Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
5889
BLOG

Jak manipuluje RCB

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Rząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 156
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa zostało wykorzystane do dyskredytowania głosów sceptycznych wobec rządowej polityki. Rozłóżmy komunikat RCB na czynniki pierwsze.

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa kojarzy się głównie z wysyłanymi co jakiś czas SMS-ami, zresztą często chybionymi, ostrzegającymi przed niebezpiecznymi zjawiskami meteorologicznymi. Jednak RCB stanęło także na froncie walki propagandowej, oficjalnie nazywanej walką z dezinformacją, w tym wypadku rosyjską. To nie jest pierwszy taki przypadek, gdy państwowa instytucja podpina się pod modną ideę demaskowania dezinformacji, żeby tak naprawdę wspomagać rządową propagandę. Na podobnej zasadzie działa choćby PAP-owski FakeHunter, szczególnie aktywny w czasie epidemii, czy obecnie NASK Weryfikacja – ciało funkcjonujące na całkowicie niejasnych zasadach, za to kontrolowane przez ministra Janusza Cieszyńskiego, zajmującego się w Kancelarii Premiera teoretycznie cyfryzacją, lecz znanego głównie jako zwolennik różnego rodzaju cenzorskich posunięć.

RCB niedawno rozpowszechniało poprzez swoje kanały w mediach społecznościowych grafikę pod nagłówkiem „DisInfo Radar”. Informowano, że „monitorowany okres” to 11-15 kwietnia, zaś obszar informacyjny to „narracje Federacji Rosyjskiej wymierzone w postrzeganie uchodźców z Ukrainy”. Pod kolejnym nagłówkiem: „Fałszywe linie rosyjskich narracji” wymieniono sześć punktów. Warto się im przyjrzeć szczegółowo, zauważając, że określenie „fałszywe linie […] narracji” jednoznacznie określa podane poniżej stwierdzenia jako nieprawdziwe.

1. Polski rząd przyjmuje uchodźców z Ukrainy, aby przypodobać się USA i UE.

Trudno to stwierdzenie określić jednoznacznie jako fałszywe lub prawdziwe bez zdefiniowania pojęcia „przypodobania się” oraz bez znajomości faktycznych motywacji polskiego rządu. Gdyby wziąć dosłownie czasownik „przyjmować” i abstrahować od wielu innych aspektów owego przyjmowania, przede wszystkim ogromnie hojnej oferty socjalnej, stwierdzenie byłoby fałszywe o tyle, że przyjmować uchodźców musieliśmy i z powodów moralnych, i prawnych. Choć bowiem przy bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że prawdopodobnie wobec przytłaczającej większości z nich nie ma zastosowania ani konwencja genewska z 1951 r., ani dublińska (unijna) z 1990 r., ale dyrektywa o uchodźcach z 2001 r., uruchomiona stosownym rozporządzeniem wykonawczym (to temat na osobne rozważania) – wpuszczenie uchodźców było oczywistością i koniecznością również z punktu widzenia tego ostatniego aktu prawnego.

Jednak nie sposób abstrahować od kontekstu geopolitycznego i politycznego, a w nim Polska jest graczem, toczącym swoją grę. Lepiej lub gorzej, lecz z pewnością wobec Ameryki i Europy. Przyjmowanie uchodźców wraz z pełnym socjalem jest w tej grze – lub przynajmniej ma być w optyce naszej władzy – jakiegoś typu argumentem za określonym traktowaniem naszego państwa przez Waszyngton i Brukselę, co do tego nie ma wątpliwości. Jeśli zatem RCB twierdzi, że odnoszenie przyjmowania, a szczególnie sposobu przyjmowania uchodźców do uwarunkowań międzynarodowych jest „fałszywą narracją”, to najzwyczajniej twierdzi nieprawdę.

2. Rząd obciąża budżet kraju, zapewniając Ukraińcom bezpłatną opiekę medyczną, żywność, mieszkania i edukację.

W tym zdaniu nieprawdziwy jest tylko jeden punkt, a jeden nieprawdziwy częściowo. Reszta to prawda. Nieprawdą jest mianowicie, że rząd zapewnia Ukraińcom bezpłatną żywność, bo tutaj akurat rząd wyręczył się prywatną inicjatywą. Nie jest też do końca prawdą, że rząd zapewnia Ukraińcom bezpłatne mieszkania, bo i tutaj przede wszystkim działa pomoc zwykłych Polaków, ale są działania takie jak udostępnienie na pół roku mieszkań Polskiego Funduszu Rozwoju w Krakowie, Mińsku Mazowieckim i Dębicy. Ponadto jeśli mieszkania zapewniają samorządy – a tak jest w wielu miejscach – to w istocie zapewnia je państwo polskie.

Ale to detale. Twierdzenie, że fałszywa jest narracja, jakoby Polska obciążała swój budżet, przyjmując uchodźców, jest wręcz ordynarnym kłamstwem. Speców z RCB można by spytać, o jakich w takim razie 11 mld euro pisał Mateusz Morawiecki do Ursuli von der Leyen. A nie jest to wcale najwyższa z pojawiających się sum. Tych sum nie wykłada osobiście pan premier ze swojego dużego domowego budżetu ani nie zapewniają ich krasnoludki w czerwonych szpiczastych czapeczkach, lecz polscy podatnicy.

3. Unia Europejska nie zamierza przyjmować kolejnych uchodźców ani uczestniczyć w finansowaniu ich utrzymania.

Znów – RCB kłamie niemal od A do Z. Owszem, gdyby dosłownie potraktować pierwszą część zdania, nie jest to prawda już choćby dlatego, że Polska jest członkiem UE, zatem jeśli Polska przyjmuje uchodźców, to przyjmuje ich UE. Ale można zrozumieć, że nie o to chodzi, lecz o uruchomienie mechanizmu relokacji. Ten mechanizm jednak faktycznie nie działa. Pytanie brzmi – bo tu nie ma jasnych deklaracji – czy nasz kraj w ogóle starał się o jego uruchomienie. Można założyć, że z powodów ściśle politycznych – nie. Ale o konieczności relokowania uchodźców w ramach UE mówi już nawet Rafał Trzaskowski, zaś wiemy, że Niemcy stawiały opór już przy naprawdę niewielkich liczbach Ukraińców docierających na ich terytorium.

Druga część rzekomo fałszywej narracji jest w oczywisty sposób prawdziwa. Kolejni polscy politycy coraz głośniej i coraz rozpaczliwiej apelują o pieniądze: Zbigniew Rau, Krzysztof Szczerski, Mateusz Morawiecki. Unia pozostaje na te apele głucha. Uruchomiono jedynie zaliczki przesunięte z programu React-EU w wysokości około 2 mld zł – to tyle co nic wobec przewidywanego kosztu.

4. Wydatkowanie środków finansowych na utrzymanie Ukraińców wywoła ubóstwo Polaków.

Tu znów mamy manipulację. Nawet gdyby wziąć sumy z wyższych rejonów prognoz – „Rzeczpospolita” pisała o 13 mld euro, czyli ponad 60 mld zł – samo to oczywiście w Polsce ubóstwa nie wywoła. Tylko że problem z finansowaniem pobytu w Polsce uchodźców wraz ze wszystkimi przyznanymi im korzyściami socjalnymi musimy widzieć w kontekście naszej bardzo niewesołej sytuacji gospodarczej: rozpędzająca się inflacja, galopujące koszty obsługi długu, wypychany poza budżet dług publiczny, konieczność finansowania armii w większym niż dotąd stopniu, zagrożenie stagflacją. Pieniądze pompowane do uchodźców są też dużym impulsem inflacyjnym. Z inflacją walczy się bowiem, ściągając pieniądze z rynku, a tu mamy działanie w przeciwną stronę.

Zatem wydawanie pieniędzy na uchodźców samo ubóstwa w Polsce nie wywoła, ale – o ile nie dostaniemy znaczącej pomocy z zagranicy – z pewnością przyczyni się do pogorszenia naszej sytuacji budżetowej, finansowej i gospodarczej.

5. Przyjmowanie uchodźców w Ukrainy doprowadzi do destabilizacji Polski i masowych protestów.

Jeśli stawiać tego typu tezy w ekstremalnej formie, czyli pisząc choćby o „masowych protestach”, to zapewne się nie sprawdzą. Tu zresztą warto wskazać, że z logicznego punktu widzenia przewidywania przyszłości nie mogą być prawdziwe albo fałszywe, ponieważ nie dotyczą faktów, a tylko wówczas można mówić o prawdzie albo fałszu. O fałszywości danej tezy zawierającej prognozę będzie można mówić dopiero wówczas, gdy się ona nie sprawdzi.

Nie ma natomiast wątpliwości, że na poziomie centralnym rząd nie ma żadnego sensownego planu integracyjnego, a przecież Polacy stają wobec sytuacji całkowicie dla siebie nowej – szczególnie że kryzys uchodźczy dotyka kraju praktycznie monoetnicznego od dziesięcioleci. Na ten czynnik specjaliści od migracji zwracali uwagę już co najmniej miesiąc temu. Nie jest to żadne wielkie odkrycie, skrajność ani tym bardziej żadna rosyjska narracja. Dobrą stroną tej sytuacji jest, że Ukraińcy są nam kulturowo bliscy, więc można mieć nadzieję, że napięcia nie będą ekstremalne. Ale że będą, a właściwie już się pojawiają – nie ma wątpliwości. Gdy pisałem o tym w pierwszej połowie marca, byłem ruską onucą. Dzisiaj o potencjalnych animozjach i problemach piszą już Klub Jagielloński czy „Gazeta Wyborcza”.

6. Polityka Polski wobec Ukrainy nieuchronnie sprowadza zagrożenie dla bezpieczeństwa i prowokuje wybuch wojny.

Tu znowu mamy manipulację opartą na braku precyzji. Niewątpliwie w Polsce, także w obozie rządzącym, działa partia wojny. Są politycy, którzy uważają, że Polska powinna się do tego konfliktu włączyć, choćby w ramach NATO. Powiedziała to dopiero co poseł Koalicji Obywatelskiej Izabela Leszczyna, a wcześniej, w marcu, widać było, że taki właśnie spór trwał wewnątrz obozu władzy. Niczego innego nie chciał przecież sam Jarosław Kaczyński, domagając się „uzbrojonej misji pokojowej” NATO na Ukrainie.

Nie jest natomiast faktycznie prawdą, że Polska mogłaby jakoś całkowicie oddalić od siebie wszelkie zagrożenie całkowicie rezygnując ze wspierania Ukrainy. Wojna nie spowodowała, że zniknęła jedna z trwalszych zasad polskiej polityki zagranicznej mówiąca, iż dla naszego kraju korzystne jest, gdy pomiędzy nami a Rosją istnieje jak najwięcej buforów. W tym sensie można bronić stwierdzenia, że Ukraina toczy wojnę również w naszym imieniu i że należy ją wspierać w granicach kalkulacji i zdrowego rozsądku, aby powstrzymywała Rosję. Jednocześnie jednak dbając, żeby dla nas bilans tych działań nie stał się ujemny, a z tym właśnie jest problem.

W sumie zatem komunikat RCB nie jest żadnym ostrzeżeniem przed rosyjską dezinformacją, ale próbą przyklejenia łatki „ruskiej onucy” każdemu głosowi sceptycznemu lub po prostu wskazującemu na koszty naszej polityki. Nie znaczy to, rzecz jasna, że rosyjskie trolle nie są aktywne i nie podchwytują tych spraw. Sam widzę to w swoich mediach społecznościowych. Jeżeli jednak tak się dzieje, to może należałoby zauważyć, że takie pobudzanie emocji bazuje na faktycznych, a nie zmyślonych problemach, z których dużą część wytworzyliśmy sami? I czy to znaczy, że mamy nie dotykać opisanych tematów i narzucić sobie jakąś formę cenzury?


Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka