Na wczorajszej konferencji o korupcji jako zagrożeniu dla państwa, zorganizowanej przez Kancelarię Prezydenta, referowali Władysław Stasiak, Mariusz Kamiński, prof. Antoni Kamiński, były szef polskiego oddziału Transparency International, Oliwier Kubicki, szef Stowarzyszenia Stop Korupcji i Dominik Księski, prezes Stowarzyszenia Gazet Lokalnych. Nie było nikogo z rządu, choć była zapraszana Julia Pitera. Dlaczego nie przyszła? Oficjalnej przyczyny nie znam. Mogę jedynie przypuszczać, że dla reprezentanta koalicji PO-PSL nie jest wygodne pokazywanie się na tego typu wydarzeniu jedynie w charakterze zaproszonego uczestnika, a już zwłaszcza obok byłego szefa CBA.
Dwa wystąpienia były szczególnie ciekawe. Pierwsze, bardzo konkretne, miał Oliwier Kubicki, który wskazywał, w jaki sposób lokalne władze potrafią utrudnić obywatelom dostęp do informacji. Drugie wygłosił Mariusz Kamiński, który powiedział coś, co potem zostało wychwycone przez relacjonujące spotkanie media: przepychana obecnie przez Sejm ustawa hazardowa jest w sumie sukcesem CBA, bo rząd wcale o niej nie myślał, zanim nie wybuchła afera. Nie mogłem się zgodzić z szefem CBA w tej kwestii.
Zabierając głos, zwróciłem uwagę na dwie sprawy. Pierwsza wydaje mi się fundamentalna, ponieważ dotyczy relacji państwo-obywatel i konstrukcji państwa polskiego w ogóle. Otóż w systemach nieprzyjaznych obywatelom korupcja bywa racjonalnym sposobem na ominięcie nonsensownych przepisów. Taka była m.in. przyczyna jej powszechności w Peerelu.
Do walki z korupcją potrzebne jest uderzenie w obie strony układu: dającego i biorącego. Przy czym znacznie skuteczniejsze jest wyrobienie wśród potencjalnych łapówkodawców odruchu niedawania niż zastraszenie łapówkobiorców. Żeby jednak wymagać od obywateli współpracy w tym przedsięwzięciu, trzeba im stworzyć do tego warunki: muszą mieć poczucie, że państwo rządzi ich życiem w racjonalny sposób, że im go nie utrudnia ponad miarę, a więc łapówka nie jest uzasadniona. W dzisiejszej Polsce obywatel ma przekonanie dokładnie przeciwne i trzeba uczciwie powiedzieć, że przyczyniły się do niego wszystkie rządy od połowy lat 90., włącznie z poprzednim i obecnym.
Podałem przykład: polskie drogi są dzisiaj usiane poustawianymi kompletnie bez sensu ograniczeniami prędkości, skwapliwie wykorzystywanymi przez policję lub miejscową straż miejską do zarabiania pieniędzy. Kierowca, złapany na pustej, prostej, szerokiej drodze poza obszarem zabudowanym, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 60 km na godzinę, doskonale wie, że zatrzymującym go nie zależy na bezpieczeństwie, ale po prostu wypełniają postawione przed nimi przez zwierzchników normy finansowe. Mówiąc wprost – szukają jeleni. Zdaje też sobie sprawę, że ograniczenie prędkości, które stało się przyczyną jego zatrzymania, jest pozbawione sensu. W związku z tym ma silną motywację, aby uniknąć płacenia mandatu i zarabiania punktów karnych, dając policjantowi w łapę, nie ma bowiem choćby śladu przekonania, że zostaje ukarany słusznie. A ten ślad przekonania o słuszności przepisów, norm i zakazów jest właśnie czasem potrzebny osobie potencjalnie uczciwej (czyli potrzebującej sprzyjających okoliczności, aby stanąć po stronie uczciwości), aby uniknąć dawania w łapę.
Ten przykład można odnieść do niezliczonych innych sytuacji, gdy obywatel staje wobec jawnie nonsensownych przepisów, tworzących w dodatku idealną okazję dla urzędników różnego rodzaju, aby domagać się bakszyszu.
Zatem sama walka z korupcją, polegająca na ściganiu i represjach, nic nie da. Równolegle trzeba by pracować nad drastycznym uproszczeniem przepisów, kasowaniem koncesji, likwidacją uznaniowości urzędniczych decyzji, zmniejszeniem liczby przepisów w ogóle. Innymi słowy – nad rozsądną liberalizacją państwa. To zaś się wcale nie dzieje – przeciwnie, aktywność polityczna, a co za tym idzie – urzędnicza są skierowane w dokładnie przeciwną stronę. I tak było również za rządów PiS.
Tu przeszedłem do drugiej kwestii: radość Mariusza Kamińskiego z powodu rychłego zapewne uchwalenia ustawy hazardowej jest bezzasadna. Ustawa ta bowiem tworzy nowy obszar korupcjogenny, poprzez stworzenie konieczności wydawania koncesji na kasyna, a poprzez restrykcyjne podejście do wystawiania automatów do gier, wpycha znaczną część tego biznesu już całkiem wprost w łapy zorganizowanej przestępczości. W ostatnią niedzielę w „Antysalonie” stwierdziłem, i podtrzymuję to stwierdzenie, że projekt ustawy wygląda, jakby był pisany na zamówienie świata przestępczego. Być może to jedynie wynik pośpiechu i bezmyślności twórców projektu – chciałbym w to wierzyć. Nie zmienia to postaci rzeczy, że skutki będą fatalne. (Pomijam tu aspekt uznaniowego skrępowania wolności działalności gospodarczej, co jest groźnym precedensem, a o czym bardzo słusznie napisał już dr Migalski.)
Mariusz Kamiński w swoim zadowoleniu zaprezentował postawę charakterystyczną nie tylko dla bliskiej mu politycznej formacji, ale dla większości polskich polityków w ogóle: rozwiązaniem problemów z funkcjonowaniem państwa są kolejne ograniczenia, zakazy, koncesje. Nie winię byłego szefa CBA za ten sposób myślenia: jego zadania były całkiem inne i wypełniał je w większości nieźle. Trudno zresztą wyobrazić sobie państwo bez żadnych przepisów, ograniczających swobodę, a od pilnowania ich przestrzegania jest m.in. CBA właśnie. Gorzej, jeśli tę naiwną wiarę w moc zakazów i koncesji oraz niezrozumienie, że państwo nieskorumpowane to państwo dające obywatelom wolność, bo wolność nie tworzy okazji do korupcji, podzielają ci, którzy mają w rękach władzę tworzenia prawa. Przy czym nie mam wątpliwości, że w znacznej części jest to wiara jedynie deklaratywna, faktycznie zaś idzie o to, aby woda była dość mętna, żeby Rysiek czy Janek mogli w niej łatwiej łowić.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka