnia moja prawnuczka i przyniosła 2 jajka i kawałeczek słoniny – to ja miała na całe Święta. Czego Twoja mama doczekała się na starość. Pisz Dziecko, jak Wasze zdrowie. (…) 

Na liście, z boku, znajduje się jeszcze dopisek „Za pieniądze bardzo Tobie Dziecko dziękuję”, z czego wynika, że Pradziadek znalazł jakąś możliwość, żeby przekazać matce z Polski środki. Jak i co się dalej działo – nic nie wiemy, Pradziadek z Mamą nigdy o tym nie rozmawiał a ci, którzy mogliby coś wiedzieć, już nie żyją.  

       Tak sobie myślę, że może ten pożółkły list nie trafił w moje ręce po ponad osiemdziesięciu latach całkiem przypadkiem.  


Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka