Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
6632
BLOG

Kto chce nas wepchnąć do wojny. Klasyfikacja

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 105
Jakie kategorie ludzi namawiają, żeby NATO, a tym samym Polska, czynnie włączyła się do walk na Ukrainie

Od kilku dni modne jest zagrzewać NATO do włączenia się bezpośrednio w wojnę na Ukrainie. To włączenie się, choćby poprzez ustanowienie strefy zakazu lotów, oznaczałoby, że Polska staje się dla Rosji oczywistym obiektem odwetowego ataku. I bardzo bym się zdziwił, gdyby taki nie został dokonany. Być może – jeśli łańcuch dowodzenia zdecydowałby się posłuchać Putina – z powodu szczupłości sił konwencjonalnych i ich zajęcia w innych miejscach, ten odwet zostałby przeprowadzony taktycznymi siłami jądrowymi.

Staram się studzić gorące głowy i przypominać, że choć interesy Ukrainy i Polski w znacznej mierze się pokrywają, ale jednak nie są tożsame. Przede wszystkim zaś włączenie się NATO bezpośrednio w działania wojenne napotkałoby mnóstwo problemów, od decyzji politycznej, poprzez dyslokację wojsk, po gotowość naszej własnej armii do obrony naszego terytorium. Nie bez powodu powstała Ustawa o obronie ojczyzny. Przecież główną motywacją jej stworzenie – abstrahując od zarzutów, jakie jej można postawić – jest przekonanie, że Polska nie jest gotowa do obrony i na przygotowanie się potrzebujemy lat, nie dni czy tygodni. Jest też aspekt czysto prawny: Traktat Północnoatlantycki jest napisany w duchu całkowicie defensywnym i nie zmienia tego fakt, że w przeszłości NATO kilkakrotnie podejmowało działania wykraczające poza tę doktrynę ściśle rozumianą. Za każdym razem była to jednak trudna i odrębna decyzja.

Czytając, jak kolejne anonimowe (a czasem nieanonimowe) konta na Twitterze wyzywają mnie od ruskich agentów, zacząłem się zastanawiać, jakie są motywacje tych, którzy próbują w mediach społecznościowych (a czasem w mediach klasycznych) zagrzewać Sojusz do podjęcia bezpośredniej walki z Rosjanami, choćby poprzez strefę zakazu lotów. Kto to zatem jest?

Po pierwsze – Wołodymyr Zełeński i rząd Ukrainy. To zrozumiałe i całkowicie oczywiste. Ukraiński rząd chciałby jak najgłębszego wciągnięcia Zachodu do wojny, co może mieć związek z rosnącymi trudnościami, jakie prawdopodobnie napotykają obrońcy. Ukraińskie Ministerstwo Obrony przestało podawać szczegółowe informacje o sytuacji na froncie. Zdaniem analityków Ośrodka Studiów Wschodnich przyczyną jest najprawdopodobniej właśnie brak dobrych informacji. To, co widzimy w mediach społecznościowych, aczkolwiek w swojej dziedzinie mistrzowskie, jest jednak także rodzajem manipulacji. W szlachetnym celu, ale jednak. Nie daje obrazu całości. To tylko wycinki, mające za zadanie podnieść własne morale, a pognębić przeciwnika.

Po drugie – Bartosz Kramek. Tak, to nie pomyłka. Ten właśnie Bartosz Kramek był uprzejmy skomentować jeden z moich wpisów stwierdzeniem, że to postawa tchórzliwa i niezasługująca na szacunek. To już powinno niektórym dać do myślenia.

Po trzecie – trolle. Trollujących kont jest teraz mnóstwo, a ich zadaniem jest kształtowanie emocji i przekazu. Jakaś część tych, którzy zachęcają do wzięcia czynnego udziału w wojnie to ewidentnie konta trolli. Pytanie tylko, czyich. Pierwsza odpowiedź, jaka przychodzi do głowy, to że są to konta Ukrainy. Wkrótce po ataku na elektrownię jądrową Zaporoże, który w niczym jej nie zagroził, na Twitterze pojawił się powielany wielokrotnie z różnych fikcyjnych kont pisany po angielsku apel o pilne stworzenie strefy zakazu lotów z powodu zagrożenia katastrofą jądrową.

Mam jednak wątpliwości, czy jedynie Ukrainie zależy na tworzeniu tego typu nastrojów. Rosja również może mieć interes w chwianiu emocjami i napuszczaniu na siebie różnych frakcji wśród Polaków.

Po czwarte – internetowi gieroje. Kategoria ludzi, którzy lubią poczuć się moralnie lepsi od innych, powtarzając w internecie frazesy. To samo można było obserwować w czasie epidemii, gdy co chwila można było przeczytać, że „życie jest najważniejsze”, a przeliczanie go na złotówki jest haniebne. Te osoby nie mają najmniejszej świadomości, do czego namawiają. Siedzą przed klawiaturą i tak też wyobrażają sobie ewentualny konflikt. Że oni sobie nadal będą przed tą klawiaturą bezpiecznie siedzieć, a gdzieś tam dzielni natowscy chłopcy z Amerykanami na czele dadzą Ruskom łupnia. I będzie można wtedy wyjść na ulicę i wiwatować.

Ta kategoria ludzi zawsze wykorzysta okazję, żeby stworzyć u siebie poczucie moralnej wyższości, ale nie poprzez działania, ale słowa.

Po piąte – ludzie o nikłej wiedzy i świadomości. Takich zaś jest mnóstwo. Nie wiedzą, jakie są obecnie zdolności obronne Polski. Nie wiedzą, jak wygląda proces decyzyjny w NATO. Nie czytali Traktatu Północnoatlantyckiego. Nie wiedzą, ile trwa przemieszczanie wojsk w celu ataku lub przygotowania się do obrony (choć widzieli to dopiero co na rosyjskim przykładzie). Nie ogarniają wyobraźnią, jakie są konsekwencje społeczne i gospodarcze dla kraju, biorącego udział w wojnie. Nie umieją na przykład wziąć problemów, jakie nasze dzieci miały z nauką z powodu epidemii i pomnożyć je razy dziesięć – bo tak to by mniej więcej wyglądało w razie wojny. Obrazki zbombardowanych miast ukraińskich, wbrew ich własnym deklaracjom, są dla nich właśnie tylko obrazkami w telewizji. Nie potrafią sobie ich nałożyć na centrum swojego miasta, własną ulicę, własny dom. Nie umieją wyobrazić sobie, że rakieta trafia w samochód, którym jedzie ich własna rodzina. Mówiąc delikatnie – są ludźmi o małej wyobraźni, umiejącymi tylko powtarzać ładnie brzmiące frazesy. Mówiąc dosadniej – są idiotami.

Po szóste – tłuste koty obecnej władzy, które pierwsze będą gnać „na Zaleszczyki”. Siedzą w sprzyjających rządowi albo państwowych redakcjach, z których w razie czego przemieszczą się w bezpieczne miejsce, skąd w kamizelce kuloodpornej i hełmie, dla efektu, bo nie z powodu realnego zagrożenia, będą nadawać łzawe relacje o uciekających z Polski uchodźcach. Inni wsiądą szybciutko w helikoptery lądujące na dachach siedzib spółek skarbu państwa, którymi kierują, żeby prysnąć w bezpieczne miejsce. Ci z kręgów władzy mają już zagwarantowane miejsca w ewakuacyjnych samolotach i znajdą tymczasową siedzibę gdzieś odpowiednio daleko. Im się krzywda nie stanie, więc mogą sobie pokrzykiwać.

Po siódme – fanatycy. Ostatnia kategoria. Może niezbyt liczna, ale prawdziwa. To ludzie tak szczerze nienawidzący Rosji, że ta nienawiść przysłania im dbałość o własnego państwo i własnych obywateli. Najważniejsze jest, żeby sprać Ruska, a że kosztem zniszczonego życia milionów Polaków, to już mniej istotne.

Wszystko to nie znaczy, że nie mamy pomagać Ukrainie. Nie tylko mamy, ale musimy, bo – wbrew temu, co niektórzy piszą – to jest również nasza wojna, a Rosja jest również naszym przeciwnikiem. Ale to nie oznacza, że możemy przestać myśleć, kalkulować i pamiętać, co jest dla nas najważniejsze. A najważniejsza jest Polska i Polacy. Trochę wstyd, że trzeba o tym przypominać rozgorączkowanym głowom, ale takie mamy czasy.


Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka