Łukasz Bardziński Łukasz Bardziński
303
BLOG

Zasłyszane podczas ŚDM

Łukasz Bardziński Łukasz Bardziński Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Bogu można służyć na różne sposoby, on zawsze myślał, że jego powołaniem jest walka. Chciał służyć Bogu i chwalić jego imię w starciach z niewiernymi, wątpiącymi, ateistami. Jego pasją było wyszukiwanie nowej broni, która uzupełni jego słowny arsenał. Jak niebezpieczna to była drogo zdał sobie sprawę kiedy stanął przed nią, w chwili kiedy potrzebowała jego pomocy.  Zdał sobie wówczas sprawę, jak łatwo można się zatracić w walce i uczynić z niej cel, a nie środek. Odkrył również jak łatwo można popaść w grzech pychy, mając za sobą kolejne starcia, które przeciwnika nie przybliżały do Jezusa, ale dawały poczucie wygrania w dyskusji. Wystarczyła do tego chwila, moment w którym zrozumiał, że są inne formy bycia bożym wojownikiem i zdał sobie sprawę, że największym wojownikiem bożych zastępów był SW. Józef. Są chwile w życiu, które zmieniają perspektywę.

Ale kim jest tajemnicza Ona, która była przyczyną tej przemiany, narzędziem w rękach Boga. On powie, że to malarka, która maluje swój świat za pomocą słów. Gestem delikatnym i pełnym szacunku niczym zrywanie pielęgnowanych od dawna kwiatów, bierze Ona wydarzenie, osobę czy refleksję z jej życia i maluje piękny portret w postaci słów. W ten sposób dziękuje Bogu, za piękno jakie dostrzega wokół siebie. Jednak napisać, że to twórcza i wrażliwa na piękno osoba byłoby banałem. Zachwycająca jest również jej prezencja, która mogłaby służyć do prezentowania najdroższych strojów na wybiegu, ona jednak lepiej czuje się w t shircie – najpraktyczniejszym stroju dla wolontariuszki pomagającej potrzebującym.

Mieli się spotkać i spędzić kilka dni pełnych wrażeń, jego głowa pełna była planów na wspólne odkrywanie świata. Wszystko jednak okazało się nieaktualne, kiedy uśmiech na jej twarzy musiał ustąpić miejsca grymasowi bólu. Czasem serce coś chce, ale ciało mówi nie i nic z tym zrobić nie można. Kontuzja nogi odebrała radość ze wspólnej pasji podróżowania.
Z perspektywy czasu pokrzyżowane plany mogą okazać się jednak darem od Boga. Stracili dużo dobrej zabawy. Ale on zyskał coś znacznie ważniejszego. Odkrył, że Bogu można służyć nie tylko szermierką słowną. W opiece nad bliskim sercu bliźnim odkrył to co nadaje sens życiu. W pomocy i opiece zobaczył coś co dużo silniej definiuje dusze wojownika niż tysiąc pojedynków. Musiał łączyć delikatność, potrzebną do kojenia jej bólu, z siłą i odwagą potrzebną do usuwania kolejnych przeszkód na jej drodze. Bo przecież jej dobro stało się dla niego najważniejsze. Instynktownie oddawał jej siebie, czerpiąc radość z tego, że może to czynić nie oczekując nic w zamian. Szukając wzorca, do którego mógłby dążyć we wspieraniu jej, przypomniał sobie Św. Józefa, który nie bał się dalekich podróży, nie bał się postawić na wierność i zaufanie Swojej Wybrance i Bogu, przeciwstawiając się jednocześnie prawu i obyczajom, o czymś co współcześni nazwali by racjonalizmem nie wspominając.  W najbardziej beznadziejnej sytuacji zawsze na pierwszym miejscu miał dobro Maryi i dzieciątka. On wiedział, że do Św. Józefa mu daleko, ale chciał mieć go w tym czasie za drogowskaz, latarnię, która wskaże słuszny kierunek.

Kiedy czas ich spotkania dobiegł końca, kiedy przechodząc przez bramkę kontrolną na lotnisku odwróciła się po raz ostatni, żeby obdarować go uśmiechem na dowiedzenia, on był szczęśliwy.

Wiedział, że chociaż ostanie dni, pełne nie zrealizowanych planów i mogły wydawać się katastrofą, dla niego był to okres pełen szczęścia, przejawiającego się w zwyczajności, po prostu możliwości dzielenia się sobą i czasem z drugą osobą.

W życiu nie ma przypadków, wcześniej spotkali się tylko na chwilę kilka lat wcześniej. Utrzymywali jednak kontakt pomimo dzielących ich tysięcy kilometrów. Długo wyczekiwanie spotkanie, do końca nie było pewne, jednak mieli wrażenie, że Bóg im sprzyja. Że Bóg lubi oglądać ich razem w bliskich jemu miejscach. Kiedy już byli pewni, że to spotkanie nastąpi i odliczali godziny, kolejny raz spotkała ich ogromna fala przeciwności. I kiedy już myślał, że to już ostatnia szansa żeby ją odnaleźć, że za chwilę zacznie tracić nadzieję, ona po prostu odwróciła się w tłumie anonimowych ludzi.

Wierząc w Boga, upatrują w niezaplanowanych zdarzeniach, które ubarwiają ich wspólne losy, rodzaj zabawy Pana Boga, który po prostu ich kocha. Dlatego już czekają co jeszcze przyniesie życie. Chociaż są teraz daleko od siebie, wspólnie dziękują Bogu, za te kilka dni.

 

urodzony w roku 1984, marzy o świecie będącym przeciwieństwem książki Orwella, z której tytułem jego urodziny się zbiegły. Politolog, przez monarchistów uznany za przedstawiciela romantyzmu politycznego. Uwielbia poznawać świat i odkrywać pozapolityczne aspekty romantyzmu. Pisze i czyta w dużych ilościach. Najlepiej przy akompaniamencie dobrego rocka w tle.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo