libellus libellus
914
BLOG

Kilka myśli o umieraniu…

libellus libellus Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 41

Wykreowany przez Wachowskich Agent Smith uważał, że „Ludzie to choroba, rak toczący tę planetę. Wy jesteście plagą…”. Kto wie, czy się nie mylił. Kto wie… 

Jeszcze kilka miesięcy temu, nikomu z nas nie przychodziło do głowy, że konsumpcyjną pogoń za tym, co przyjemne, ważne tu i teraz, za pieniędzmi, które pozwolą kupić te wykoślawione atrybuty hedonizmu, przerwie strach przed przeminięciem. Nie kiedyś, za ileś tam lat. Teraz, za parę, może paręnaście dni. Strach przed śmiercią i świadomością czekania na nią w samotności, w odizolowanym od świata budynku, w którym będą tylko inni umierający i zamaskowani od stóp do głów ludzie skazani na beznadziejną walkę o cudze życie. Podobno, jeśli chce się rozbawić Pana Boga, należy mu opowiedzieć o swoich planach. No to opowiadaliśmy.

Dzisiaj ludzkość umiera. Umierają mieszkańcy domów starców, placówek pomocy społecznej. Umierają posłusznie mieszkańcy Europy Zachodniej, do których apeluje się, żeby ci, którzy są już starzy, zostali w domu, nie dzwonili po pomoc medyczną w przypadku zakażenia koronawirusem, nie zajmowali miejsc w szpitalach młodszym, mającym większe szanse na przeżycie. Umrą też ci, którzy odpadną w selekcji, kiedy przyjdzie decydować, kto jest przydatny społecznie, a kto już nie, kogo należy położyć pod respiratorem, a komu odmówić ratunku.

I umieramy my. Oddaliśmy rodziców do domów starców, bo przecież tam mają wyśmienitą opiekę, a my tyle spraw na głowie, no i trzeba mieć trochę czasu dla siebie. W naszym życiu nie było miejsca na starość, chorobę, niedołężność. Stać nas było na zapłacenie komuś, kto zamiast nas będzie zmieniał pampersy naszym matkom i karmił łyżeczką naszych ojców. Przechodziliśmy obok tych, którzy sobie nie poradzili w życiu, pozostawionych opiece społecznej, udając sami przed sobą, że nie istnieją. W świecie pięknych wnętrz, luksusowych sklepów, salonów kosmetycznych, fitness klubów i wypraw na narty w Alpy, nie mogli przecież istnieć. Umieramy, zgadzając się w duchu na tę selekcję, która nadejdzie. Bo przecież, kiedy trzeba będzie wybrać, kogo ratować, to oczywiste, że my jeszcze możemy pracować, jesteśmy starannie wykształceni, nasze kwalifikacje w dobie poepidemicznego kryzysu będą niezbędne. A oni? Są już starzy, i tak nie zostało im wiele czasu.

Umieramy ze strachu o siebie i świat swoich złudnych wartości. Ten strach i zmęczenie życiem w kwarantannie napełnia nas gniewem. Zaczynamy wierzyć, że pandemia została wymyślona przez zręcznych polityków i rekinów finansjery, żeby zapanować nad naszym życiem, ograniczyć nasze prawa, naszą wolność. Coraz więcej z nas ma poczucie, że ktoś próbuje mu nałożyć kaganiec maseczki. Złoszczą nas zaniedbane fryzury, zamknięte siłownie i baseny, ograniczone możliwości kupowania – towarów, usług, przyjemności. Irytują dzieci, które mamy na głowie całą dobę.

Umieramy na egoizm, na własną małość, na relatywizm moralny, na brak wartości. Umieramy na niegodziwość. Umieramy, bo zapomnieliśmy o tym, że to, co ważne jest trudne, wymaga wyrzeczeń, poświęceń, nierzadko zapomnienia o sobie, pokory i wdzięczności. Nauczyliśmy nasze dzieci, że rodziców oddaje się do domu starców, dlatego sami też tam trafimy. I umierać będziemy w samotności, bo tę samotność wybraliśmy już dużo wcześniej.

I tylko czasem przez to nasze umieranie udaje nam się usłyszeć pełen radości głos siostry zakonnej, która dziękuje nam za to, że dla uspokojenia własnego sumienia wpłaciliśmy parę groszy na pomoc tym, o których poza cichymi bohaterkami w habitach zapomnieli wszyscy. One przeżyją.

A może i dla nas jeszcze nie jest za późno.

Dominikance, Siostrze Tadeuszy i wszystkim takim jak ona dedykuję.


libellus
O mnie libellus

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo