Zastanawiając się nad tym, jaki był mijający rok, nie mam miłych myśli. Był po prostu fatalny. Nie dla mnie osobiście, ale dla mojego kraju.
Nie chcę jednak nikogo dołować przykrymi myślami. Dzisiaj, a zwłaszcza jutro, jest radosny dzień. I całkiem niespodziewanie, przypadkiem, trafiłem na historię o pani Anecie z Tarnobrzega. Historia nie jest specjalnie wesoła, ale też nie jest smutna, bo przecież dziecko się urodziło, a jego matka ma wielką wolę życia. O tej pani, która zdecydowała się zaryzykować własne życie, ale urodzić, zamiast – jak Alicja Tysiąc – domagać się zabicia dziecka z powodu rzekomo jej grożącego pogorszenia wady wzroku, dużo się mówić nie będzie. I na pewno nie pomogą jej żadne feministki – nie mieści się w ich „narracji” i do niczego nie mogą jej wykorzystać.
Lecz wynika z tej historii kilka optymistycznych refleksji. Po pierwsze – cieszy, że dziecko jest na świecie i ma się doskonale. Po drugie – okazuje się, że mimo zmasowanego ideologicznego ataku wciąż są ludzie, którzy potrafią się zachować właśnie jak ludzie, nawet w ekstremalnych sytuacjach, a nie jak egoistyczne, samoistne monady. Po trzecie – jest tam, na miejscu, spora grupa ludzi, która musi uważać decyzję pani Anety za słuszną, skoro jej pomagają i organizują dla niej koncert.
Zamiast pisać o 10 kwietnia (temat wybitnie uwierający premiera Tuska, co stwierdzam po spotkaniu kolegium redakcyjnego „Faktu” z szefem rządu dwa dni temu), o prezydenckim wyborze Polaków, o ograniczaniu wolności w mediach i mnóstwie innych niemiłych spraw – wolę napisać o tej zwykłej, ludzkiej historii, która daje nadzieję. Trzymajmy kciuki za jej bohaterów, pomyślmy o nich w wigilijny wieczór.
Wszystkim moim Czytelnikom – i tym ze mną sympatyzującym, i tym, którzy mnie nie znoszą, i tym, którzy czasem się zgadzają, a czasem nie – życzę spokojnych, rodzinnych, radosnych i jednak optymistycznych świąt Bożego Narodzenia.
P.S. Mam poczucie, że jestem winny kilka słów wyjaśnienia w związku z moją rzadszą niż kiedyś obecnością w Salonie24. Mam niestety poczucie pewnej jałowości. Blog ma sens – tego mnie Salon24 nauczył – o ile pozwala na komunikację i dyskusję z czytelnikami. W Salonie24 ta dyskusja uległa skrajnej rytualizacji. Znam po nickach lub osobiście większość osób, które biorą w niej udział i – niestety – jestem w stanie przewidzieć z 95-procentowym prawdopodobieństwem, jakie będą ich komentarze w zależności od tezy mojego tekstu. Nieszczęściem polskiego życia publicznego jest, że – dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek – trwa w nim podział już nawet według kryteriów ideologicznych, ale wprost partyjnych. Mnie niespecjalnie bawi branie udziału w takiej zrytualizowanej wojnie, uważam to po prostu za stratę czasu, stąd rzadsze niż kiedyś pisanie.
Raz jeszcze – radosnych Świąt!
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka