Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
3091
BLOG

Groźny fetysz postępu

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Motoryzacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 88
Postęp jest fetyszyzowany, tymczasem nic nie jest dobre tylko dlatego, że jest nowsze. Postęp sam z siebie nie jest dobry. Ba, w przeszłości bywał uzasadnieniem koszmarnych zbrodni oraz zniewolenia.

Kilkakrotnie trafiłem na YouTube na reklamę jakiegoś samochodu na baterię – nie wiem, jakiego, bo nie obejrzałem do końca. A nie obejrzałem, bo w reklamie na początku padają słowa, mające nas zachęcić do kupna tego cudeńka na prąd, mówiące o tym, że uosabia ono „postęp”. I to samo przez się ma być takie cudowne, że natychmiast powinniśmy wyłożyć te 200 czy 250 tys. i kupić wspomniane autko.

Tę reklamę wyłączałem zawsze po słowach o postępie (szczęśliwie pojawiała się taka możliwość – przycisk „pomiń reklamę”). I nie był to tylko bezwarunkowy odruch pomijania reklam. Wynikało to z mojej głębokiej niechęci do fetyszyzowania idei postępu.

Z tym fetyszyzowaniem mamy dzisiaj do czynienia chyba równie często co w dobie oświecenia, choć nie podejmuję się orzekać, kiedy skutki okazały się gorsze. Również dlatego, że skutki fetyszyzacji postępu w XVIII wieku już znamy, a tych z wieku XXI – jeszcze nie.

Oświecenie przyniosło – żeby być sprawiedliwym – wiele dobrych wynalazków, dyskusji, koncepcji. Jednak przyniosło także straszliwe zbrodnie, popełniane właśnie w imię postępu. W mikroskali – zamordowanie Ludwika XVI i Marii Antoniny w 1793 r., a właściwie także ich syna, Ludwika XVII, którego po prostu zadręczono i zagłodzono. Dziedzic tronu Francji, oddany przez rewolucyjnych bandytów na „wychowanie” do szewca pijaka, miał, według oficjalnej wersji, umrzeć w 1795 r. na gruźlicę. W makroskali kulminacją idei postępu były postępowe metody radzenia sobie z nieposłusznymi wandejskimi i bretońskimi chłopami oraz częścią tamtejszej szlachty, którzy w 1793 r. ośmielili się wszcząć bunt przeciwko rewolucji, odbieraniu im księży oraz powoływaniu do wojska przez „nową” Francję: masowe topienie na barkach na Loarze, szlachtowanie bez użycia cennej amunicji i rozróżnienia na płeć oraz wiek (w słynnej korespondencji między paryskim dowództwem a generałem Westermannem znajduje się jednoznaczne zalecenie, żeby nie pozostawiać nikogo przy życiu, bo przeciwnicy rewolucji w Wandei mają się już nigdy nie odrodzić – ewidentne świadectwo ludobójstwa) czy nawet – jeśli wierzyć relacjom samych Błękitnych, czyli członków sił republikańskich – postępowe wykorzystywanie skóry zabitych w sposób, który 150 lat później być może bezwiednie naśladowali Niemcy, mordujący Żydów.

Postęp był zawsze bardzo wygodnym pretekstem do brania ludzi za twarz. To w jego imię stworzono i zaczęto niestety wcielać w życie komunizm w jego najbardziej paskudnych postaciach. To postęp miał sam z siebie uzasadniać wykorzenienie religii, o które na początku istnienia Związku Sowieckiego walczył istniejący pod egidą sowieckiego państwa Związek Wojujących Bezbożników. Lecz tradycja walki z religią w imię postępu była już wtedy długa. Jej ślady można by nawet znaleźć w tym, jak stosunek Europy do konfederacji barskiej urabiali postępowi autorzy na Zachodzie, przedstawiając ją jako rewoltę ciemnoty (pomijając rozliczne patologie, jakie konfederacja – wyniesiona potem na romantyczne ołtarze między innymi przez Słowackiego – faktycznie uosabiała).

Postęp uzasadniał też powstanie pól śmierci w Kambodży. Plan stworzenia przez Czerwonych Khmerów iluzorycznego, opartego na absurdalnych założeniach nieludzkiej inżynierii społecznej idealnego społeczeństwa miał swoje uzasadnienie właśnie w postępie. Dotychczasowe społeczeństwo było zacofane, trzeba je było popchnąć do przodu. Wbijając motykę w głowę niesłusznych elementów antypostępowych.

Powie ktoś (z całą pewnością tak powie): co to ma jednak wspólnego z jakimś samochodem elektrycznym i w ogóle tymi wszystkimi świetnymi pomysłami, które nam się dzisiaj serwuje, a które mają symbolizować postęp? Przecież tu chodzi o całkiem inny postęp – nie fanatyczny postęp polityczny, bazujący na przymusie, ale dobrowolny postęp technologiczny, którego istotą jest ułatwianie ludziom życia. Uczynienie go mniej uciążliwym i przyjemniejszym.

Częściowo się zgadzam: w tym postępie z reklamy auta na baterię nie chodzi o zabijanie kogokolwiek. Jednak istota rzeczy jest identyczna.

Po pierwsze – to tylko pozór, że ten postęp nie jest oparty na przymusie. Pokazuje to zresztą najlepiej kwestia samochodów spalinowych w UE: tu odebrano nam już możliwość wyboru (a dokładnie – ma to nastąpić w 2035 r., lecz decyzja już zapadła). Mechanizmy wielkich interesów i dominacja korporacyjnych gigantów w powiązaniu z polityką sprawiają, że postęp faktycznie nie jest już fakultatywny, ale właśnie obowiązkowy. Nie da się od niego uciec. Co bardzo ważne i co odróżnia jego obecną postać od dawniejszych form postępu technologicznego, tych z XIX czy nawet jeszcze XX w., to właśnie mechanizm tworzenia przymusu. Postępowe pomysły i technologie nie muszą sobie już wywalczać miejsca w warunkach wolnego rynku. Wystarczy, że dostateczną siłę wpływu w często bardzo ograniczonych i hermetycznych kręgach politycznych mają lobbyści danej technologii czy sektora. Zapada decyzja polityczna i koniec. Wolny wybór znika.

Po drugie – groźna jest sama fetyszyzacja postępu jako czegoś dobrego samo przez się. Tu pojawiają się dwa zagrożenia. Pierwsze to jak zwykle pytanie, kto trzyma klucze do definicji postępu, a więc kto będzie decydował, co jest postępowe, a co nie jest. Drugie to zastępowanie dobrych, sprawdzonych, naturalnie działających rozwiązań czymś, co ma być lepsze tylko dlatego, że jest nowsze. Tymczasem tak jak o słuszności i pożyteczności jakiegoś rozwiązania nie decyduje to, czy jest ono powszechne czy unikatowe, tak samo nie decyduje o tym to, czy jest nowsze czy starsze.

Jeżeli przyjrzeć się nowym rozwiązaniom technologicznym, to ich skutki będą w pełni widoczne dopiero za jakiś czas. I wcale nie muszą być wspaniałe. O druzgocącym wpływie mediów społecznościowych i powszechności internetu na mózgi młodszych pokoleń (także wpływie czysto fizycznym) napisano już całkiem dużo i względnie dobrze to zbadano. Ale weźmy inny, bardziej wycinkowy przykład. Niedawno ktoś podrzucił mi na Twitterze informację o tym, że w Norwegii firmy ubezpieczeniowe odnotowały znaczący wzrost szkód związanych z wypadkami. Po sprawdzeniu, okazało się, że przyczyną jest rozpowszechnienie w Norwegii (za sprawą ulg i dotacji, pogwałcających zasady wolnego rynku) aut elektrycznych, z których niemal wszystkie wyposażone są w wielkie tablety, służące do obsługi nawet bardzo podstawowych funkcji. Ta moda trafiła już także do samochodów spalinowych. Pozornie postępowe i nowoczesne rozwiązanie okazuje się nie tylko niewygodne w obsłudze, ale również najzwyczajniej niebezpieczne.

Ile jeszcze pomysłów, uznawanych dzisiaj za postępowe, a więc dobre same przez się, z czasem okaże się szkodliwych?


Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie