Profesjonalista obnażyłby mielizny przekonań kandydata, zadając mu celne i przemyślane pytania. Stanowski odstawił zamiast tego szopkę, przy okazji napędzając popularność Maciaka. Tak jakby chciał się zameldować głównemu nurtowi: "Słuchajcie, jakby co, to jestem z wami".
Z panem Stanowskim mam zawsze tak samo: on sam lub Kanał Zero robi ileś rzeczy, które zjednują mój szacunek i o których można spokojnie powiedzieć, że zastępują misję mediów publicznych – po czym następuje ta jedna rzecz, która niemal całe moje uznanie niweczy i po której znów nie sposób pana Stanowskiego traktować ani poważnie, ani jako alternatywy dla systemowych mediów.
W trakcie tej kampanii pan Krzysztof Stanowski zaczął od projektu jej systemowego okpienia, który nie wzbudził mojego entuzjazmu. Wskazywałem – i nadal uważam, że nie bez racji – iż dołączenie przez trefnisia do kulawego i słabego wyścigu tego wyścigu nijak tego wyścigu nie uleczy. Z czasem jednak zacząłem opinię łagodzić, ponieważ okazało się, że pan Stanowski swoją rolę grał z wdziękiem, a momentami z sensem, jak podczas debaty sztabu pana Trzaskowskiego w Końskich.
Przedsięwzięty przez niego projekt przepytania wszystkich kandydatów na prezydenta również przedstawiał się interesująco, także dlatego, że po raz pierwszy pytającym byłby inny kandydat na prezydenta (nawet jeśli nie całkiem poważny). Inna sprawa, że szybko pojawiło się pewne rozczarowanie, bo pan Stanowski te rozmowy przeprowadzał jednak w specyficznym, mało drążącym stylu. Przynajmniej wobec niektórych. Było to widoczne szczególnie podczas ponad trzygodzinnego spotkania z panem Karolem Nawrockim, który został – trzeba to wprost powiedzieć – potraktowany nadzwyczaj łagodnie. Pan Stanowski w swoim cyklu rozmów nie zachowywał się jak rasowy dziennikarz, ale raczej jak gospodarz talk-show, któremu zależy, żeby goście go lubili i nadal odwiedzali.
W ramach tego projektu pojawił się w jego studiu pan Maciej Maciak. Muszę przyznać, że bardzo dawno już nie czułem takiego zażenowania jak oglądając tę może dwuminutową „rozmowę”.
Pana Maciaka nie znałem, póki nie okazało się, że zdobył podpisy i kandyduje na prezydenta. Nawet wtedy jednak nie miałem pojęcia o jego ekscentrycznych poglądach. Gdy próbował je przedstawiać w czasie debaty w TVP w Końskich, niewiele z tego zrozumiałem. Dotarły do mnie jedynie jakieś absurdalnie pacyfistyczne wywody i opowieści o złych korporacjach. Jednocześnie jednak zaczęto mówić więcej o jego poglądach, wyrażanych także w innych miejscach. Wisienką na torcie była jego głośna odpowiedź w debacie „Super Expressu” na pytanie pana Marka Jakubiaka: „Czy podziwia pan Władimira Putina?”. Pytanie oczywiście nieprzypadkowe, ale nawiązujące do innych deklaracji pana Maciaka. Pan Maciak odpowiedział twierdząco, wskazując na konkretne cechy, jakie jego zdaniem prezydent Rosji posiada, a które każą go „podziwiać”. Co w polskiej rozemocjonowanej debacie natychmiast wznieciło oczywiście histerię.
Gdyby odpowiedź pana Maciaka wyjąć z kontekstu innych jego deklaracji, miała ona oczywiście pewien sens. Przywódca może być niemoralnym tyranem, ale jednocześnie może być wybitny. Można jak najbardziej spierać się i dyskutować o tym, czy wybitny byli Czyngis Chan, Mao Zedong albo Józef Stalin, a w konsekwencji – czy się ich podziwia za ich skuteczność, konsekwencję, osiąganie celów - choć jako żywo żaden z nich nie zasługuje na podziw pod względem etycznym. A nawet przeciwnie. Dokładnie tak samo można dyskutować o Władimirze Putinie, zastrzegając, że pozytywna ocena pana Maciaka nie jest bynajmniej oczywista i bezdyskusyjna. Można bowiem równie dobrze argumentować, że Putin nie jest skuteczny i nie osiąga swoich celów. Tyle że to jest już całkiem inna dyskusja.
Pan Stanowski zaprosił zatem pana Maciaka do swojego programu, aby mieć pełną kolekcję kandydatów. Zaprosił, po czym zadał mu tylko jedno pytanie: czy faktycznie podziwia Putina? Pan Maciak zaczął odpowiadać twierdząco, tłumacząc swoją motywację, ale pan Stanowski nie wydawał się tym już zainteresowany. Oznajmił, że jemu to wystarczy i wyszedł. Pan Maciak został sam w studiu, gdzie jeszcze przez jakiś czas mówił do widzów, opowiadając, co się wydarzyło, po czym wyłączono mu mikrofon.
Tłumacząc swoje zachowanie, pan Stanowski zamieścił później na X wpis intelektualnie po prostu denny i zwyczajnie prymitywny:
Miał być w Kanale Zero każdy kandydat na prezydenta i był/będzie. Kiedy jednak dziś okazało się po pierwszych dwóch pytaniach, że mój gość dalej ma ochotę wykorzystywać mój kanał do szerzenia ruskiej propagandy, nie miałem zamiaru tego ciągnąć. Bo nie po to zakładałem Kanał Zero, żeby puszczać takie treści i słuchać o godnym podziwu i szacunku Putinie. Dostał towarzysz Maciak szansę, nie wykorzystał, może się teraz spłakać agencji TASS. Osobom rozczarowanym i takim, które uważają, że tak nie można traktować ludzi odpowiadam, że nie można to raczej traktować ludzi tak, jak robi to Putin. Ustalmy jakąś logiczną gradację.
Nie chce mi się nawet rozkładać tego steku manipulacji i chwytów erystycznych na czynniki pierwsze. Dość, że pan Stanowski użył pojęć kluczy, takich jak „ruska propaganda”. Sam zaś zaprzeczył sobie, bo skoro „nie po to” zakładał Kanał Zero, to po co w ogóle zaprosił tam pana Maciaka oraz co najmniej kilkoro innych wyjątkowo kontrowersyjnych gości?
Myślę, że każdy, kto zna moje poglądy w sprawie Rosji, doskonale to wie, ale muszę mimo wszystko, gwoli staranności, przypomnieć: za szczególnie groźne uważam podtrzymywanie iluzji, że Rosja jest krajem wolności i obrony tradycyjnych wartości. A taki pogląd niestety bywa przez niektórych w Polsce wyrażany. Skąd się to bierze – to temat na inną analizę. Uważam, że ofiarą tego sposobu fałszywego widzenia Rosji padł także pan Maciak.
Jednak mówimy o kandydacie na prezydenta, który zdobył ponad 100 tys. podpisów i uczestniczy w wyścigu na takich samych prawach jak inni. Pan Stanowski, jak rozumiem, jest w ostrej kontrze do poglądów pana Maciaka. Mógł zatem albo go w ogóle nie zapraszać, wiedząc przecież doskonale, co od niego usłyszy, albo podjąć z nim rozmowę i zadając dobrze przemyślane i wycelowane pytania wskazać mielizny w przekonaniach kandydata. Tak zachowałby się profesjonalista. Ta druga metoda byłaby znacznie lepsza – o ile oczywiście pan Stanowski byłby w stanie panu Maciakowi intelektualnie i pod względem wiedzy o faktach sprostać.
Właściciel Kanału Zero wybrał jednak metodę najbardziej prymitywną i cepiastą. A przy tym obraźliwą już nawet nie dla samego pana Maciaka, ale dla wspierających go ludzi. Tych zaś trochę jednak jest. Czy miał prawo? Jako szef prywatnego Kanału Zero – oczywiście – tak jak Republika, jako prywatna telewizja, miała prawo pana Maciaka w ogóle do debaty nie zapraszać. Ale nie o tym mówimy. Mowa jest o ocenie jego poczynań. I tu odnieść można wrażenie, jakby pan Stanowski zapragnął w ten dość prostacki sposób odhaczyć się w jakimś rejestrze. Jakby się gdzieś meldował: „Słuchajcie, ja jestem jednak z wami, nawet jeśli od czasu do czasu muszę robić wrażenie, że jestem antysystemowy. Ale to, wiecie, tak tylko dla zmyły”.
Już dawno temu pisałem, że Kanał Zero ma pewne czerwone linie. Są tematy czy sfery, w których zawsze idzie po linii. Jak się okazuje, tu widzimy jeden z takich tematów.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka